Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 29.03.2024 @ 16:28:06

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 22 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł: Matka
Post: 25.02.2005 @ 21:47:06 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 25.02.2005 @ 21:39:18
Posty: 4
Lokalizacja: Radomyśl nad Sanem
Oto mój debiut, prosze o jak njmniej surowe traktowanie :]



Kiedy się ocknął nie wiedział na jakiej planecie się znajduje, miał jedynie świadomość tego że jakaś nieznana, potężna siła sprawiła że jego statek wylądował, a raczej spadł na powierzchnię planety, jak opiłek żelaza przyciągany przez magnes. Czuł potworny ból głowy spowodowany spotkaniem się jego czoła z kokpitem samolotu. Nie sam ból jednak był najgorszy, lecz świadomość tego, iż znajduje się w obcym miejscu, zupełnie sam, z prawdopodobnie uszkodzonym statkiem, nienadającym się do niczego..
- Komputer podaj nasze położenie i wielkość uszkodzeń – zwrócił się zmęczonym głosem do jedynego jakby się to zdawało towarzysza.
- Położenie nieznane - pojawiały się kolejne literki na monitorze, znajdującym się po lewej stronie kokpitu. – Poziom uszkodzeń wynosi jedynie 12 %. Uszkodzony: układ napędu skokowego.
- Cholera!!! – Krzyknął. – Bez tego napędu mój powrót na Ziemię jest niemożliwy. Komputer. Czy uda ci się naprawić uszkodzenia?
- Prawdopodobieństwo naprawy uszkodzeń wynosi 85 %. Czas wykonania: 3 godziny.
Skoro naprawa miała potrwać tyle czasu, to postanowił „zaznajomić się” z planetą. Wydał ostatnie rozkazy komputerowi, zabrał potrzebne rzeczy, niezbędne do pobierania próbek i badań. Oprócz buteleczek, substancji chemicznych, różnorakich przyrządów naukowych itp., zabrał ze sobą broń. Nie mógł być pewnym swego bezpieczeństwa, ani nie wiedział, co kryje w sobie planeta.

***

Swoim wyglądem przypominała nasza planetę. Bujna szata roślinna, była do złudzenia podobna do naszej ziemskiej, ale drzewa, jeżeli można było tak określić te wielkie przypominające sekwoje, olbrzymy, były o wiele większe od tych ziemskich, a ich liście miały dziwne kształty.
Szedł przez coś, co przypominało ziemską dżunglę. Z wielką trudnością przychodziło mu przedostawanie się przez kolejne ściany liści i grubych gałęzi. Dzięki przytomności umysłu zabrał ze sobą maczetę, która pomagała mu w pokonywaniu „roślinnego wroga” i ułatwiał mu sprawniejsze i szybsze przemieszczanie się. Co kilka metrów przystawał, rozglądał się za kolejnymi roślinami i pobierał ich kawałki do badań.
Przedzierając się przez ten naturalny labirynt, cały czas zastanawiał się, na jakiej planecie się znajduje i jak u diabła się tu dostał. Pamiętał jedynie, że w pewnym momencie komputer podał współrzędne jakiejś nowej planety, lecz on nic nie widział. Musiał wierzyć własnym oczom. Ale gdyby planeta była okryta jakimś dziwnym polem ochronnym, to by wyjaśniło, dlaczego w pewnym momencie statek wpadł w turbulencje, a przed jego oczami wybuchło jakieś dziwne, oślepiające światło, po czym statek zaczął płonąć, z czego wywnioskował, że przechodzi przez atmosferę tej planety. Lądowania nie pamiętał, gdyż tak jak wspominałem wcześniej doznał urazu głowy, który przypominał o sobie dużym guzem i częstym bólem.
- Dobrze – powiedział sam do siebie. – Wygląd tej planety jest czymś nieprawdopodobnym, ale możliwym, w końcu nie wiadomo, co nas jeszcze czeka w tym parszywym kosmosie. Ale jak do licha wyjaśnić, fakt, iż coś zaczęło ściągać statek na tą planetę. Czego akurat mnie ta spotkało? Czego ja?
Cała sytuacja przerastała naszego bohatera, być może nie miał on zbyt silnej psychiki, ale skoro tak, dlaczego zdecydował się na lot w nieznane dotąd krańce kosmosu. Nie mógł być pewny swojej przyszłości. Co, jeśli komputer nie zdołałby naprawić uszkodzeń, jakie spowodowało nieszczęsne, niekontrolowane lądowanie? Poza tym planeta, na której się znajdował mogła się okazać domem jakiś dziwnych istot, które nie przyjęłyby go zbyt serdecznie.
Historia zna już takie przypadki. Ponad 80 pilotów zaginęło w czasie wykonywania swoich misji. Ich los nie był nikomu znany. Ludzie na Ziemi, nie mieli pojęcia, co spotkało owych śmiałków, którzy w pogoni za sławą postanowili wziąć udział w projekcie nazwanym „Kolumb”, mającym na celu odkrycie nowych nieznanych dotąd planet, zbadania ich i stwierdzenia czy nadają się do skolonizowania. Sporo takich lotów zakończyło się sukcesem, ale jak mówią statystyki wiele pochłonęło ofiarę złożoną ze wspaniałych, zasłużonych pilotów, którzy już w jakiś sposób zapisali się w historii ludzkości. Więc czego im brakowało? Dlaczego podejmowali tak wielkie ryzyko? Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. To przysłowie pasuje tu jak ulał, ponieważ ci odważni „bohaterzy” za swoje poświęcenie dostawali grube miliony dolarów, ale i tak wielu z nich nie dostało swojej zapłaty, gdyż nie wrócili do domu. Więc pieniędzy nie było, a rodziny traciły mężów, ojców, synów, a także córki gdyż kobiety też chciały wzbogacić swoje konto o te kilka milionów. Cóż, ludzie zawsze byli chytrzy na pieniądze i w tym temacie wykazywali się wielką głupotą.

***

Przedzierał się przez „puszczę” już około dwie godziny i cały czas miał nadzieję, że znajdzie wyjście z tego naturalnego labiryntu. Tymczasem znak o swoim istnieniu dało zmęczenie. Postanowił zatrzymać się chwilę, aby odpocząć i napić się wody. Klimat na planecie był gorący, pomimo iż pilot nie zobaczył dotąd, żadnego słońca, które mogło powodować ogromny upał, jaki był odczuwalny w tej chwili. Co ciekawsze, nie było słońca to, dlaczego na planecie było jasno jak w lipcowe południe? Niebo również było podobne do tego ziemskiego. Było ono nieskazitelnie błękitne, bez żadnej chmurki czy czegoś w tym rodzaju. Zupełnie nic, wyglądało ono jak ogromna niebieska kopuła tworząca jakiś „pancerz” planety, dzięki któremu była ona niewidzialna, i nie mógł jej wcześniej zobaczyć z pokładu statku.
Nie miał jednak zbyt wiele czasu i postanowił ruszać dalej..

***

Pół godziny później znalazł upragnione wyjście z dżungli. Kiedy przedostał się przez ostatnia ścianę gałęzi i wysokich krzewów, jego oczom ukazał się niezwykły widok. Zobaczył ogromna polanę na środku, której rosło gigantyczne drzewo. Znajdowało się ono jednak zbyt daleko, aby je lepiej rozpoznać, jednak pomimo dużej odległości mógł wywnioskować, iż był to prawdziwy kolos wśród drzew, jakie dotychczas spotkał, również w porównaniu do tych spotkanych na tej planecie. Nie bacząc na nic, postanowił podejść, a raczej pobiegnąć, aby zobaczyć ten cud z samego bliska. Cała polana była usiana wysoka trawą, swoim wyglądem przypominającą tą ziemską. Im był bliżej tym drzewo było jeszcze większe. Kiedy stanął w odległości ok. 10 metrów od niego zrozumiał jak czuje się mrówka, która widzi przed sobą olbrzyma, człowieka. Nie wiedząc, czemu, czuł się przy tym „olbrzymie”, dokładnie jak jakiś mały owad. Pomimo swojej wielkości pień drzewa nie był jakoś specjalnie gruby. Nasz bohater nie miał żadnego przyrządu, nadającego się do zmierzenia obwodu tego „kolosa”, ale na oko nie był on większy niż obwód typowego ziemskiego drzewa. Pomimo licznych gałęzi, drzewo nie posiadało żadnych liści, co bardzo go zdziwiło. Polana stanowiła okrąg zamknięty dżunglą, przez którą musiał się przedostać, aby tu trafić. Ale dlaczego wszystkie drzewa posiadały liście a to nie. Jaka była tego przyczyna? To drzewo było rekordzistą pod względem wysokości, ale było zarazem najbrzydsze.
Umierał z ciekawości, i jak najszybciej postanowił przebadać skład tego drzewa. Chciał sprawdzić, co powoduje fakt, iż jeszcze ono tu stoi.
- Przecież jeden większy podmuch wiatru – mówił do siebie – starczy, aby złamać coś takiego wysokiego, a zarazem cienkiego jak ty. Co powoduje, że jesteś takie trwałe, niezniszczalne? Nie wierze, aby na tej planecie nie było żadnych wiatrów, a przecież ty sięgasz prawie samego nieba. Dzięki czemu to osiągasz? – Uśmiechnął się. - Zaraz się dowiemy.
Już chciał odciąć kawałek cienkiej, jak u młodego drzewka, kory, gdy nagle usłyszał czyjś głos. Głos, który na zawsze zmienił jego życie.
- Nie dotykaj mnie!! – Krzyknął nagle głos.
Nasz bohater poczuł w tej samej chwili strach i od razu chwycił za swój pistolet. Odwrócił się, rozejrzał, ale nigdzie nie zauważył nic podejrzanego. Czuł jednak czyjąś obecność.
- Pokaż się! – Powiedział po chwili. – Tylko tchórz potrafi się chować.
- Dlaczego uważasz mnie za tchórza drogi Maksymilianie? – Powtórnie odezwał się głos. – Nie jestem tchórzem.
- A więc wyjdź, pokaż się! – Krzyknął Maksymilian. – A w ogóle skąd znasz moje imię? – Spytał szybko podenerwowany całą sytuacją.
- Nie mogę Ci się pokazać drogi pilocie. Chociaż, odwróć się a zobaczysz cząstkę mnie.
Max nie zamierzał spełniać tej prośby, czuł, iż jest to jakiś podstęp.
- Nie ma mowy! – Krzyknął.- Przecież wiem, że za mną jest tylko drzewo. Chcesz odwrócić moją uwagę i mnie zaatakować. Nie masz krzty honoru.
- Nie mam powodu, aby cię atakować, a nawet jeślibym chciała to zrobiłabym to już dawno. Nie stanowisz dla mnie żadnego zagrożenia człowieku. Patrz!
W tej samej chwili tuz obok Maksa, prosto ze ściółki wyrwały się dwa długie pnącza, które w jednej chwili wyrwały broń z rąk pilota, odrzuciły ją na kilkadziesiąt metrów, i tak szybki jak się pojawiły, tak też znikły w ziemi nie pozostawiając żadnego śladu po sobie. Nasz bohater, odwrócił się w stronę drzewa, które jak mu się zdawało było jeszcze większe niż przed momentem, a w Maksie obudził się ogromny lęk przed nim. Nie czuł się już przed nim jak owad, ale jak to, co pozostaje po nim, po jego rozdeptaniu. Zaczął powoli oddalać się od drzewa. Chciał jak najszybciej znaleźć się na statku i wynieś się z tej planety. Był już ok. dziesięciu metrów od niego, kiedy poczuł, że coś chwyciło go za nogę. Stracił równowagę i upadł na plecy, z przerażeniem stwierdzając, że obok niego nie znajduję się nic, co mogło spowodować upadek. W następnej chwili Max usłyszał jakiś dziwny szelest, dobiegający znad jego głowy i coraz bardziej wyrazisty. Podniósł wzrok i ze zdumieniem zauważył, że całe drzewo przybierało jasnofioletowy kolor. Fioletem pokrywało się całe drzewo, a im kolor pokrywał niższe części konaru drzewa, tym bardziej Max utwierdzał się w przekonaniu, że to nie zmieniał się kolor kory drzewa, lecz jego gałęzie porastały liśćmi wspomnianego koloru. Kiedy cały proces już się zakończył Max był pewien podziwu dla tego „brzydkiego kaczątka”, które zmieniło się w łabędzia, ale również czuł strach. Nie miał pojęcia, co się tutaj dzieje.
- Zdziwiłeś się prawda – znów przemówił głos. – Widzę w twoich oczach strach, ale nie masz się, czego obawiać, jesteś bezpieczny.
Max zdążył się już podnieść.
- Czym, a raczej, kim jesteś? Czego chcesz ode mnie? Jeśli wtargnąłem na twój prywatny teren, to przepraszam, zaraz się stąd wyniosę, tylko wrócę na statek.
- Jesteś tu, bo ja tego zapragnęłam – powiedział głos – sama cię tu sprowadziłam, a nie musiałam, ale chęć bliskiego spotkania człowieka, była silniejsza, a więc postanowiłam ściągnąć cię do siebie.
- Ale skąd znasz moje imię? – Spytał.
- Usiądź sobie, nie ma potrzeby abyś stał przede mną. – Max wykonał prośbę, a raczej polecenie. – Wiem o wiele więcej o tobie. Nazywasz się Maksymilian Bent. Urodziłeś się 12 maja 2187 roku. Twoimi rodzicami są: pisarka Maria Opolska oraz obecny komandor Angielskich Sił Powietrznych Adam Bent. Dopóki nie złożyłeś swojego podania w ramach projektu „Kolumb”, służyłeś, podobnie jak ojciec, w Angielskich Siłach Powietrznych, latając w eskadrze „Platon”. Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, rozpocząłeś treningi i badania, mające na celu jak bym to powiedziała „przydatność w projekcie”, które również zdałeś celująco. Moje zainteresowanie twoja osobą wzrosło w momencie, w którym dowiedziałam się, że twoim celem będzie obszar, w którym znajduje się ja.
- Zaraz, zaraz! – Przerwał gorączkowo Max. – Powiedziałaś „znajduję się ja”?
- Dokładnie – odpowiedział spokojnie głos.
- Mam uwierzyć w to, że jesteś planetą! – Wykrzyknął Max. – Bierzesz mnie za idiotę. Lepiej pokaż się, i skończ z tą mistyfikacją!
- Ach! Wy biedni ludzie – westchnął głos – nigdy niczemu nie ufacie. Jak mam Ci udowodnić fakt, iż jestem planetą? Czyż fakt, że odebrałam Ci broń, nie jest wystarczającym dowodem? A metamorfoza, jak to nazwałeś, drzewa?
- To niczemu nie dowodzi. Nie mogę mieć pewności, że jesteś planetą, na której się znajduje – powiedział Max. – To wszystko mogą być jakieś sztuczki, które maja na celu wprowadzić mnie w błąd.
- Jak mam ci udowodnić, że mam rację? – Spytała. – Chociaż nie musze, ale chcę.
- Hym… a gdybyś tak przetransportowała tu mój statek? – Spytał Max. – Może wtedy bym uwierzył.
- Czy naprawdę chcesz abym to zrobiła? – Odpowiedziała pytająco. – I jeśli sprawie, że twój statek tu przyleci, uwierzysz mi?
- Tak – odpowiedział.
Nie minęło pięć minut, jak Max zauważył swój statek zmierzający ku niemu i drzewu. Czekał kolejną chwile, aż wyląduje. Kiedy statek opadł, Max był naprawdę zdumiony, że statek przyleciał i wylądował jakieś dziesięć metrów za nim, na zarośniętej polanie.
- Czy teraz mi wierzysz? – Spytała.
- Musze przyznać, że wywarłaś na mnie ogromne wrażenie – oznajmił – statek uruchamia się tylko na odpowiednią komendę, po rozpoznaniu głosu pilota. Ale skąd mogę mieć pewność, że nie posiadasz wystarczającej siły, aby go tu przetransportować za pomocą, jakiś dziwnych sztuczek.
- Jeśli nie przekonałam cię w ten sposób, to może uda mi się w taki. – Milczała nie dłużej niż pięć sekund i odezwała się ponownie. – Rozejrzyj się dokoła siebie!
Max uczynił to, o co go poprosiła, odwrócił się i przetarł oczy ze zdumienia. Cała polana, oraz znajdujące się wokół niej drzewa i krzewy, przybrała takiego samego koloru jak wcześniej liście gigantycznego drzewa. Odwrócił się znowu, tym razem w kierunku drzewa, podszedł bliżej i stanął obok. Musiał to zrobić gdyż zasłaniał mu obraz drugiej części polany. Z niemniejszym zdziwieniem stwierdził, że druga część polany i dżungli, również przybrała tą samą, jasnofioletową barwę.
- Czy tym razem mi wierzysz? Mogę zmieniać dowolnie swoje barwy. Zademonstrować ci?
- Nie musisz – powiedział załamanym głosem – wierzę Ci. Powiedz mi tylko, dlaczego mnie wybrałaś, dlaczego akurat ja się tu znajduje a nie nikt inny?
- Wy biedni ludzie – westchnęła łagodniejszym niż przed chwilą głosem. – Dlaczego zawsze uważacie, że rządzi wami jakieś przeznaczenie? Nie, ja cię nie wybrałam. Sam zgłosiłeś się do projektu, i zostałeś wybrany. Wspominałam ci przecież, od tego momentu zaczęłam się tobą interesować.
- Ale jak? – Zdziwił się. – W jaki sposób mnie obserwowałaś. W jaki sposób widzisz to, co dzieje się miliardy kilometrów świetlnych stąd? Przecież to nie możliwe. Czym ty właściwie jesteś?
- Długo czekałam, aż poznam jakiegoś mieszkańca Ziemi, jak to nazywacie swoja planetę. Długo czekałam aż opowiem komuś prawdziwą historię narodzin Ziemi. Wy, ludzie odkąd pojawiliście się na planecie wierzycie w jakieś dziwne bóstwa, które to rzekomo miały stworzyć cały wszechświat, wraz z Ziemią. Prawda jest inna. Czy chcesz usłyszeć najprawdziwszą historię powstania Ziemi?
- Myślę, że skoro już tu jestem, to nie zaszkodzi mi posłuchać – oznajmił po chwili Max. – Ale czy to co mi powiesz jest prawdą?
- Wszystko, co teraz Ci opowiem jest prawda, największą prawdą. Nic nie może się z nią równać.
- No dobrze, zamieniam się w słuch – odpowiedział i usiadł po turecku, podobnie jak siadają dzieci, gdy opowiada im się bajki w przedszkolu.
- Ziemia nie jest planetą stworzona przez żadnego Boga, czy bóstwa. – W tej samej chwili na twarzy Maxa, było widoczne ogromne zdziwienie. – Nie powstała ona przez żaden wybuch, nie przeczę, ludzka teoria Wielkiego Wybuch może być trafna, takie zdarzenie mogło się zdarzyć naprawdę, ale to nie on dał początek Ziemi. Nie on jest jego pierwotnym „stworzycielem”. Ziemie stworzyłam ja!
Po tym, co usłyszał, Max od razy wstał, i teraz jego zdziwienie było niemal wyczuwalne, z odległości kilkunastu metrów.
- Jak to ty? – Pytał. – Co próbujesz mi...
- Nie przerywaj mi – przerwała mu. – Wszystko, co Ci teraz mówię jest prawdą, nie ma w tym nic nieprawdziwego. Jestem, jakby to powiedzieć, stworzycielką Ziemi. To ja dałam jej początek, to ze mnie powstała energia, która pozwoliła na fazę tworzenia się kolejnych warstw Ziemi. Jej jądro jest kawałkiem mego jądra, gdyż to z niego wyrwała się energia, która stała się jądrem Ziemi. Czułam jak się we mnie zbierała, aż w końcu wydałam ją na zewnątrz z taką siłą, że przemieściła się miliardy kilometrów stąd, i zaczęła się kształtować.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś planeta mogącą tworzyć inne planety, czy tak? – spytał.
- Tak, jestem taką planetą, ale takich jak ja jest w kosmosie tysiące. Wierzysz mi, czy nadal uważasz, że używam jakiś sztuczek a to, co teraz ci powiedziałam jest absurdem.
- To, co dzisiaj widziałem na twojej powierzchni, wystarcza mi, aby Ci wierzyć. Chyba już mnie nie zdziwi nic. Skoro Ziemia jest twoim „dzieckiem”, to czy dziedziczy po tobie jakieś właściwości? Bo wydaje mi się, że wygląd tak, bo cała przyroda ta tutejsza i ziemska jest bardzo podobna.
- Owszem, masz rację, ale to nie Ziemia odziedziczyła wygląd po mnie. Nadzwyczajność Ziemi była dla mnie inspiracją…
- Jak to? – Przerwał jej.
Głos umilkł na kilka chwil, po czym mówił dalej.
- To wszystko, co znajduje się na mojej powierzchni nie było tu od zawsze. Kiedy zobaczyłam jak wygląda Ziemia, najpiękniejsza z planet, która kiedykolwiek powstała ze mnie, nie mogłam się powstrzymać, aby sprawić sobie to samo. Owszem, nie chciałam wyglądać tak samo jak twoja planeta, ale chciałam być podobna. Zazdrościłam Ziemi. Dlatego też postanowiłam stworzyć puszczę, pełną wspaniałych, nadzwyczajnych roślin, która pokryje cała moją powierzchnię. Stworzyłam, również to drzewo, obok którego właśnie stoisz. Chciałam żeby było również niepowtarzalne. To jest moje serce, największa część planety, która sprawia, że jestem inna. Przed stworzeniem Ziemi, byłam jakby to powiedzieć pusta. Wyglądałam podobnie jak inna planeta, którą znasz, i która podobnie jak Ziemia, „wyszła ze mnie”.
- To znaczy, która planeta, chyba wesz, że znam ich wiele – powiedział Max.
- Mars, Czerwona planeta, jak również ją nazywacie – odpowiedziała. – Może nie wyglądałam tak samo, ale byłam bardzo podobna, ale teraz jestem piękna, idealna.
Max wiedział już sporo o planecie, na której przebywał, od kilku godzin, jednak wciąż coś nie dawało mu spokoju, cały czas zastanawiał się nad jednym pytaniem. W końcu spytał.
- Twoja opowieść jest tak samo fascynująca i zarazem za olbrzymia, dla mnie, szarego człowieka. Chciałem cię jednak spytać o jedną rzecz. – Zamilkł na chwilę, po czym spytał. – Jak to się stało, że na świecie pojawiliśmy się my, ludzie? Po co zostaliśmy stworzeni?
- Ziemia, po tym jak ukształtowała się jej obecna forma i wygląd – mówiła – odznaczyła się jeszcze czymś innym. Oprócz swojego wyglądu, miała inną właściwość, która sprawiła, że uważam ją za swoje największe dzieło. Ziemia mogła tworzyć, podobnie jak ja, ale z tą różnicą, że wynikiem jej twórczości, nie była inna planeta, lecz istoty żywe, wśród których wyróżnił się na przestrzeni tysięcy lat gatunek, który zdominował planetę, tym gatunkiem byliście wy, ludzie! Nie mogę jednak powiedzieć, jakim sposobem Ziemia wydała was na świat. To był pierwszy taki przypadek, nigdy nie zdarzyło się, aby planeta stworzona przeze mnie, również mogła tworzyć. Wy, ludzie nie musicie szukać przyczyny, waszego powstania, gdyż nie jest ona wam potrzebna. Wystarczy, że przyjmiecie do wiadomości fakt, iż istniejecie, i musicie z tym się pogodzić, i żyć z dnia na dzień. Wykorzystajcie to i żyjcie w pokoju między sobą, odkrywajcie kosmos, ale tak, aby nie wyrządzać mu żadnej krzywdy. Musicie nabrać do niego szacunek, gdyż on również jest waszym domem.
Max wiedział, że była to prawda, ale wiedział również, że ludzie, nigdy nie zrezygnują z podboju kosmosu oraz wszystkiego, co może przynieść im zysk. W głębi jednak miał nadzieję, że może kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym wszyscy przestaną zaspakajać swoją pychę.
- Dziękuje Ci za wszystko, co mi dzisiaj opowiedziałaś i dzięki czemu znam prawdę. – Powiedział. – Nie mogę teraz ci obiecać, że ludzkość zrezygnuje ze swoich marzeń, gdyż nie jest realne. Zawsze chcieliśmy być panami kosmosu i nie mało czasu upłynie zanim zdecydujemy zaprzestać naszych działań. Wiedz, że jestem całkowicie przeciwny niszczeniu planet, poprzez wydobywanie nieznanych nam surowców mineralnych i innych dziwnych rzeczy. Ja, tylko chcę poznawać kosmos, to jest, moim marzeniem. Znać go, poznać w całości, lub w większej części, wrócić do domu i żyć w pokoju na mojej planecie. – W tej chwili poczuł, że jego żołądek domaga się pożywienia. – Wybacz mi proszę, ale nie jadłem nic od pewnego czasu. Czy mogę cię opuścić na chwilę i coś zjeść?
- Oczywiście – odpowiedziała wesoło. – Ale wiedz, że póki jesteś na mojej powierzchni, nigdy mnie nie opuścisz, bo jestem wszędzie.
- Rzeczywiście – powiedział spokojnie, odwrócił się i ruszył w kierunku swojego statku w celu zjedzenia czegoś.

***

Max spędził kolejne dwie godziny na rozmowie z planetą. Zaspokoiła jego ciekawość dotyczącą całego wszechświata, a także opowiadała jak obserwowała ludzi, przez wszystkie lata ich istnienia, od samego początku ich pojawienia się na powierzchni Ziemi. Opowiedziała mu jak wraz z czasem nauczyła się mówić wszystkimi językami ludzi, jak nauczyła się czuć, jak wreszcie ludzie wypełnili jej każdą chwilę. Cały czas, dzięki temu, iż Ziemia była jej częścią, mogła się bezpośrednio z nią „łączyć”, i obserwować wszystko, co działo się na jej powierzchni. Wiedziała nawet, co działo się na naszej planecie w chwili, kiedy z nim rozmawiała.
- Powiedz mi, co widzisz? – prosił ją Max.
- Widzę… zresztą nie powie Ci, gdyż jest związane z Tobą, i twoimi najbliższymi. – Max poczuł w tej chwili w głębi siebie jakiś dziwny strach. – Nie bój się proszę, to nic złego, raczej to coś, co sprawi, że będziesz szczęśliwy, kiedy dowiesz się, co cię spotkało. To będzie niespodzianka dla ciebie.
Max był mocno zaniepokojony, pomimo słów obecnie, jego jedynej towarzyszki. Trudno mu było przyjąć do siebie myśl, ze tam na jego planecie, coś dzieje się z jego bliskimi, a on nie może im pomóc. Trudno było mu się uspokoić pomimo zapewnień planety. Tak długo nie wiedział bliskich. Tak długa rozłąka robi swoje, każde słowo dotyczące rodziny, sprawia, że odżywają wspomnienia i tęsknota. Max zrozumiał, że jego przebywanie na tej planecie dobiega końca i musi wracać. Swoją misję może uważać za wykonaną, sprawdził cały wyznaczony obszar, znajdując cztery nowe planety, i piąta niezwykłą, o której już teraz postanowił nie wspominać ani, w raporcie, ani nikomu innemu, postanowił o niej zapomnieć. I tak został by pewnie wyśmiany przez kościół, i jemu podobne instytucje, a nie chciał narażać na głupie żarty siebie, a co najważniejsze bliskich.
- Na mnie chyba już czas – odezwał się. – Musze wracać na Ziemię, nie mogę tu zostać dłużej. Jeśli pozwolisz chcę odlecieć. Statek jest już sprawny.
- Skoro tak uważasz, nie będę cię tu zatrzymywała. Wiem, że chcesz wrócić do najbliższych, oni są najważniejsi. Chciałam Ci jeszcze sporo powiedzieć, ale najważniejsze, że znasz prawdę i uczynisz z nią to, co będziesz chciał.
- Żegnaj, dziękuje Ci za wszystko, co, mi powiedziałaś, dziękuje, że odkryłaś przede mną prawdę.
Odwrócił się i szedł ku samolotowi, kiedy poczuł, że cos złapało go za ramię. Odwrócił się. Była to długa gałąź, wychodząca z pnia ogromnego „serca” planety.
- Poczekaj chwilę – odezwała się planeta. – Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę.
- Proś! Jeśli tylko będę mógł to Ci pomogę.
Nastała chwila milczenia, po czym planeta podjęła dalsza rozmowę.
- Wszystko, co znajduje się na twojej planecie ma swoje imię, swoją nazwę, każda istota, każda rzecz, nawet sama planeta. – Umilkła. – Czy mogę cię poprosić o to żebyś nadał mi jakąś nazwę?
- Nazwę, posiadają rzeczy, Ty jesteś istotą, żywą planetą, dlatego nadam ci imię. Tylko, jakie? - Teraz on również milczał, i szukał odpowiedniego imienia dla planety. Po chwili już wiedział, znał imię, jakie da planecie. – Już wiem, od dzisiaj będziesz nazywać się Matka.
- Matka. Pięknie, ale matka ma dzieci, a ja nie…
- Masz! – Nie pozwolił jej dokończyć. – Ty jesteś matką Ziemi, i wielu planet, ale co najważniejsze jesteś matką ludzkości, bo to od Ciebie zaczęło się wszystko. Gdyby nie Ty, kto wie czy ja sam, stałbym dziś na twojej powierzchni. Nigdy się nad tym nie zastanawiałaś? Ludzkość jest twoim dzieckiem, a ty jesteś jej Matką.
- Chyba masz rację – powiedziała. – Dziękuję Ci, wiedz, że zawsze będzie tu dla Ciebie miejsce, jak i dla całej ludzkości. Żegnaj, i wracaj do domu bezpiecznie.
- Dziękuje Ci… Matko.
Zwrócił się w kierunku statku i ruszył ku niemu. Zanim jednak wsiadł, obejrzał się jeszcze wokół siebie. Zatrzymała wzrok na wielkim drzewie. Patrzył na niego około piętnaście sekund, uśmiechnął się lekko i wsiadł do statku.
Statek był już w pełni sprawny, układ skokowy również, włączył silniki, westchnął głęboko z ulgą, gdy usłyszał ich dźwięk, uniósł statek w powietrze i ruszył w powrotną na Ziemię, jego planetę.

***

Max tak jak sobie obiecał nigdy nie wspomniał o Matce, oraz nie uwzględnił jej w raporcie napisanym po przylocie na Ziemię. Obszar, na którym znajdowała się planeta, nie zajął sporo miejsca w raporcie. Napisał, że obszar 1456/90 jest całkowicie pusty, oprócz asteroid, oraz wędrujących meteorów, radar nie wykrył nic szczególnie godnego uwagi.
Nie do końca dotrzymał również swojej tajemnicy. Uznał, iż może to być dobra bajka dla wnuka, i często mi ją opowiadał, a ja postanowiłem, teraz, kiedy dziadek Maxymilian nie żyje, uwiecznić ja na papierze i pozostawić dla kolejnych pokoleń.
Zastanawiacie się pewnie, czym było to wydarzenie, o którym mówiła Matka, a które miało uszczęśliwić dziadka. Powiem wam. Tym wydarzeniem były narodziny Stevena Benta, syna Maxyiliana, ojca Stevena Benta jr., czyli… mnie.

_________________
"...pozwólcie temu być ścieżką dźwiękową dla waszych [...] myśli"


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 25.02.2005 @ 22:56:40 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.12.2004 @ 21:09:53
Posty: 3423
Lokalizacja: Poznań - Trzcianka, Trzcianka - Poznań.
Cytuj:
Zwrócił się w kierunku statku i ruszył ku niemu. Zanim jednak wsiadł, obejrzał się jeszcze wokół siebie. Zatrzymała wzrok na wielkim drzewie. Patrzył na niego około piętnaście sekund, uśmiechnął się lekko i wsiadł do statku.
Statek był już w pełni sprawny, układ skokowy również, włączył silniki, westchnął głęboko z ulgą, gdy usłyszał ich dźwięk, uniósł statek w powietrze i ruszył w powrotną na Ziemię, jego planetę.


Cytuj:
Swoim wyglądem przypominała nasza planetę. Bujna szata roślinna, była do złudzenia podobna do naszej ziemskiej, ale drzewa, jeżeli można było tak określić te wielkie przypominające sekwoje, olbrzymy, były o wiele większe od tych ziemskich, a ich liście miały dziwne kształty.
Szedł przez coś, co przypominało ziemską dżunglę. Z wielką trudnością przychodziło mu przedostawanie się przez kolejne ściany liści i grubych gałęzi. Dzięki przytomności umysłu zabrał ze sobą maczetę, która pomagała mu w pokonywaniu „roślinnego wroga” i ułatwiał mu sprawniejsze i szybsze przemieszczanie się. Co kilka metrów przystawał, rozglądał się za kolejnymi roślinami i pobierał ich kawałki do badań.
Przedzierając się przez ten naturalny labirynt, cały czas zastanawiał się, na jakiej planecie się znajduje i jak u diabła się tu dostał. Pamiętał jedynie, że w pewnym momencie komputer podał współrzędne jakiejś nowej planety, lecz on nic nie widział. Musiał wierzyć własnym oczom. Ale gdyby planeta była okryta jakimś dziwnym polem ochronnym, to by wyjaśniło, dlaczego w pewnym momencie statek wpadł w turbulencje, a przed jego oczami wybuchło jakieś dziwne, oślepiające światło, po czym statek zaczął płonąć, z czego wywnioskował, że przechodzi przez atmosferę tej planety. Lądowania nie pamiętał, gdyż tak jak wspominałem wcześniej doznał urazu głowy, który przypominał o sobie dużym guzem i częstym bólem.
- Dobrze – powiedział sam do siebie. – Wygląd tej planety jest czymś nieprawdopodobnym, ale możliwym, w końcu nie wiadomo, co nas jeszcze czeka w tym parszywym kosmosie. Ale jak do licha wyjaśnić, fakt, iż coś zaczęło ściągać statek na tą planetę. Czego akurat mnie ta spotkało? Czego ja?
Cała sytuacja przerastała naszego bohatera, być może nie miał on zbyt silnej psychiki, ale skoro tak, dlaczego zdecydował się na lot w nieznane dotąd krańce kosmosu. Nie mógł być pewny swojej przyszłości. Co, jeśli komputer nie zdołałby naprawić uszkodzeń, jakie spowodowało nieszczęsne, niekontrolowane lądowanie? Poza tym planeta, na której się znajdował mogła się okazać domem jakiś dziwnych istot, które nie przyjęłyby go zbyt serdecznie.
Historia zna już takie przypadki. Ponad 80 pilotów zaginęło w czasie wykonywania swoich misji. Ich los nie był nikomu znany. Ludzie na Ziemi, nie mieli pojęcia, co spotkało owych śmiałków, którzy w pogoni za sławą postanowili wziąć udział w projekcie nazwanym „Kolumb”, mającym na celu odkrycie nowych nieznanych dotąd planet, zbadania ich i stwierdzenia czy nadają się do skolonizowania. Sporo takich lotów zakończyło się sukcesem, ale jak mówią statystyki wiele pochłonęło ofiarę złożoną ze wspaniałych, zasłużonych pilotów, którzy już w jakiś sposób zapisali się w historii ludzkości.

Cytuj:
Nie przerywaj mi przerwała mu. – Wszystko, co Ci teraz mówię jest prawdą i nie ma w tym nic nieprawdziwego

Cytuj:
Po tym, co usłyszał, Max od razy wstał, i teraz jego zdziwienie było niemal wyczuwalne, z odległości kilkunastu metrów

Cytuj:
Tylko tchórz potrafi się chować.

Więcej przykładów nie chce mi się szukać. A odnośnie prośby o łagodne traktowanie, to raczej na to nie licz. Zamieszczasz opowiadanie więc musisz poddać się krytyce.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.02.2005 @ 12:18:24 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
Miło wiedzieć, że planety rozmnażają się drogą płciową:)
A tak an poważnie - nie podoba mi się. Nie wiem, czego brak temu opowiadaniu, ale koszmarnie męczy podczas czytania. O błędach ortograficznych i stylistycznych nie chce mi się gadać - wiedz tylko, że jest ich sporo. Temat powtórzeń wyczerpał chyba Zoltan.
Opek przypomina, faktycznie, nudną bajkę dla wnuczka, który nie chce spać. Przydałoby się tu trochę dynamiki...

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.02.2005 @ 12:23:36 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09.02.2003 @ 12:55:57
Posty: 7375
Lokalizacja: Święte Miejsce
Caribre pisze:
Opek przypomina

Hmmm... Jak to jest? Ten opek czy to opko? Przyznam szczerze, że opek mi się kojarzy tylko i wyłącznie z firmą spedycyjną obsługująca moją firmę. Nazgule, jakies pomysły?

_________________
Nietolerancyjny sierściuch

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby się dildem posługiwać tak jak radiem. Jedno i drugie służy rozrywce. - Mirosław Bańko, Uniwersytet Warszawski



Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.02.2005 @ 12:30:50 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
kkkara pisze:
Caribre pisze:
Opek przypomina

Hmmm... Jak to jest? Ten opek czy to opko? Przyznam szczerze, że opek mi się kojarzy tylko i wyłącznie z firmą spedycyjną obsługująca moją firmę. Nazgule, jakies pomysły?

Sam się nad tym głowiłem:) Opowiadanie to rodzaj nijaki, jak by nie patrzeć, a opek to r. męski. Skrót ten powodują probley w odmianie. Ale jeżeli uznać go za nazwę slangową z zony;D, to może być tak, jak napisałem. Lecz ostateczny głos należy do Nazguli:)

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.02.2005 @ 13:33:58 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30.12.2002 @ 21:33:22
Posty: 721
Lokalizacja: 43°52'24"N 18°24'30"E
"Opko" można elegancko wyprowadzić od "opowiadanko", więc IMO powinien być jednak rodzaj nijaki. "Opek" kojarzy mi się z OPEC albo operatorem, ale w żadnym razie nie z literaturą. ;]

Vilc

_________________
Coca Cola Malboro Suzuki
diskoteke gitare buzuki
to je život to nije reklama
nikom nije lepše nego nama!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.03.2005 @ 20:55:22 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 25.02.2005 @ 21:39:18
Posty: 4
Lokalizacja: Radomyśl nad Sanem
No dobra odpowiadam po długim milczeniu. Fakt błędy, błędy jest ich bardzo dużo, ale to da się zlikwidować, poza tym wiele błędów wynika z mojej nieuwagi i nie dociśnięcia przycisku "alt" przy np. literce ó rozumiecie. Opowiedanie to napisałem bo "siedziało" mi w głowie juz od 2 klasy Gimnazjum, a w jakim stylu? Hym. To moje pierwsze opowiadanie i może dlatego styl nie jest najlepszy. Ale to jest moja Fantastyka, uważam że mój pomyśł był dobry, moze gdybym napisał je w innym stylu inaczej zostałoby przez was potraktowane.

_________________
"...pozwólcie temu być ścieżką dźwiękową dla waszych [...] myśli"


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 14:12:02 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
Edward W. Anderlton pisze:
Ale to jest moja Fantastyka, uważam że mój pomyśł był dobry, moze gdybym napisał je w innym stylu inaczej zostałoby przez was potraktowane.

Więc jeżeli to TWOJA fantastyka i TWÓJ dobry pomysł, to po co pokazujesz go nam, maluczkim ??
Nie byłoby lepiej iść z tym od razu do Ambera??
:)))))))))

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 14:16:47 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10.12.2003 @ 13:45:04
Posty: 6932
Lokalizacja: urojone Trondheim za morzem
Spokojnie, spokojnie. Chłodnik z botwinki...
Przecież wrzucić swój text może każdy. Tylko, na miłość boską, niech się nie obraża, kiedy wytyka mu się oczywiste błędy stylistyczne. To jest dział 'Krytyka', a nie kółko wzajemnego dopieszczania.

_________________
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 14:21:34 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
To był tylko żarcik kocie. Szutka taka niewinna;) Drobna szczypta ironii:D

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 14:26:32 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10.12.2003 @ 13:45:04
Posty: 6932
Lokalizacja: urojone Trondheim za morzem
Ależ wiem:) Mamusia natura dała mi odpowiednio pofałdowane zwoje mózgowe:PPP
Przyszedł mi do głowy pomysł założenia wątku o nazwie - powiedzmy - Mortal Kombat. I tam byłby ring wolny. Każdy mógłby każdemu nawrzucać - ku kompromitacji własnej i uciesze kibiców.

_________________
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 14:31:17 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
wyjątkowo młody kot pisze:
Przyszedł mi do głowy pomysł założenia wątku o nazwie - powiedzmy - Mortal Kombat. I tam byłby ring wolny. Każdy mógłby każdemu nawrzucać - ku kompromitacji własnej i uciesze kibiców.

Ale to chyba do wnisków racjonalizatorskich:) Pomysł fany:D

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 19:29:35 
Offline
Kochanek Vesemira
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.10.2002 @ 16:09:47
Posty: 16427
E, wątpię, czy by się szefostwo zgodziło.

_________________
Eckstein, Eckstein, alles muss versteckt sein.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 04.03.2005 @ 15:54:04 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 25.02.2005 @ 21:39:18
Posty: 4
Lokalizacja: Radomyśl nad Sanem
Źle mnie zrozumieliście. Ja się na nikogo nie obrażam. Błędy są oczywiste i się przyznaję do tego, przyjmuje całą krytykę. Ale stwierdzenie "moja Fantastyka" nie miało was utwierdzic w przekonaniu że ja mam dużo mnie manie o sobie, nie chodziło mi o to że to jest moje i nikt nie ma prawa mnie krytykować itp. Zrozumcie nie chodziło mi o nic takiego.

_________________
"...pozwólcie temu być ścieżką dźwiękową dla waszych [...] myśli"


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 04.03.2005 @ 16:32:44 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 13:43:00
Posty: 1299
Lokalizacja: przecież napisane, że Crinfrid
Edward W. Anderlton pisze:
ja mam dużo mnie manie o sobie.


Sorry, no nie mogłam się powstrzymać - a co to takiego???
Jestem dzisiaj w wyjątkowo czepialskim nastroju :))


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 22 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group