Przepraszam, ze się doklejam ale tak poradzili mi "starsi"
proszę o opinie
Prawo poezji
Było gorąco, bardzo gorąco, pastuszkowie schowali się w cień rzucany przez kępę pokracznych drzew. Trzeba było przeczekać skwar południa. Cienia szukały także zwierzęta, których doglądali. Kozy, jedna krowa i kilkadziesiąt gęsi pochowały się w zielsku i szuwarach, które obficie obrastały okoliczną sadzawkę. Szóstka dzieci wiedziała, że upał jest teraz ich sprzymierzeńcem, żaden zwierzak nie będzie miał ochoty na wycieczki w taką pogodę. To samo tyczyło się lisów. Mogły nie obawiać się straty inwentarza, co oddalało perspektywę wygarbowania ich pastuszej skóry przez właścicieli zwierząt.
Kępa drzew szybko rozbrzmiała gwarem podekscytowanych głosów. Dzieciaki, sprzeczając się i popiskując grały za pomocą kolorowych koralików w jedną z wielu gier, które dorosłym wydawały się niezrozumiałe i zupełnie pozbawione sensu- jakby zapomnieli, że kiedyś też byli dziećmi.
Nieopodal, samotnie przycupnęła nieruchoma postać. Była to drobna dziewczynka o smutnej, bladej twarzy. Mimo upału cała owinięta była burą opończą. Wystawała z niej jedynie głowa z czupryną lnianych, potarganych włosów. Co jakiś czas spod opończy wydobywała się para dłoni trzymająca fujarkę i przez kilka chwil w ciszy południa, cykanie świerszczy przenikała rzewna melodia.
Mimo, że dziewczynka była tu od rana ze swoim małym stadkiem gęsi pozostałe dzieci traktowały ją teraz jak powietrze. Z początku przyglądały jej się i poszturchiwały wzajemnie zachęcając do zaczepki. Żadne z dzieci jej nie znało i nie widziało wcześniej. Ale było w niej coś tak dziwnego, że nawet dwaj najstarsi, dziesięcioletni chłopcy, którzy wyrastali na wioskowych łobuzów nie odważyli się do niej zagadać. Ona też nie szukała kontaktu z grupką pastuszków i niedługo znudziła się im ta milcząca nieciekawa postać. Nawet dźwięki fujarki przestały zwracać uwagę pastuszków.
Zagrała kolejny raz po czym zastygła z fujarką w ręku. W pewnej chwili poruszyła się i spojrzała w stronę zagajnika, którym kończyła się łąka. Tam w zaroślach cos szamotało się słabo. Coś zagęgało. Dziewczynka podniosła się, rozejrzała za swoim stadkiem. Było widać tylko kilka gęsi. Pozostałe, schowane w szuwarach nie dawały się policzyć. Dziewczynka ruszyła w stronę lasu prawie biegnąc. Zbliżając się coraz wyraźniej słyszała szamoczącą się gęś
Weszła między drzewa i wtedy zobaczyła szare pióra w zaroślach. Wciąż milcząc zatrzymała się. Po chwili jakby wahania powoli, nieśmiało ruszyła w stronę zaginionej gęsi.
Nie mogła widzieć, przyczajonej sylwetki za jednym z sąsiednich drzew. Gęś była naprawdę świetnym pomysłem. Jeszcze kilka kroków...
Runął na nią bez słowa, trzasnęła gałąź, ale był zbyt blisko by zdążyła mu uciec. Obróciła się w jego stronę. Zobaczył jej puste wpatrzone w niego oczy. Nawet nie zdążyło w nich pojawić się przerażenie W pędzie, dopadając jej uderzył krótką drewnianą pałką w skroń. Skrzywił się w grymasie eufori- za chwilę będzie należała do niego. Uderzył pewnie, jak tyle razy przedtem. To, że chybił zaskoczyło go. Dziewczynka prysnęła w bok. Pod prawym, uzbrojonym w pałę ramieniem potężnego mężczyzny. Napastnik błyskawicznie obrócił się ku niej wznosząc ponownie pałkę do uderzenia na odlew i szczerząc zęby w przerażający sposób. Dziewczynka jednym ruchem oswobodziła się z opończy, zrywając ją i ciskając furkocząca tkaninę w kierunku draba. Przez chwilę zasłoniła mu tym widok. Ryknął odrzucając materiał na bok i szukając jej wzrokiem. Była tuż przed nim i nie wyglądała już jak dziewczynka...Nie dała mu czasu na zdziwienie. Przypadła do niego w niskim wypadzie zakończonym wyrzutem ręki. Działo się to tak szybko, że nie uczynił najdrobniejszego ruchu. Cios był silny i poraził mężczyznę bólem. Cofnął się o krok, zginając wpół i opuszczając oba ramiona. Ten ktoś, kto przed chwilą był jeszcze dziewczynką płynnym ruchem poderwał się pomagając sobie chwytem prawą ręką za ramię napastnika powyżej jego łokcia. Druga dłoń pomknęła ku twarzy draba. Zobaczył błysk i poczuł dziwny ucisk krtani. Nim dotarło do niego, że ma do czynienia z nożem kolejne uderzenie wywołało eksplozję bólu w splocie słonecznym i odrzuciło go do tyłu. Zatoczył się i upadł na plecy wypuszczając po drodze pałkę. Dopiero teraz ból w pełni znalazł drogę do jego świadomości. Czuł pulsujące kłucie w pachwinie, dławienie w gardle i miażdżący ból w piersiach. Usta wypełniła mu krew. Czuł też krew spływającą strumieniem po szyi Spojrzał i dostrzegł, że spodnie, brzuch i klatkę piersiową pokrywają powiększające się plamy jasnej czerwieni. Przetoczył się na brzuch i zdołał się poderwać na nogi w bezmyślnym odruchu ucieczki. „Dziewczynka” stała z upuszczonymi rękami przyglądając się jego wysiłkom niemal ze znudzeniem. Lewa dłoń trzymała wciąż nóż o szerokiej głowni. Prawa ręka sięgnęła ku głowie i zdjęła z niej szopę blond włosów, która okazała się być zwykłą peruką, do tego naprawdę kiepsko wykonaną i wyleniałą. Przedramieniem wytarła twarz. Ranny w tym czasie przebiegł kilkanaście kroków, po czym nagle padł uderzając przy tym twarzą w rosnącą opodal brzózkę. Zsunął się po drzewie opadł na bok a jego ciało ogarnęły drgawki.
Wiedźmin uśmiechnął się wrednie. Typowa reakcja, pomyślał, przebite arterie w pachwinie, szyi i aorta. Nawet przy takiej dawce adrenaliny jaką miał wilkołak w pewnym momencie ugodzony gaśnie jak świeca. Widział to tyle razy...
Tyle razy też posługiwał się tą samą prostą iluzją co dziś. Wystarczy opończa, blond wiecheć na głowie, trochę firmowej magii i każdy lykantrop się nabiera. Miał swój własny pogląd w tej materii. Wilkołak wierzył bo pragnął dziewczynki. Pastuszkowie mimo magii czuli, że coś nie gra. Sprytni gówniarze- pomyślał.
Rozejrzał się, ale wyglądało na to, że nikt nie dostrzegł tego, co zaszło. Zaginięcia też nikt by nie dostrzegł.
Podszedł do leżącego. Drgawki juz ustały i ciało stało się zupełnie bezwładne. Przyjrzał się twarzy i zastanowił czy widział już tego człowieka.
Te wsiowe głupki-skrzywił się- sądzą, że wilkołak jest obrośnięty sierścią i zabija w nocy. A wszystko dlatego, że dziewczynkę uznaliby za zaginioną dopiero gdyby nie wróciła na wieczór z gęśmi a zwłoki znaleźli najwcześniej rano gdyby ten przyjemniaczek zmęczył się zaspokajaniem swoich zachcianek. Przypominałaby wtedy befsztyk.
Pełnia jest przecież dziś w nocy.
Jak zwykle trzeba będzie znaleźć jego kryjówkę –zanim zgodzą się mi zapłacić, bo pewnie tam trzyma swoje trofea.
Odczuwał profesjonalne znudzenie tematem. Podrapał się w głowę- łysina swędziła go od całego dnia noszenia peruki. I to w taki upał!?
Ciekawe czy ten moczymorda, który włóczy się za nim od tygodni ze swoimi wierszami o tym też będzie chciał napisać poemat. Ten ostatni wiedźmin ocenił jako niezły. Oczywiście z rzeczywistością jak zwykle nie miał nic wspólnego. Harold nie znał się na poezji ale uśmiał się setnie gdy Jaskier czytał mu swój epos. Znali się z poetą od kilku lat i przypadli sobie do gustu. Moczymorda przekonywał, że prawem poety jest po swojemu opowiadać historię i nie ma to, jego zdaniem , nic wspólnego z kłamstwem. Jak on to nazwał? „subiektywna wizja artysty”. Ciekawe na ile to wpływ alkoholu. Poza tym poeta twierdził, i to przekonało wiedźmina bardziej-że tylko taką opowieść uda mu się sprzedać gawiedzi. Nawet imię mu zmienił! Mówił, że Harold to zbyt pospolite. Wiedźmin potrzebował towarzystwa i nudził się samotną wędrówką więc tolerował nawet takie stwierdzenia. I sam się sobie dziwił.
Ciekawe- uśmiechnął się krzywo- w jakiego siedmiogłowego smoka zamieni dzisiejszego wilkołaka?
Ostatnio Jaskier zrobił z Harolda w swoim poemacie wyśmienitego fechtmistrza. Problem polegał na tym, że wiedźmin o fechtunku wiedział tyle, co o hodowli szynszyli, czyli nic. Miecz zresztą był zupełnie nieprzydatny w jego rzemiośle. Ani świeżo zmarły wilkołak ani strzygi i utopce, ani nawet wije szermierki nie trenowały. Siła wiedźmina polegała na szybkości, zręczności i gusłach, których tajemnicy strzegł nawet przed Jaskrem. Z potworami rozprawiał się zaś nożem jak dziś albo „świńską szablą”- krzywym mieczem z bardzo długim trzonkiem.
Przekonał się o tym ten hrabia-notabene Jaskier zrobił z niego siedmiu ludzi- może gorzałka zwielokrotniła odbiór rzeczywistości?
Hrabia, jak mówił Jaskier, uchodził za znakomitego szermierza i był doświadczonym pojedynkowiczem. Chciał się bić na ostre najpierw z Jaskrem a gdy interweniował Harold-chcący dowiedzieć się o co chodzi-zaczął nalegać na walkę z wiedźminem. Harold o pojedynkach pojęcie miał nieco spaczone swoim doświadczeniem zawodowym. Wystarczył jeden cios- celnie rzucona znad głowy „świńska szabla” przetrąciła obie nogi szermierza. I zupełnie nie rozumiał jęków Jaskra, który bredził coś o honorowej walce.
Pochłonięty takimi myślami związał kończyny wilkołaka i okrył go opończą tworząc zgrabny tłumoczek. Naciął kilka długich kijów, które związał razem u jednego końca. Na rozłożonych kijach umieścił ciało i pociągnął za związany koniec. O ćwierć mili stąd miał ukrytego konia i musiał tam dotrzeć.
Łysy jeździec ciągnący za koniem tobołek wzbudził we wsi żywe zainteresowanie. Mieszkańcy, którzy trafem byli w siole otoczyli go szepczącym wianuszkiem. Z pobliskiej karczmy zwabiony gwarem wyszedł szczupły mężczyzna o jasnych, prawie białych włosach. Na plecach ekstrawagancko nosił miecz.
|