Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 29.03.2024 @ 11:54:52

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
Post: 14.12.2004 @ 17:41:38 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
Umieszczam to opowiadanie własnie tutaj, bo chcę by było ocenione przez specjalostow (ale i nie tylko) i to ocenione szczerze. Nikt mnie tu nie zna, wiec bedzie wam prosciej powiedziec od serca... zapraszam do czytania

Stado kruków przeleciało nad miejscowym ratuszem. Gdzieś w dzielnicy portowej zapiał kogut, by oznajmić rozpoczęcie kolejnego dnia.
Gubernator niechętnie wstał ze swego łoża i wolnym krokiem ruszył ku oknu. Zziębniętymi rękami przetarł oczy i spojrzał na zamarłe o tej porze miasto. Śnieg, który intensywnie padał od kilku dni, po raz kolejny przykrył brukowane chodniki, na których po chwili zaczęli pojawiać się pierwsi mieszczanie. Używając nowoczesnych przyrządów zaczęli sprzątać śnieg z ulic oraz swych domów.
Dowódca Khorinis odsunął się od szyby i z powrotem usiadł na łożu. Robił to codziennie. I podobało mu się takie życie. Był trzecim z rzędu gubernatorem Khorinis po tym, jak wielki Lord Hagen zamknął wrota Górniczej Doliny. Nie było go jeszcze wtedy na świecie, jednak słyszał wiele opowieści od swojego dziadka – generała Lee. Przestudiował też niejedną księgę dla upewnienia się, że portowe miasto jest teraz bezpieczne. Jednak dwie strony z pamiętnika Lorda Hagena były wyrwane i dowódca Khorinis mimo wielu prób, nie mógł odnaleźć brakujących części.
Ktoś zapukał do pokoju. Kiedy usłyszał pozwolenie, pchnął drzwi nogą i wszedł ze srebrną tacą, na której znajdowało się syte śniadanie. Położył posiłek na drewnianym, rzeźbionym stoliku i w milczeniu wyszedł.
Gubernator siadł na krześle i ugryzł kawałek szynki. Nie wiedział czemu, jednak ostatnimi czasu coraz częściej przypominały mu się dwie wyrwane kartki, które z każdą myślą napełniały go trwogą. Zdawał sobie sprawę z tego, że informacje tam zawarte mogły być dla kogoś bardzo cenne. Ale mogły to być także zwykłe stronnice pisujące kilka kolejnych dni.
Rozmyślenia te przerwał mu jeden z pachołków, który wbiegł do pokoju bez pukania.
- Co do cholery... – krzyknął dowódca Khorinis.
- Od strony farm nadciągają orkowie – wysapał służący – Jest ich podobno około trzech setek.
- Na Innosa, jak są daleko?
- Maszerują od Górniczej Doliny, są już na wysokości farmy Sekoba. Strażnicy, którzy pilnują chłopów za kilka minut powinni być w mieście.
- Każ zadzwonić na alarm. Wszyscy zdolni do noszenia broni mają się zjawić na placu wisielców za dziesięć minut.
Pachołek wybiegł, a gubernator szybko ubrał na siebie codzienne szaty, długą kolczugę i pozłacany napierśnik. Podszedł do małej skrzyni stojącej przy łóżku i wyciągnął z niej okrągłą tarczę, srebrny szyszak oraz półtoraręczny, zdobiony miecz.
- Długi czas czekałem na tą chwilę – rzekł do siebie dowódca miasta i zbiegł po schodach. Na dole czekała już na niego jego straż przyboczna przygotowana do walki.
- Panie – powiedział jeden z nich, gdy ten wsiadał na swego białego rumaka – kilku paladynów będących tu w gościnie postanowiło walczyć w obronie miasta. Będzie to dla nas wielkie wzmocnienie.
- Zbierz wszystkich, niezależnie od ich umiejętności – warknął gubernator i galopem ruszył ku placowi wisielców.
Budynki, które jeszcze przed chwilą stały w ciszy przykryte grubą warstwą śniegu, teraz jak nigdy tętniły życiem. Każdy z mężczyzn, niezależnie od swego wieku, miał obowiązek stawić się podczas ruszenia, by bronić swego kraju. Tak nakazywało stare prawo Myrthany, które było z jednej strony bardzo surowe, a z drugiej było jedyną możliwością przerwania wojny.
Dzwonnik nie żałował swych rąk i w każdej części Khorinis usłyszeć można było wezwanie do walki. Kiedy gubernator dotarł na plac wisielców, zastał tam już kilka dziesiątek mężczyzn czekających na rozkazy. Wszedł na wysoki podest u zaczął przemówienie:
- Wojownicy! Przyjaciele! Bracia! – zaczął – Ten dzień jest dniem sprawdzenia waszej odwagi! Jest to dzień prawdy, który pokaże, kim tak naprawdę jesteśmy! Jest to dzień, który odkryje prawdziwą siłę wojowników Khorinis.
Po tłumie przeszedł okrzyk aprobaty.
- Lecz nie jest to dzień naszej śmierci! Nie jest to dzień zniszczenia tego miasta! Jest to dzień, który pokaże orkom, że to my rządzimy wyspą! Za honor Khorinis!
- Za honor! – odkrzyknął tłum.
Gubernator zszedł z podestu i zbliżył się do ubranego w płytową zbroję dowódcę toporników.
- Ile mamy ludzi? – zapytał z małym niepokojem z głosie.
- Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. W sumie na placu jest teraz siedem dziesiątek ludzi. Liczymy jeszcze na przynajmniej czterdziestu, do tego dochodzą obrońcy farm. /
- Czyli powinno być nas około półtora setki – dowódca Khorinis odetchnął z ulgą – Czy uzbrojenie jest wystarczające?
- Średnio wychodzi szeroki miecz, zbroja i tarcza na piechura. Mamy też w koszarach sporo łuków.
- A co z kawalerią?
- Dwadzieścia dobrze uzbrojonych koni jest gotowych do walki. A ludzi się znajdzie... – wojownik uśmiechnął się.
- Zrobimy tak: na mur poślemy siedemdziesięciu łuczników. Ty weźmiesz swoich toporników i będziecie czekać na placu wisielców. Nie wiemy, skąd nadejdzie atak.
- A co z resztą?
- Ja będę czekał na czele kawalerii i w razie zniszczenia bramy postaram się wypchnąć za nią orków. Reszta pozostanie pod samymi wrotami i będzie je barykadować.
- A jeżeli wróg zaatakuje też od strony morza?
- To Khornis upadnie...
Gubernator wsiadł na wierzchowca i odjechał w stronę górnego miasta. Dobrze wiedział, że bitwa nie będzie łatwa. „Bitwa!” - przeszło mu przez głowę – „To może skończyć się oblężeniem, które zabije nas w bardzo krótkim czasie…Pozostaje mi tylko modlitwa Innosa, nic więcej już nie zdziałam…”
Poranne słońce odbijało się na napierśnikach toporników. Stali pewnie, ubrani w pancerz, szyszaki i długie, ciemnoczerwone płaszcze. Dla niektórych nadchodząca bitwa miała być pierwszą w życiu, dla innych tylko kolejną formalnością. Jednak każdy czuł rosnący w sercach niepokój, nikt nie wiedział z jak dużą siłą uderzą orkowie.
- Czy mangonele są gotowe do wystrzału – zapytał jednego z wojowników Alvar, dowódca łuczników.
- Oczywiście, panie – odpowiedział wysoki mężczyzna gładząc palcami jedną z długich strzał – Czekają na rozkaz wystrzału.
- To dosk… jasna cholera! Przygotować się do ataku! – krzyknął Alvar – Wróg nadciąga!
Dziesiątki mężczyzn napięły łuki i wymierzyły w nadciągające oddziały. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że orków wcale nie jest tak dużo, jak mówił pachołek, lecz o połowę mniej. Jednak kiedy zza podstawowych wojsk w stronę miasta zaczęto prowadzić wielkie katapulty, serca obrońców pełne były lęku i niepewności.
Istotnie, można było przerazić się, widząc ponad dwustu pięćdziesięciu orków, a pomiędzy nimi ogromny, odlany z wyjątkowo potężnego metalu taran. Ciągnęło go kilkunastu zielonoskórych, którzy nie zważając na zmęczenie, za wszelką cenę chcieli zdobyć portowe miasto.
Kiedy wojska wroga znalazły się wystarczająco blisko, dowódca łuczników kazał wystrzelić pierwszą salwę. Strzały wtapiały się w ciała orków, lecz mimo wielkiej siły pozbawiły życia tylko nielicznych.
Zerwał się silny wiatr, a do tego ciągle padał gęsty śnieg. Wojownicy Khorinis czekali w napięciu na posunięcia wroga, wiedząc, że nie wytrzymają długo na tak wielkim mrozie. Było już koło godziny dziewiątej, ocieplało się, jednak nie na tyle, by ogrzać zmarznięte ciała łuczników.
- Salwa! – zawołał Alvar. Kolejny grad strzał niespodziewanie runął w stronę zielonoskórych, pozbawiając życia kolejne jednostki.
- Wystrzelcie kamienie!
- Kamienie! – krzyk doszedł do baszt zbudowanych na rogach miasta. Kilkanaście wielkich głazów spadło w równo ustawione szyki orków, łamiąc kości i druzgocąc ciała. Jednak ku wielkiemu załamaniu Alvara, żaden z nich nie trafił w katapulty, które zaraz wystrzeliły pierwszą salwę w kierunku Khorinis.
- Uwaga! – zawołał jeden z łuczników zaraz przed tym, jak mur pod jego stopami został strzaskany i spadł na dół.
- Zaczęła się prawdziwa walka o przetrwanie – rzekł do jednego z paladynów gubernator – niech część ludzi szczelnie zabarykaduje wejście. Wróg zaraz tu będzie.
Strażnicy rzucili się pod bramę i zablokowali ją długimi, potężnymi belkami.
- Jak sytuacja na górze, Alvarze? – zawołał dowódca Khorinis.
- Orkowie się zbliżają – odkrzyknął młody łucznik napinając kolejną strzałę i całując ją na szczęście – Strzelać bez rozkazu – dodał do podopiecznych i wypuścił pocisk, który poszybował w stronę zielonoskórych - Wylejcie na nich wrzącą oliwę! Szybko!
Kilku strażników zaraz przechyliło wielkie naczynia i wylało ciecz na pchających taran orków. Z muru można było poczuć swąd palącego się ciała i zobaczyć oszalałych, płonących wrogów. Jednak radość mieszkańców Khorinis nie trwała długo, ponieważ taran wroga prowadzony już przez innych orków, po chwili uderzył z odlaną z czarnego metalu bramę.
- Nie wpuszczać ich! – zawołał gubernator, szykując swoją kopię do ataku – Konnica, szyk bojowy!
Kawaleria ustawiła się na rozkaz dowódcy i przygotowała do ataku. Było ich tylko dwudziestu, jednak wiedzieli, że pierwszym uderzeniem mają szansę zaskoczyć przeciwników.
Tara uderzył po raz drugi, tym razem odrzucając obrońców na parę kroków. Niezależnie od tego, czy ork prowadzący tą wielką machinę został ranny, bądź martwy, zaraz w jego miejsce wstępował inny i wspomagał współplemieńców. Strzały świstały nad ich głowami, a ci odpowiadali na nie potężnymi głazami.
- Jak tak dalej pójdzie, wrogowie za niedługo wedrą się na teren miasta – rzekł jeden z wojowników kawalerii – A na to nie możemy pozwolić.
- Zwyciężymy… - kolejne słowa gubernatora zagłuszył odgłos taranu, który tym razem wygiął w znacznym stopniu bramę Khorinis – Nie dopuszczam do świadomości myśli, że nasze miasto upadnie.
- Jednak nie możemy być w tym przypadku zupełnymi optymistami, panie.
- Ale nie możemy się także załamywać – gubernator uśmiechnął się – Uwierz, że niezależnie od tego, jaki dysponujemy wojskiem, zawsze jest nadzieje na zwycięstwo.
- Zapamiętam te słowa… podczas bitwy będą dla mnie bardzo cenną pociechą.
- Jak ci na imię, wojowniku?
- Jestem Manos, rycerz z kontynentu.
- Nie wybrałeś zbyt dobrego czasu na odwiedziny – po raz kolejny uśmiechnął się – Módl się do Innosa, by nie była to twoja ostatnia podróż.
- Nie będzie – rycerz opuścił swą kopię, widząc jak taran po raz czwarty trafia w stalowe wejście i zrywa łączące oba ramiona łańcuchy.
- Już za chwilę Anil, miecz Adanosa, rozbłyśnie w południowym słońcu – rzekł do siebie gubernator – Już na chwilę…
Zobaczył jak inni wojownicy czekają w napięciu i jak machina oblężnicza orków po raz piąty uderza w bramę, tym razem łamiąc belki i otwierając wrota na oścież.
- Atak – krzyknął gubernator – Za przyjaciół! Za Myrthanę! Za honor Khorinis!
- Za honor – odkrzyknęli wojownicy i szarżą ruszyli w stronę orków.
Ciemna krew zachlapała twarz dowódcy Khorinis, gdy ten wbił drzewca swej kopii w ciało jednego z napastników. Okrzyki bólu rozdzierały powietrze, jednak kawalerzyści nie mogli się nimi przejmować. Mieli tylko jedno zadanie – wypchnąć orków poza miasto, by obrońcy zdążyli chociaż w części zabarykadować zniszczoną bramę.
Kiedy pierwsze uderzenie zaskoczyło zielonoskórych, pozwolili sobie na chwilę nieuwagi. Ten moment wykorzystali łucznicy, śląc w ich stronę grad strzał. Nieosłonięci tarczami wrogowie padali jeden po drugim, nie wiedząc, z której strony się bronić.
- Varush a alurKerrel! (Przegrupować się i zabić ludzi!) – krzyknął ubrany długi, czarny płaszcz ork, dojeżdżający złowrogo wyglądającego warga, zapewne jeden z dowódców. Naciągnął bełt na kuszę, którą podał mu współplemieniec i wystrzelił w jednego z kawalerzystów.
- Powrót! – zawołał gubernator, widząc, że zielonoskórzy otrząsnęli się po szarży – Szybko!
Bełt minął go i zagłębił się w plecach młodego wojownika.
- Alvarze, zrzućcie na nich kamienie! Nie pozwólcie, by taran znów zaatakował! – krzyknął dowódca Khorinis, kiedy z powrotem znalazł się w mieście – Przytrzymajcie ich jak najdłużej!
- Rozkaz! – odpowiedział łucznik i wydał swoim podopiecznym polecenia.
Mangonele wystrzeliły po raz kolejny, tym razem niszcząc dwie z pięciu katapult wroga.
- Jeszcze tylko chwilę… - rzekł do siebie Alvar, czując, że jeżeli dalej pójdzie tak dobrze, miasto ma szansę się obronić. Tymczasem orkowie postanowili dostać się na mur i zaczęli zbliżać się z wielkimi, stalowymi drabinami.
Jeden z zielonoskórych uśmiechnął się i uniósł topór, kiedy pokonując ostatni szczebel, stanął naprzeciwko dowódcy łuczników. Ten jednak pewnie uchylił się przed ciosem i wbił swój krótki sztylet w plecy przeciwnika. Zaraz potem na murze zaczęli się pojawiać kolejni orkowie z wyrysowanym na napierśnikach znakiem Śniącego. Siali zamęt wokół obrońców, którzy powoli, lecz pewnie zaczęli schodzić po kamiennych schodach.
- Nie zwyciężymy w walce wręcz – rzekł do gubernatora Alvar z wyrazem zmęczenia na twarzy – Jest nas zbyt mało, a orków pozostało jeszcze przynajmniej półtora setki.
- Umiesz prowadzić statek? – zapytał dowódca Khorinis poprawiając w ręce kopię.
- Kiedyś miałem swój okręt, jednak dawno go sprzedałem.
- Ile osób potrzeba, by bezpiecznie dopłynąć do Myrthany?
- To zależy od wielkości statku. Na ten, którym przypłynęli paladyni wystarczyłoby dwunastu ludzi.
- Zbierz więc dwunastu żeglarzy i przygotuj okręt. Zabierzcie wszystkie kobiety z dziećmi i jeżeli Khorinis upadnie, odpłyniecie do królestwa. To rozkaz. Jesteś już zbyt wyczerpany, by dalej walczyć.
- Tak jest, panie – odpowiedział ze smutkiem Alvar – Walczcie do samego końca – po tych sowach przewiesił swój łuk przez szyję i szybkim krokiem ruszył w stronę portu.
Tymczasem coraz więcej orków pojawiało się na murze, powolnym lecz chaotycznym krokiem, spychając obrońców na dół. Ci byli już jednak zbyt zmęczeni i mniej skuteczni, niż na początku bitwy. Nie mogli utrzymać swych pozycji i dobrze wiedzieli, że jeśli stracą mur, prędko nie zdążą do odzyskać.
Gubernator przyglądał się dramatycznie walczącym wojownikom, ciągle wstrzymując swój oddział. Rozkazał strażnikom utrzymującym bramę wspomóc przyjaciół, tymczasem sam czekał na jej otwarcie, które w końcu znów musiało nastąpić.
Przywołał do siebie dowódcę toporników i wytłumaczył mu plan działania. Kiedy ten oddalił się, gubernator nerwowo spojrzał na wrota. Potężny huk przeszył Khorinis, kiedy taran uderzył w masywne ramiona umocnione drewnianymi belkami. Te, ku załamaniu dowódcy miasta, pękły już przy drugim ataku, zarazem pozostawiając bramę otwartą.
- Szarża – kawaleria ruszyła pędem w stronę orków zgromadzonych przed samym wejściem do Khorinis. Pozostawiła ich szeregi w rozsypce, jednak sama także poniosła wielkie straty. Na stanowczy rozkaz gubernatora, do walki wkroczyli zaraz także topornicy, którzy wspólnie z ciężką jazdą mieli przerzedzić wrogie oddziały.
Szczęk oręża unosił się nad polem bitwy, ludzie bronili się najlepiej, jak potrafili, jednak to było za mało na zjednoczone, orkowe plemiona z Górniczej Doliny. Broń z magicznej rudy nie była już tak wytrzymała, jak dawniej i mimo że zadawała wielkie obrażenia, nie mogła się równać z wielkimi i potężnymi toporami zielonoskórych.
Gdy po kilkunastu minutach walki w zwarciu gubernator ujrzał, że obrońcy muru zostali już prawie doszczętnie pokonani, a orkowie powoli zataczają dookoła kawalerii krąg, odcinając drogę ucieczki, zarządził odwrót. Wojsko Khorinis powili zaczęło się wycofywać, próbując utrzymać od wrogów jak największy dystans.
- Do portu! – krzyknął dowódca miasta – tam mamy ostatnią szansę na zwycięstwo!
Wojownicy odwrócili się i biegiem ruszyli w wyznaczonym kierunku. Pozostało ich niewielu, niecałe dwa i pół tuzina; mało kto z nich miał jeszcze wiarę w wygraną. Orkowie widząc uciekających wrogów wybuchnęli śmiechem i zaczęli obstrzeliwać ich z kusz. Odwrót przerodził się w krwawą rzeź niewiniątek i mimo szybkiego biegu, do portu dotarło tylko czternastu obrońców. Gubernator widząc, że nie mają już najmniejszych szans, kazał wsiąść im na czekający statek. Wojownicy zaczęli więc wchodzić na pokład, zarazem odrzucając broń i pomagając w odcumowaniu. Tylko dowódca Khorinis czekał i patrzył, jak oddziały zielonoskórych nadbiegają kupiecką ulicą.
- Panie! – krzyknął Manos – Okręt czeka tylko na ciebie!
Gubernator zawrócił wierzchowca i ruszył go w stronę statku. Tymczasem przywódca orków naciągnął na swój długi łuk dwie strzały, przymierzył i puścił cięciwę. Pociski o czarnych piórach zagłębiły się w barku gubernatora, zrzucając go z jego rumaka. Koń spłoszył się i odbiegł, kiedy warg dowódcy zielonoskórych zbliżył się do zranionego ciała.
- Całe życie żyłeś w niepewności – rzekł z uśmiechem na ustach wysoki ork, który przed chwilą wystrzelił zabójcze strzały – Nie dawały ci spokoju te dwie strony, tak? – wyciągnął zza płaszcza okrywającego kolczugę dwie pomięte kartki –„Znaleźliśmy nowe przejście do Górniczej Doliny. To wąski na osiem stóp wąwóz, słabo widoczny nawet stojąc niedaleko.” – przeczytał – „(...)Czterech towarzyszy zginęło, nie wiemy gdzie ich szukać i co się z nimi stało. (...)Orkowie otoczyli nas obóz, kiedy spaliśmy, zostało nas trzech, nie mamy szans w walce, jesteśmy przygotowani na ciężką śmierć...”
Twarz gubernatora wykrzywiła się w bólu, a zarazem w zdziwieniu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego obawy były słuszne.
- Niech Innos was potępi… - wysapał, co chwilę zatrzymując się na wciągnięcie powietrza.
- Już nas potępił – szczerząc zęby, ork cisnął w twarz wroga dwie kartki – Teraz bez obaw możesz je sobie oglądnąć.
Dowódca Khorinis próbował wstać, jednak zaraz upadł na kolana. Krew ciekła z jego zranionego barku, co bardzo go osłabiało. Do tego dochodził chłód zimowego popołudnia, który także zwiększał ból.
- Lubię patrzyć na cierpienia innych – dowódca orków był bezlitosny – Jednak twoje już mi się znudziło – uniósł swój topór na głowę – Żegnaj, wojowniku.
Krew trysnęła na brukowaną ulicę, kiedy ostrze zagłębiło się w ciele gubernatora. Ten upadł na twarz i powoli zapadał w wieczny sen. Zielonoskóry jednak długo bezcześcił jeszcze zwłoki wroga, śmiejąc się i radując ze zwycięstwa.
- Odpływamy – zawołał Alvar. Okręt ruszył z miejsca i powoli zaczął oddalać się od portu. Manos, jeden z ocalałych paladynów, długo wpatrywał się w miejsce, gdzie zginął człowiek tak przekonujący go o wierze w wygraną.
-To był jego dzień prawdy – rzekł do dowódcy łuczników – Nie nasz, tak jak mówił. My uciekliśmy, jak bezbronni wieśniacy, kiedy on zginął, ściągając na siebie uwagę wroga. To on pokazał dziś honor, honor gubernatora Khorinis, który każdy powinien posiadać. Nigdy nie zapomnę tego człowieka...
- Ja też, wojowniku – Alvar położył mu rękę na ramieniu – I zawsze pozostanie mi w pamięci jako ktoś wielki, kto nie bał się śmierci, okazywania swych uczuć oraz bycia samym sobą, bez względu na zaistniałą sytuację. On dał nam nadzieję, którą my musimy wykorzystać w naszym życiu. I to on jako jedyny pokazał, jak dbać o swoją własność, którą ktoś kiedyś powierzy nam z zaufaniem i wielką radością…

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 15.12.2004 @ 14:55:57 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
Ardhad pisze:
Używając nowoczesnych przyrządów zaczęli sprzątać śnieg z ulic oraz swych domów.
Niech zgadnę - pługów na gąsiennicach? Acha - z domów?? To na okna ich nie stać?? czy mają dziurawe dachy?? :)
Arhad pisze:
Dowódca Khorinis odsunął się od szyby i z powrotem usiadł na łożu. Robił to codziennie. I podobało mu się takie życie.

Mnie też by się podobało:)
Dalej mi się nie chciało już czytać...Zaczęłem, jak widzisz i zdecydowanie nie spodobało mi się to. Ale nikt nie jest doskonały, a na pewno nie ja... :)

_________________
audaces fortuna iuvat


Ostatnio zmieniony 15.12.2004 @ 15:32:15 przez Caribre, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 15.12.2004 @ 15:19:32 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 03.10.2002 @ 7:28:55
Posty: 7594
Lokalizacja: Sośnia Góra
Caribre pisze:
Ale nikt nie jest doskonały, a na pewno ja... :)



Zdanie w stylu przedmówcy :)))))))))))

_________________
Pozdrawiam
Jacek


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 15.12.2004 @ 15:32:54 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
jotesx pisze:
Caribre pisze:
Ale nikt nie jest doskonały, a na pewno ja... :)



Zdanie w stylu przedmówcy :)))))))))))

Ten pośpiech:) Dzięki - poprawiłem już..

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.12.2004 @ 16:29:09 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
Łaskawie oceniajcie a nie gadajcie :D Zalezy mi na dosyc dobrej (szczerej) ocenie...

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.12.2004 @ 21:44:51 
Offline
Zmiany
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.11.2004 @ 9:49:42
Posty: 225
Lokalizacja: miasto Q
Chciałeś uwag, do usług więc :)
Zależy Ci na dobrej ocenie. Zawiedziesz się. Jest niedobra :|
Jeżeli w ciągu 10 minut da się postawić pod broń wszystkich zdolnych do walki to owi muszą chyba spać w rynsztunku.
Skoro Khorinis broniło circa 150 chłopa, to to nie było miasto, wiocha otoczona ostrokołem nieledwie. Niemilców było około 300 więc epickiej bitwyś nie przedstawił. Stężenie patosu na linijkę tekstu przekracza dopuszczalne normy unijne :)
Dowódca obrony był kretynem do n-tej potęgi nie wystawiając wart i dopuszczając wroga tak blisko "miasta", a jeżeli orków prowadzących taran było zaledwie kilkunastu, to musiał być to mały taran, taranek że sobie pozwolę na facecję, co utwierdza mnie w przekonaniu że Khorinis nie było miastem, skoro taki lichy palik rozwala im bramę.. Ludzie inteligentnie lunęli oliwą, ale mało musi jej mieli, skoro po jednym lunięciu skończyła się.
Skoro po rozpirzeniu bramy orkowie nie wpadli do miasta dając ludziom czas na sławetną szarżę kawaleryjską, to mnie się wydaje że musieli zrobić sobie przerwę na papierosa po dobrze wykonanej robocie.
Kawaleria poszła w szyku bojowym, jak to cudnie ująłeś. Wiesz, kopijnicy muszą się rozpędzić troszkę, żeby nabrać impetu który jest clue sprawy podczas ataku ciężkiej jazdy, więc odległość od startu do mety musiała mieć tak ze 100 metrów przynajmniej. Jeżeli faktycznie kawaleria miała tyle miejsca, to "miasto" musiało być zbudowane strasznie bezsensownie. Nie widzę też, jak ów szyk bojowy ma się do małego tete-a-tete z bramą (chyba że była szeeeeeeroka) i tarana przed nią.
Reasumując, opowiadanie Twe jest jednym n najbardziej nielogicznych tworów jakie zdarzyło mi się tu przeczytać.
Zamysłem Twym było opisać oblężenie grodu. Z tego miejsca życzę Ci, byś nigdy nie dowodził obroną żadnego, bo nie utrzymasz go przez kwadrans. Poczytaj może jakieś pozycje historyczne o dobywaniu grodów i prezydiów, a potem napisz to opko raz jeszcze. I zmniejsz stężenie patosu, na Innosa czy innego Adanosa.

I słowem na niedzielę, fragment IMHO najbardziej zabawny :
Cytuj:
Okrzyki bólu rozdzierały powietrze, jednak kawalerzyści nie mogli się nimi przejmować. Mieli tylko jedno zadanie – wypchnąć orków poza miasto, by obrońcy zdążyli chociaż w części zabarykadować zniszczoną bramę.
Kiedy pierwsze uderzenie zaskoczyło zielonoskórych, pozwolili sobie na chwilę nieuwagi. Ten moment wykorzystali łucznicy, śląc w ich stronę grad strzał. Nieosłonięci tarczami wrogowie padali jeden po drugim, nie wiedząc, z której strony się bronić.

Strasznie chamscy Ci łucznicy, skoro bohaterska kawaleria poszła w bój z wiatrem we włosach czy pióropuszach, a te bydlaki z murów ich serią po plecach.
Ten fragment obrazuje mniej więcej logikę całego opka.
Tyle z mojej strony.
Miłego dnia.

PS. napisałem kiedyś że mamy najazd fanów Gothica. Miałem rację. Wizjoner jakiś czy co? ;)

_________________
Take him and cut him out in little stars, and he will make the face of heaven so fine that the world will be in love with night. And pay no worship to the gerrish sun.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 11:39:56 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
Polecono mi tą stronę na Gothic Site, wiec przyszedłem :D

A co do twojej oceny... jest szczera i dobra, nastepny dobry krytyk sie znalazl... ale nie mysl ze mnie to zniecheci, bo bede pisal dalej i moze w przyszłości uda mi się napisać coś lepszego

PS: Mam 14 lat, mi sie wydaje ze opowiadanie w takim wieku jest w sam raz na mój poziom wiekowy

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 11:43:23 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.09.2002 @ 18:24:13
Posty: 14122
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Pamiętaj, ćwiczenie czyni mistrza :) Możesz być pewien, że nikt Cię tu nie chce zniechęcić do pisania. Czytaj, ucz się, pisz.

_________________
Z poważaniem, Donna Ezena Capo di tutti capi Nazguli Ortografii
And when your heart begins to bleed, you're dead and dead, indeed.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 11:45:13 
Offline
Zmiany
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.11.2004 @ 9:49:42
Posty: 225
Lokalizacja: miasto Q
Ardhad pisze:
A co do twojej oceny... jest szczera i dobra, nastepny dobry krytyk sie znalazl...


Byłbym tu wyczuł nutkę ironii?

_________________
Take him and cut him out in little stars, and he will make the face of heaven so fine that the world will be in love with night. And pay no worship to the gerrish sun.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 11:45:25 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
Właśnie po to tutaj przyszedłem, żebyście mi powiedzieli co robię źle... no i juz dostałem porządne lanie :-) Trudno... moze kolejne opowiadanie będzie lepsze

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 13:25:42 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24.04.2003 @ 17:00:18
Posty: 11145
Lokalizacja: Warszawa
Nie, nie dostałeś porządnego lania, powiem więcej, zostałeś w miarę miło przyjęty. :]
Moim zdaniem może być, pare rzeczy ( jak "wystrzeliwanie kamieni" ) mi nie gra, ale czytać się da.

_________________
13.04.2010 - You have taken sky from me...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 18:55:15 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
To jest miłe przyjęcie? To jak wygladaja przyjecia gorsze niz to :-) Można sie chyba przerazic... w stu procentach :D

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 22:02:02 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 03.10.2002 @ 7:28:55
Posty: 7594
Lokalizacja: Sośnia Góra
Ależ chłopcze, to naprawdę miłe przyjęcie. A poza tym, musisz jeszcze baaaaardzo dużo ćwiczyć. Wtedy masz szansę, na załapanie się na szansę na to, aby zyskać szansę na zaistnienie.

Oceniać szczegółowo nie będe, bo się na tym nie znam.

_________________
Pozdrawiam
Jacek


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.12.2004 @ 23:04:20 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19.10.2004 @ 15:31:44
Posty: 680
Lokalizacja: z Mchu i Paproci
Ardhad pisze:
To jest miłe przyjęcie? To jak wygladaja przyjecia gorsze niz to :-) Można sie chyba przerazic... w stu procentach :D


Wiesz jak wygląda niemiłe przyjęcie?
Cytuj:




właśnie tak.

_________________
Chwała filozofom!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 17.12.2004 @ 11:31:41 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 14.12.2004 @ 17:39:30
Posty: 10
W tym cytacie nic nie pisze.... czy chodzi ci o totalne olanie nowego użytkownika? :D

_________________
We are fallen - fallen to rise


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group