Przepraszam za niezgodne z forumkieta przekleństwa. Miłej lektury, miłego znęcania się;)
Tramwaj był pełen ludzi.
Jednak tym razem Ela i jej koledzy mieli szczęście – już na pętli udało im się zająć miejsca. Teraz rozkoszowali się tymi kilkoma centymetrami sześciennymi powietrza, które należały tylko do nich.
- Ale, kurffa, sypie – westchnął Jarek, podpierając pięścią brodę i gapiąc się za okno.
- Wyrażaj się – warknęła w odpowiedzi Elka, pochylając się w skupieniu nad zeszytem od matmy. Dzisiaj miała mieć klasówkę i nie była w pobłażliwym nastroju.
- Ale, kurffa, pada – poprawił się posłusznie Jarek. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? – syknęła jadowicie.
- Odczep się od niego – wziął stronę kolegi Adam, przezywany Grubym. – Widzisz, jaki chłopak jest dzisiaj przymulony? Pojeździsz sobie po nim kiedy indziej.
- Nie sądzę, żeby cokolwiek zmieniło się od „dziś”, do „kiedy indziej” – fuknęła, demonstracyjnie zaglądając w notatki.
- Ty, weź mnie nie wkurffiaj, co? – rozdarł się Gruby, czerwieniejąc na twarzy.
- Ale się boję – droczyła się z nim Elka, dając upust swojej złości i postanawiając się wyżyć na kolegach.
Znów ją jednak zawiedli – Jarek, nie zwracając na całe zajście uwagi, wciąż wpatrywał się jak zaczarowany w wirujące za szybą płatki śniegu, a Gruby, czerwieńszy od piwonii, bluzgał tylko jedną wiązanką za drugą.
Nie zwracając na nich więcej uwagi, dziewczyna pogrążyła się w ponurych rozmyślaniach. Tych dwóch znała jeszcze z piaskownicy, złośliwy los sprawiał, że zawsze trafiali do tej samej klasy i to w tej samej szkole. „Chyba nigdy się od nich nie uwolnię” przemknęło jej przez głowę, a oczyma wyobraźni już widziała, jak zostają pochowani na tym samym cmentarzu, w tej samej alejce…
- A ty co się tak, kurffa, gapisz? – rzucił Adam, tym razem zwracając się do starszej pani, opierającej się ciężko o poręcz jego fotela. Miała na głowie imponujący, różowy kapelusz przyozdobiony sztucznymi kwiatami, śmieszne ciemnofioletowe palto i tęczową apaszkę. – Co? Z muzeum cię wyrzucili? – zarechotał, setnie ubawiony swoim żartem. Jarek podniósł na staruszkę nieprzytomny wzrok i wyszczerzył zęby w kretyńskim uśmiechu.
- Idioci – pokręciła głową Elka, nie mając już do chłopaków siły. – A pani, niech się nimi nie przejmuje, oni tak zawsze, nie tylko od święta. Proszę usiąść.
- Nie trzeba… – odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało kobieta, widocznie zakłopotana zachowaniem dwojga młodych ludzi.
- Ależ proszę… - nie ustępowała dziewczyna, wstając i rozpychając nie łok-ciami wśród tłumu. Starsza pani zajęła jej miejsce, posyłając Eli spojrzenie pełne wdzięczności.
- No, a wy moje brakujące ogniwa – spojrzała krytycznie na wciąż zaśmiewających się do łez kolegów. – Zbierajcie się – to nasz przystanek…
Elka wyskoczyła lekko z wagonu, potrząsając złotą czupryną i przytupując ciężkimi buciorami, za nią wytoczył się Jarek, a na końcu Gruby, dla odmiany ubliżając matkom wszystkich staruszek na świecie.
Starsza kobieta odprowadziła całą trójkę długim spojrzeniem swych lodowato zimnych oczu, które Eli wydawały się takie ciepłe i bezradne. Pomalowane czerwoną szminką usta, zaciśnięte do tej pory w dziwnym grymasie, teraz poruszały się bezgłośnie, a kościste dłonie kurczowo ściskały jakiś niewielki, okrągły przedmiot.
***
Zapadł już zmrok, kiedy Ela skończyła lekcje i wreszcie mogła wrócić do domu. Była wykończona całodziennym ślęczeniem w ławce, więc w tramwaju kiwała się tylko sennie, mało nie przegapiając swojego przystanku. Otrzeźwiło ją dopiero mroźne, zimowe powietrze. Śnieg nie przestawał padać, lecz teraz, gdy spoglądało się na te drobniutkie kryształki w świetle ulicznych latarni, przypominały one raczej setki tysięcy wirujących w szaleńczym walcu duszków. Ale Ela nie miała czasu na takie refleksje – czując szczypanie dziadka mroza w nos i policzki, szybkim krokiem skierowała się we właściwą ulicę.
Dziewczyna nie lubiła samotnych, wieczornych spacerów. Co prawda nie było jeszcze tak późno, jak mogłoby się wydawać, ale jednak czuła się trochę… niepewnie. O ile jest to dobre określenie na to dziwne uczucie, zabierające dech w piersiach i sprawiające, że nogi miękną. W takich chwilach każdy cień nabiera natychmiast fantastycznych kształtów, każdy dźwięk niesamowitego brzmienia, a każdy ruch…
Przystanęła. Wiedziała, że to głupie, ale miała wrażenie, iż tuż obok niej przemknęło coś smoliście czarnego, a drugi kształt, również ciemniejszy od nocy, przesunął się po zachmurzonym niebie. „To pewnie kot” pomyślała, ruszając dalej. „Nie ma powodu do robienia z siebie idiotki, to tylko kot i kruk, to tylko…”
- Aaaaaaaaaa!!! – wrzasnęła, osłaniając się rękami. Tym jednak, co usłyszała, nie było wycie zdziczałego psa, świst siekiery, ani silnik piły mechanicznej. Uliczka zadudniła szaleńczym śmiechem, który Ela tak dobrze znała.
- Idioci!!! – darła się, doprowadzona do ostateczności, okładając pięściami na przemian Jarka i Grubego. – Kretyni, niedorozwoje, popaprańcy, debile, downy jedne!!!
Chłopcy, nic sobie nie robiąc z jej krzyków, wciąż tarzali się ze śmiechu, a w pewnym momencie Jarek nawet potoczył się na zaśnieżony chodnik, trzymając się kurczowo za brzuch. Zdyszana dziewczyna stanęła nad nimi, podpierając się pod boki i spoglądając na nich z wściekłością.
- Zapewne uważacie, że to było bardzo śmieszne – warknęła.
- Ta... a... aaa... aa…– dukał Gruby pomiędzy jednym, a drugim wdechem. Jarek wciąż leżał na śniegu, szczękając już tylko zębami w czymś, co przypominało spazmatyczny chichot. Elka skrzyżowała ramiona i patrząc na nich z góry czekała, aż się zupełnie uspokoją.
- Ale miałaś, kurffa, cykora! – stwierdził w końcu Adam, patrząc na koleżankę z niekłamaną satysfakcją. – I co powiesz?
- Powiem, że przyjdzie taki dzień, kiedy tego pożałujecie – rzekła nad wyraz spokojnie. – Nadejdzie taka podniosła chwila, że będziecie szczerze żałować tego, że mnie nigdy nie słuchaliście, że kpiliście sobie ze mnie i z innych...
Przerwała jej kolejna salwa śmiechu. Tym razem, obrażona na dobre, Ela po prostu odwróciła się na pięcie i skręciła w prawo, w wybrukowaną kocimi łbami alejkę.
Chłopcy stali jeszcze przez chwilę tam, gdzie Elka ich zostawiła, żartując, śmiejąc się i urągając komu popadnie. W końcu i oni zebrali się do odejścia. Wyciągnąwszy paczkę Marlboro i przypaliwszy papierosy, ruszyli na lewo, w nieoświetlony zaułek.
Coś smoliście czarnego zatrzymało się na skrzyżowaniu, nie pewne, w którą stronę powinno się udać. Po chwili dołączył do niego ciemniejszy od nocy kształt, przecinając zachmurzone niebo. Wydawszy z siebie dziwny, wysoki dźwięk, poszybował w lewo, prosto w mroczną uliczkę. Zaraz za nim podążyło smoliście czarne coś.
***
Dwa dni później Ela jak co dzień jechała tramwajem do szkoły. Sama. Gło-wę miała spuszczoną, oczy szkliły się od łez. Stała na końcu wagonu, gapiąc się tępo w okno. Nie myślała już o tym, że jest jej niewygodnie, ciasno i duszno. Z ulgą ustąpiła miejsca pierwszej osobie, jaką dostrzegła. Nie mogła siedzieć.
Gruby i Jarek nie żyli. Nie było ich. Nie istnieli. Już nigdy nie zobaczy tej pary półmózgów, doprowadzających ją do szewskiej pasji w jednej chwili.
Wczoraj rano do drzwi jej mieszkania zapukał policjant. Miły mężczyzna w średnim wieku, bardzo uprzejmy. Powiedział coś rodzicom, mama zasłoniła odruchowo usta dłonią, tata objął ją i posmutniał. Poprosili ją do pokoju. Wtedy była zła, że jej przerywają toaletę, że może się spóźnić do szkoły. I tak nie poszła.
Gruby i Jarek nie żyli. Tak powiedział policjant, miły mężczyzna w śred-nim wieku, bardzo uprzejmy. Zabrał ją na komisariat i zadawał mnóstwo idiotycznych pytań. Kiedy ich ostatnio widziała, z kim byli, czy mieli jakichś wrogów. Elka odpowiadała odruchowo, jak maszyna. W głowie kołatała jej się tylko przerażająca myśl, że Gruby i Jarek nie żyją. Że zginęli kilka minut po tym, jak na nich nawrzeszczała.
Dlaczego chociaż wtedy nie mogła być dla nich miła?! Czy zawsze musiała ich wyzywać od matołów?! Nie byli może najinteligentniejszymi chłopakami, jakich znała, ale przecież… Byli jej przyjaciółmi. Od piaskownicy. Przypomniała sobie nagle te głupie myśli o grobach na jednym cmentarzu… Boże, przecież nie wiedziała, że tego samego dnia umrą! Gdyby wiedziała…
Nikt nie chciał jej powiedzieć, jak zginęli. Jakby miała pięć lat! Zresztą i tak się dowiedziała. Dowiedziała się z krzyczących nagłówków gazet, z dramatycznych reportaży. Opatrzonych zdjęciami z miejsca zbrodni.
Kiedy pierwszy raz zobaczyła te zdjęcia, a na nich poszarpane zwłoki kolegów, pobiegła natychmiast do łazienki. Wymiotowała przez dziesięć minut. Kiedy zwróciła już wszystko, co kiedykolwiek zjadła, wróciła do pokoju i spojrzała na fotografie jeszcze raz.
Wyglądało to tak, jakby na chłopców rzuciły się jakieś drapieżne zwierzęta. Mieli liczne ślady zadrapań, ukąszeń… Podobno to nie pierwszy taki przypadek. W gazetach dowodzono, że to psychopatyczny morderca, któremu okaleczanie swych ofiar sprawia przyjemność. Elka, nie wiedzieć czemu, nie wierzyła w to.
Patrzyła na zdjęcia Grubego i Jarka, których pamiętała jeszcze żywych, roześmianych i płakała. Przez łzy spoglądała na fotografie, rejestrując wszystkie szczegóły, zapamiętując je i kryjąc głęboko w sercu. Widziała kolor ich ubrań, i to, jak byli uczesani, wyraz ich twarzy i spojrzenie pustych oczu. Papierek po cukierku, dwa zgaszone pety, w tle kosz na śmieci. Tuż przy twarzy Grubego, koło paskudnej rany szarpanej, leżało ubroczone ciemną krwią czarniejsze od nocy pióro.
„Pewnie krucze” pomyślała wtedy Ela, odkładając pismo i nie zaglądając do niego więcej.
Teraz stała samotnie w tramwaju i przyglądała się, jak śmieszna staruszka, mająca na głowie ogromny, różowy kapelusz przyozdobiony sztucznymi kwiatami, ciemnofioletowe palto i tęczową apaszkę, opiera się ciężko o fotel młodej, ładnej dziewczyny. Siedząca mogła mieć koło dwudziestu lat i pewnie studiowała. Może polonistykę, jakiś język, albo dziennikarstwo? Zresztą, to nie ma znaczenia. Ani Gruby, ani Jarek nie będą już mieli szansy, aby dostać się na jakąkolwiek uczelnię…
Starsza pani wyglądała na zmęczoną i słabą, ale dziewczyna nie miała za-miaru jej ustąpić. W pewnym momencie spojrzała nawet wyzywająco w niebieściutkie oczy słaniającej się na nogach kobiety i usadowiła się jeszcze wygodniej.
Tramwaj zatrzymał się, studentka, zerkając nerwowo na zegarek, wyskoczyła na przystanek, a stara kobieta wreszcie usiadła. Nagle Ela dostrzegła, że nie spuszcza wzroku z niewychowanej dziewczyny. Ściskając w kościstych dłoniach jakiś niewielki, okrągły przedmiot, poruszała bezgłośnie uszminkowanymi ustami w niemej modlitwie.
Albo zaklęciu.
_________________ For six months I couldn't sleep. With insomnia, nothing's real. Everything is far away. Everything is a copy of a copy of a copy. ~ Fight Club
Nowe miejsce w sieci.
Ostatnio zmieniony 12.09.2006 @ 18:51:01 przez bardzo_czarny_kot, łącznie zmieniany 4 razy
|