Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 23.04.2024 @ 8:54:43

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 23 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł: Kołyska
Post: 23.04.2005 @ 13:30:30 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.10.2004 @ 14:37:29
Posty: 1340
Lokalizacja: Z kontowni albo z nienacka
Słońce przepięknie chowało się za widnokręgiem.
Był to jedyny pozytywny akcent tego dnia. A w zasadzie trzech ostatnich dni, które Brett spędził na tym pustkowiu szukając tego, co zabiło dziewczynkę i jej matkę.
Teraz wiedział, że były to trzy stracone dni, a jedyna rzecz jaką można tu znaleźć to reumatyzm. Był zły na siebie. Od początku domyślał się, że dzieciak zwyczajnie utonął w jednym z licznych stawów. Mógł też odejść zbyt daleko od wioski i zwyczajnie przepadł na bagnach. Podobny los spotkał zapewne jego matkę, która sama wyruszyła na poszukiwanie córki.
Usłyszał chlupnięcie. Wiedźmiński medalion zadrżał. Ruchem szybkim jak błyskawica dobył miecza, odwrócił się. Niczego nie widział. Medalion znów zadrgał. Tym razem nie tylko usłyszał, wręcz poczuł ruch. Skoncentrował się. Mocno zacisnął dłonie na rękojeści miecza. Cos złapało go za nogę, szarpnęło, niemal się przewrócił. Szarpnął, odzyskał równowagę. Odwrócił się zwinnym, kocim ruchem, gotowy do silnego i precyzyjnego cięcia. Spojrzał. I zaklął. Czegoś takiego nigdy nie widział, nawet na rycinach bestiariuszy wiedźmińskich ksiąg. Stwór, przypominał trochę żyrytwę. Głównie fizjonomią. Rozmiarami znacznie przewyższał przeciętny okaz tego gatunku. Posiadał też kilka dodatkowym par odnóży. Brett nie miał czasu na kontemplację szczegółów anatomii okazu , przeszedł od razu do rzeczy. Wiedzmiński miecz ze świstem przecinał powietrze. Ciało monstrum ciął z charakterystycznym mlaśnięciem.
Ledwo mógł złapać oddech. Przy każdym głębszym wdechu bok palił żywym ogniem.
Cholera, poharatała mnie, pomyslał. Zatoczył się, w głowie mu się zakręciło, upadł. Oddychał ciężko. Przerośnięta żyrytwa niechybnie była jadowita. Znalazł flakonik z eliksirem, wypił zawartość.
Dojść do wioski, może pomogą. Może

Obudziły go promienie słońca wpadające przez okno. Słońce było wysoko, niemal w zenicie. Po izbie krzątała się młoda kobieta. Brett pamiętał ją. Kiedy przez kilka ostatnich dni wracał na noc z bagien to właśnie ona przynosiła mu jedzenie. Miała ładne, długie, jasne włosy. I dobre oczy.
Spojrzała na niego, zauważyła że otworzył oczy, uśmiechnęła się. Ładnie. I życzliwie.
- Pójdę po wójta. I znachora – powiedziała
Po dłuższej chwili do izby weszło dwóch starszych mężczyzn. Jeden wysoki, potężnej budowy, niemniej nie młody, ze skrońmi przyprószonymi siwizną. Drugi niewiele niższy, ale nie tak postawny, szpakowaty.
- Widzę panie wiedźmin że wreszcie się wyspaliście – powiedział ten potężny. Brett miał wrażenie, że powiedział to z niekłamaną radością.
- Jjaa….- wychrypiał Brett. Nie mógł nic powiedzieć, gardło miał suche jak wiór.
Ten szpakowaty podał mu kubek wody. Przytrzymał głowę, kiedy pił. Nie mógł jeszcze sam się podnieść, bok nadto bolał.
- Jak długo spałem ? – zapytał, kiedy wypił i odpoczął chwilę.
- Trzy dni temu wróciliście ledwo do wioski. Trzy dni temu wieczorem, panie wiedźmin.
- Dziękuje. Dziękuje wam, że … że się zaopiekowaliście.
- A i nie ma za co. Myśmy są wdzięczni i winni podziękowania. Na drugi dzień poszliśmy zobaczyć, co też tak pana wiedźmina poturbowało. Znaleźliśmy wielkie cielsko, posieczone na kawałki. Okrutnie toto wyglądało. Że też wy sam jeden żeście go usiekli… No ale trochę was poturbował, myśleli my już, że zemrzecie. Szczęściem Lubik na leczeniu się zna, to się wami zajął.
- Ale wy już panie wiedźmin nic więcej nie mówcie, słabi jeszcze jesteście. Niczym się nie turbujcie. Waszym koniem się zajęliśmy, dobytek schowany leży. Nie martwcie się, odpoczywajcie.

Nie martwił się. Znachor codziennie zaglądał, zmieniał opatrunek. Pomagała mu dziewczyna, ta sama, którą ujrzał zaraz po przebudzeniu.
Po tygodniu wydobrzał tyle, aby podnieść się z łóżka i przespacerować kawałek. Potrzebował do tego pomocy. Aine, bo tak nazywała się jasnowłosa, pomagała mu.
Z jej opowiadań wynikało, że już wcześniej ludzie ginęli na bagnach. Wieśniacy byli więc wdzięczni, przyjaźni ponieważ zlikwidował zagrożenie. Teraz bez większych obaw mogli skracać sobie drogę do lasu i iść wzdłuż bagien.

Często rozmawiali i spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Aine miała śliczny uśmiech. Często się do niego uśmiechała. Do tego miała duże, dobre oczy. Jej spojrzenie sprawiało, że czuł ciepło i spokój
- Mówią, że wiedźmin potwory zabija, ale sam jest trochę jak potwór, bo nie ma uczuć – powiedział mu któregoś wieczoru.
- Nie mają racji – odpowiedział.
- Widać nie mają. I to w ogóle. Bo mówią też, że wiedźmini nie mogą mieć dzieci.
Nic nie powiedział. Po prostu ją pocałował.

Nad kołyską synka Brett powiesił swój wiedźmiński medalion.
Aine nie protestowała, wręcz przeciwnie. Tak jak wielu wierzyła, że magiczne rzeczy, powieszone nad kołyską przekazują dzieciom część zaklętej w nich mocy. Cieszyła się, że w przyszłości jej syn będzie tak samo dzielnym i wprawnym wojownikiem jak ojciec.


Czterech zbrojnych jechało przez wieś. Z pogardą i wyższością patrzyli na wieśniaków.
Zatrzymali się przed karczmą, przywiązali konie. Powoli, pobrzękując ostrogami zmierzali do drzwi.
- Dalej nie idziecie – usłyszeli mocny, donośny głos.
Jak na komendą przystanęli, odwrócili się powoli. Jeden z nich splunął siarczyście.
- To ty – powiedział chrapliwym głosem.
- Patrzcie chłopaki, przyjechaliśmy go szukać a on sam, po dobroci, do nas przylazł…
- Macie dwie możliwości – przerwał – Pierwsza zakłada, że wyjedziecie stąd tą samą drogą, którą tu przyjechaliście. Druga, że opuścicie to miejsce w kierunku przeciwnym, przejechawszy w spokoju przez wieś. Zarówno jedna jak i druga wyklucza wasz powrót w te strony.
- Słuchaj chamie – zaczął najwyższy z czwórki – Trzy dni temu w tej karczmie, kiedyśmy troszkę popili i postanowili się pobawić, przerwałeś nam dość obcesowo. Wtedy jednak byliśmy pijani. Teraz nie jesteśmy. Bacz, bo miast ostro cię obić, tak jak zamierzaliśmy, możemy zatłuc cię na śmierć – ostatnie dwa zdania wypowiedział znacząco przeciągając sylaby.
- Trzy dni temu, w tej właśnie karczmie, raniliście pięć osób. Jedna z tych osób zmarła. Zawdzięczałem jej życie. Odejdźcie i nikomu nie będzie krzywdy. Natychmiast.
- Czego ?! – niemal zakrzyknął ten najmłodszy, z jasną szczeciną zamiast brody, dobywając korda - Chyba na rozumie słabujesz chamie. Spierdalaj kmiocie, zanim pacjencję stracę i ci gnaty przetrące.
W trzech skokach był przy nim, błyskawicznym ruchem wyciągnął miecz i uderzył silnie, z góry. Był wściekły. Młody nie zdążył nawet dobyć miecza, krzyknął tylko głośno i przeciągle nim miecz rozchlastał mu gardło i żuchwę. Pozostała trójka szybko odskoczyła. Dobyli mieczy.
Pierwszy zaatakował ten w środku, pozostała dwójka od razu starała się zajść go od boku. On jednak zamarkował tylko uderzenie, zawirował, odskoczył. Szybkimi jak błysk uderzeniami zasypał tego z prawej. W końcu uniósł miecz, udał uderzenie od góry po czym błyskawicznie opuścił klingę i pchnął prosto w mostek. Wyszarpnął miecz, zastawił się, odskoczył. Pozostałych dwóch było już przy nim. Zaatakowali. Ledwo odbijał ich ciosy, efekt zaskoczenia już dawno minął i przestali go lekceważyć. W końcu udało mu się zmienić rytm kroków, samym balansem ciała uniknął ciosu, szybko skontrował. Zawirował, zasłonił na wszelki wypadek plecy i głowę. Nie było jednak potrzeby. Trafiony klęczał w kałuży krwi trzymając się za brzuch. Kałuża szybko się powiększała.
Czwarty nie czekał. W iście sprinterskim tempie dobiegł do koni, skoczył, targnął za lejce i ruszył. Brett pobiegł za nim, sięgnął po nóż. Rzucił w pełnym biegu, trafił jeźdźca w prawą łopatkę. Ten przychylił się w siodle, jednak nie spadł. Popędził konia i po kilku dłuższych chwilach znikł za horyzontem.

Przybyli na drugi dzień, późnym popołudniem. Było ich niemal trzydziestu. Przewodził im wysoki, czerniawy mężczyzna, pysznie, kolorowo ubrany. Dosiadał czarnego jak noc, rączego wierzchowca. Nazywano go Czarny Vincent albo po prostu Kruk.
Brett czekał na nich. Wiedział, że przyjdą, wiedział to w chwili gdy trafiony nożem nie spadł z kulbaki. Był gotowy.
Zbrojni okrążyli go półkolem trzymając bezpieczny dystans. Mimo przewagi obawiali się go.
- Życie i spokój tej wsi za wasze życie – powiedział spokojnie.
Jeźdźcy ryknęli śmiechem. Nie śmiał się tylko Kruk.
- Ciekawość przeważa u mnie nad chęcią nawleczenie cię na pal odmieńcze. Tak tak, wiedźminie, my już wiemy z czym mamy do czynienia. I stosownie się ku temu przygotowaliśmy. Ale ciekawy, co daje ci w ogóle widoki na jakiekolwiek targi…
- Co najmniej pięciu z was – przerwał – Co najmniej pięciu położy głowy. Sam im je obetnę. Kilku następnych zginie od cepów, wideł – kiedy to mówił, gościniec biegnący przez wieś zaroił się od chłopów uzbrojonych w widły, długie noże i inne narzędzia.
- Zginie połowa z was. Chyba, że odjedziecie. Tamtych trzech zginęło, bo nie posłuchało. Zabili człowieka i nie posłuchali kiedy grzecznie ich o to proszono.
Brett nie wierzył, że to coś da. Miał inny plan, chciał sam znaleźć hanzę Kruka, pozwolić dać się zabić. Liczył, że tym samym oszczędzi swoją rodzinę i całą wieś. Chłopi jednak uparli się, nie dali przekonać mimo zażartej i momentami dość gwałtownej argumentacji. Przez ostatnich pięć lat zaakceptowali go. Nie raz ratował komuś skórę, kiedy różnej maści zbóje zajeżdżali do wsi. Pracował z nimi na roli. Stał się jednym z mieszkańców wsi. A ci uparli się, że pomogą mu tak samo, jak on pomagał im wiele razy.
Nie mylił się. Herszt machnął ręką, brzęknęły cięciwy. Odbił jeden bełt, drugi musnął tylko lewe ramię. Doskoczył to pierwszego, ciął z całej siły dając upust wściekłości i żalu, jaki go ogarnął. Chłopi również ruszyli. Mimo całej swej zażartości, złości i determinacji nie mieli większych szans. Ale walczyli dzielnie słono płacąc za śmierć kumów i przyjaciół.
Brett szybko zabił kolejnego szerokim cięciem miecza. Szukał ich przywódcy, sięgnął po sztylet. Znalazł, cisnął mocno. W ostatniej chwili koń Kruka wierzgnął i sztylet zamiast w klatkę piersiową trafił w podbrzusze. Trafiony niczym prawdziwy kruk zakrakał, zgarbił się w siodle. Wiedźmin poczuł jak bełt przeszywa mu bok. Impet przewrócił go. Leżąc zobaczył jak któryś z jeźdźców podpala chatę stojącą nieopodal. Zaklął, zerwał się. Sparował uderzenie, skontrował. Krew sikająca fontanną z rozdartej aorty trafionego była ciepła jak majowy deszcz. Poczuł kolejne uderzenie, zachwiał się ale nie upadł. Ciał kolejnego draba, który niefortunnie próbował zasłonić twarz ręką. Jego dłoń poleciała dobrych kilka metrów nim wylądowała w gnojówce. Ktoś z wielkim impetem wbił mu rohatynę w brzuch. Brett aż przysiadł stękając ciężko.
Usłyszał krzyk Aine. Spojrzał do góry. Jeździec pochylił się nad nim, wziął potężny zamach. Wiedźmin nie czuł nawet, że umiera.

Dookoła młodej kobiety zgromadziło się kilka osób. Ich oczy były czerwone i zapuchnięte od łez. Aine była poważnie ranna i lada chwila mogła umrzeć. Jeden z jeźdźców ciął ją nożem kiedy biegła do rannego męża.
Do izby wszedł jej pięcioletni synek. Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła ręce. Ludzie zgromadzeni wokół wyszli.
- Pojedziesz do cioci Weroniki synku. Nie płacz, bądź dzielny. Musisz być. I bądź grzeczny. Ciocia i wuj się tobą zaopiekują. Tak musi być syneczku. A teraz przytul się do mnie. Pamiętaj, że mama bardzo cię kocha, Leo.
Chwilę potem mama umarła.
Leo pamiętał. Pamiętał walkę i pożar. Pamiętał śmierć ojca, pożar wsi, cierpienie matki. Wszystko pamiętał.


Ostatnio zmieniony 24.04.2005 @ 14:06:48 przez syriusz, łącznie zmieniany 3 razy

Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 23.04.2005 @ 15:51:56 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.08.2004 @ 22:50:54
Posty: 726
Lokalizacja: Z lasu, gdzie stoi tabliczka "Beware the Jabberwock!"
Dla mnie rewelacja. Styl bardzo dobry, dałem się wciągnąc od samego początku. Opisy walk plastyczne i dynamiczne. Zakończenie.. majstersztyk. Efekt psuje kilka nieistotnych literówek i chyba słownie: jeden ort, ale mimo to czytało mi się świetnie, jak poprawisz, to będzie naprawdę super.

Gratuluję. I zazdroszczę :)

_________________
Lower than the stars
There is nothing to
Stare at


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 23.04.2005 @ 15:56:14 
Offline
Bloede Blath aen Laeke Dhromchla

Rejestracja: 17.10.2002 @ 11:59:59
Posty: 13943
Lokalizacja: ze stajenki
Własnie, zapomniałam napisać: zadanie domowe na dziś dla Syriusza - napisać 100 razy NÓŻ :]
Podobało mi się. Na początku tylko tam były takie mało fajne potknięcia stylistyczne. IMHO chyba troszkę za bardzo siliłeś się na styl Sapkowskiego.

_________________
ggadem lub emalią


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 23.04.2005 @ 17:28:53 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08.05.2004 @ 15:09:27
Posty: 3054
Lokalizacja: Osiris
Fajne :) Małe pytanie - Leo... Bonhart?

_________________
Are you playing with me, Cleric?
Komitet Obrony Styropianowych Głazów i Rozbujanej Kamery


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł: Re: Kołyska
Post: 23.04.2005 @ 20:21:51 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 22.05.2003 @ 18:43:57
Posty: 571
syriusz pisze:
Od początku domyślał się, że dzieciak zwyczajnie utonął w licznych stawach.


Hm... to znaczy ile razy tonął? Nie mogłem się powstrzymać.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 11:25:06 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.10.2004 @ 14:37:29
Posty: 1340
Lokalizacja: Z kontowni albo z nienacka
Ireth pisze:
Fajne :) Małe pytanie - Leo... Bonhart?


Nie inaczej :-)


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 13:57:44 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19.10.2004 @ 15:31:44
Posty: 680
Lokalizacja: z Mchu i Paproci
W końcu opowiadanie na temat, z sensem i jakimś pomysłem. Wykonanie niezłe. Zgodzę się z Aslem, że trochę za bardzo udajesz styl Sapkowskiego - nie da się tak po prostu podrobić jego stylu, i w Twoim opowiadaniu to widać. No offence, to nie wstyd nie dorównać ASowi.

Ale wstyd wstawiać teksty typu:
syriusz pisze:
Młody nie zdążyła nawet dobyć miecza.
Przez ostatnich pięć lata zaakceptowali go.
Wystarczy raz przeczytać, żeby wyczyścić takie brudy. I lepiej, jakbyś to Ty przeczytał.
Dalej:
syriusz pisze:
Po tygodniu wydobrzała tyle, aby podnieść się z łóżka
Dziewczyna?

syriusz pisze:
Spierdalaj kmiocie,
takich zabiegów stylistycznych nie lubię.

Szkoda, że nie dopracowałeś, bo opowiadanko sensowne.

Pozdrawiam.

_________________
Chwała filozofom!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 14:10:17 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.10.2004 @ 14:37:29
Posty: 1340
Lokalizacja: Z kontowni albo z nienacka
Geoffrey Monck pisze:
syriusz pisze:
Spierdalaj kmiocie,
takich zabiegów stylistycznych nie lubię.


Prosiłbym o dokładniejsze, jeśli można, wyjaśnienie. Bo nie wiem, co się nie podoba.

Z tymi literówkami i końcówkami to rzeczywiście wtopa. Widać moja dysleksja wcale się nie cofa, mimo moich usilnych starań. Napisałem w sobotę rano, odczekałem pół godziny, przeczytałem i poprawiłem. Widać niedokładnie. No ale to już taka moja wada, często nie zauważam tych końcówek czy pojedynczych literek.

A za wszystkie opinie, szczególnie te negatywne które coś poprawiają, serdecznie dziękuję.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 16:16:03 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19.10.2004 @ 15:31:44
Posty: 680
Lokalizacja: z Mchu i Paproci
syriusz pisze:
Geoffrey Monck pisze:
syriusz pisze:
Spierdalaj kmiocie,
takich zabiegów stylistycznych nie lubię.

Prosiłbym o dokładniejsze, jeśli można, wyjaśnienie. Bo nie wiem, co się nie podoba.

Interpunkcja:)))) Przecinek między słowami i kropka na końcu :P

_________________
Chwała filozofom!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 18:20:27 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.10.2004 @ 14:37:29
Posty: 1340
Lokalizacja: Z kontowni albo z nienacka
Hm... tak, powinien być przecinek. Ale co do kropki to mam odmienne zdanie.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 21:17:59 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.09.2004 @ 11:38:26
Posty: 7402
Lokalizacja: Kraków/Warszawa
Jedna uwaga, bo zdążyłam przeczytać tylko początek- dlaczego to trzy stracone dni zabiły dziewczynke i jej matkę?
Co do reszty, wypowiem się, jak przeczytam całość:)

_________________
I will always need your love/Wish I could write it in the daily news
You, on the other hand, are a sweet little eclair on the outside and a pit bull on the inside- Charlaine Harris


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 21:38:48 
Offline
Próba Traw
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06.11.2004 @ 16:51:23
Posty: 85
Lokalizacja: Plenery pełne róż
Miodzio, no naprawdę miodzio. Co racja, początek roi się od błedów siakiś, ale przeważnie są to braki kropek i przecinków. Potem za to jest już znacznie lepiej. Z przyjemnością się czytało, nawet to, że niedługie było opko nie przeszkadzało zbytnio :]

_________________
"Daje wam gówno, ale jeśli się wam spodoba to zjedzcie kawałek. Obiecuję, że zapewni wam w przyszłości więcej wrażeń (perturbacje żołądkowe?!)."


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 21:46:44 
Offline
Bloede Blath aen Laeke Dhromchla

Rejestracja: 17.10.2002 @ 11:59:59
Posty: 13943
Lokalizacja: ze stajenki
Mazzak pisze:
nawet to, że niedługie było opko nie przeszkadzało zbytnio :]

To jest przecież jego podstawowa zaleta. Najfajniejsze są właśnie krótkie, błyskotliwe opowiadanka, z zaskakującą pointą.

_________________
ggadem lub emalią


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 24.04.2005 @ 21:49:55 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.12.2004 @ 21:09:53
Posty: 3423
Lokalizacja: Poznań - Trzcianka, Trzcianka - Poznań.
Bardzo najs opowiadanko. Czyta się pozytywnie chętnie...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 25.04.2005 @ 11:05:02 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.10.2004 @ 9:31:58
Posty: 443
Lokalizacja: Cornwall
Będę oryginalny, niestety;)
Twoje opowiadanie nie podobało mi się, nie przepadam zbytnio za klonami twórczości ASa, przychodzą mi na myśl sterty klonów Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni.
Fabuła sama w sobie niezła, ale przewidywalna - naprawdę. Od momentu, gdy nasz hero dowiedział się wraz z czytelnikiem, że będzie tatą, zacząłem się zastanawiać czyim. I Leo wygrał w przedbiegach:)
Styl nie jest zły - naprawdę. Od twórczości Sapkowskiego jednak się różni - wiem, podpadam tym, którzy mówią, że to kalka.
Jak widzisz - moje zdanie jest raczej subiektywne niźli obiektywne. Można poczytać, krzywda się nie stanie, ale osobiście uważam, że mogłoby być lepsze.

_________________
audaces fortuna iuvat


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 23 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group