Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 29.03.2024 @ 0:52:04

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 17 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
Post: 15.09.2004 @ 19:11:11 
Offline
Kochanek Vesemira
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.10.2002 @ 16:09:47
Posty: 16427
Dobra, oto moje najnowsze dzieło. Inspired by Dariusz Szpakowski ;)


KAPITAN SMIERTIN

-Nie wiecie, towarzyszu, że to, o czym w tej chwili mówimy, nie ma prawa bytu w naszej socjalistycznej ojczyźnie?! – głos urzędnika odbijał się głuchym echem od ponurych ścian pomieszczenia – Że zostało potępione przez naszych największych artystów i literatów?! Że stanowi dowód krańcowego zepsucia i wypaczenia kultury krajów imperialistycznych?!
Siedzący naprzeciw młody człowiek zamrugał oczami, przełknął ślinę, zaczął wiercić się na wąskim i niewygodnym krześle. Jego wzrok przemknął z twarzy rozmówcy na przeciwległą ścianę. A konkretnie na stojących pod nią dwóch posągowo nieruchomych gwardzistów o tępych obliczach. Oczywiście, jego wykształcona na studiowaniu rewolucyjnych prawd świadomość odrzucała to, z czym według fałszywej kapitalistycznej propagandy ci strażnicy mieli być kojarzeni. Ale podświadomość nie dawała za wygraną.
-Źle mnie zrozumieliście, towarzyszu – jego rosyjski był niepewny, pozbawiony słowiańskiej miękkości, z zachodnim akcentem – Nie jestem za przeniesieniem tej formy rozrywki dokładnie w takim kształcie do Kraju Rad. Chodzi mi o formę, nie o treść.
-To znaczy? – na twarzy urzędnika pojawiła się konsternacja.
-Weźmy na przykład powieść – młody człowiek ciągnął dalej – Z jednej strony mamy wybitne i ideologicznie wiarygodne dzieła towarzyszy Ostrowskiego czy Fadiejewa. Nie możecie zaprzeczyć ich wielkości. Z drugiej natomiast szereg prymitywnych i pornograficznych tytułów z obozu burżuazyjnego, wychwalających wielkość tej przebrzmiałej klasy. Ale przecież i to i to zalicza się do tej samej formy literackiej. Ma identyczne reguły prowadzenia akcji, kreowania bohaterów, wywoływania napięcia. Medium samo w sobie jest neutralne, ani postępowe, ani wsteczne. Liczy się tylko to, co chce się przez nie przekazać.
Na czole urzędnika pojawiła się długa zmarszczka. Gwardziści dalej patrzyli w próżnię martwym wzrokiem.
-Chcecie, towarzyszu, powiedzieć, że podejmiecie się wprowadzenia do nas kapitalistycznej rozrywki, ale zmienionej na socjalistyczną modłę? A dlaczego? Czy nie łatwiej wam by było w waszym rodzinnym kraju?
-Sam Lenin akceptował nowe środki promowania socjalizmu! – zaryzykował młody człowiek – Powiedział przecież „Ze wszystkich sztuk najważniejsze dla nas jest kino”. A były to czasy, kiedy kino dopiero się rodziło! Jestem pewien, że gdyby żył, powiedziałby tak samo o moim zajęciu!
-A co spowodowało, że opuściliście swój kraj i pojechaliście aż do Moskwy? – uśmiech urzędnika stawał się coraz bardziej jadowitszy – Przecież opiewać komunizm można z każdego miejsca na świecie. Przecież kapitaliści nie mogą złamać oporu ludzi pracy, nieprawdaż?
-Niestety, moje poglądy nie pozwalają na to. Związek zawodowy mojej profesji został opanowany przez socjaldemokratycznych zdrajców i ugina się przed rządowym terrorem. Władze rozpoczęły „polowanie na czarownice”. Dziesiątki moich towarzyszy artystów musiały zaprzestać twórczości albo wręcz wyjechać z kraju. Tam jest pełna cenzura, towarzyszu. Tam jest państwo totalitarne.
-Więc jesteście prześladowani przez własny reżim, tak? I przyjechaliście tworzyć prosto pod mury Kremla, prosto pod siedzibę wielkiego towarzysza Stalina? No dobrze – urzędnik wycelował palec w stronę rozmówcy – damy wam szansę. Pokażemy, jak nasza partia sprzyja artystom. Załatwimy sprawy z wydawnictwem, damy wam też partnera do rysunków, jak prosiliście. Ale pamiętajcie – palec groźnie wystrzelił w górę – będziemy patrzeć wam na ręce. I jeśli wykryjemy w treści coś niebezpiecznego, to...
Gwardziści wyprężyli się gniewnie.
-Dziękuję, towarzyszu. Bardzo dziękuję – młody człowiek zaczął cofać się ku drzwiom.
-A jak się nazywa ta sztuka, w której się specjalizujecie? – dopadł go w progu głos urzędnika – Bo zapomniałem.
-Komiks, towarzyszu.

***
Partia rzeczywiście sprzyjała artystom – zaledwie parę godzin później do drzwi niewielkiego pokoju w niewielkim hotelu, gdzie zatrzymał się młody człowiek, rozległo się pukanie. Gość okazał się być niskim człowieczkiem o rozczochranych włosach, z dużą papierową teczką w jednej ręce i jednoznacznie wyglądającą butelką w drugiej. Po paru kieliszkach impreza przeniosła się do mieszkania Aloszy (bo tak przybysz miał na imię), gdzie wśród płacht papieru pokrytych ołówkowymi szkicami, wycinków z gazet, pustych butelek i wszędobylskich karaluchów przyjaźń narodu radzieckiego z uciskanymi społeczeństwami Zachodu uległa dalszemu pogłębieniu. Nieprzyzwyczajony do mocnego alkoholu młody człowiek krztusił się i łzawił, podczas gdy Alosza opowiadał swoją historię.
Urodził się w Woroneżu, w czasie, gdy żelazna pięść Rewolucji rozprawiała się jeszcze z resztkami interwencji i białogwardzistów. Do Moskwy przyjechał na studia. Wykładowcy w akademii sztuk pięknych nie poznali się jednak na jego talencie – tak przynajmniej wynikało z pijackiej opowieści. Prace jego krytykowane były jako „zbyt awangardowe, bezproduktywne i o burżuazyjnej estetyce”. Alosza studia wprawdzie ukończył, lecz nie zrobił wymarzonej kariery rewolucyjnego malarza, upamiętniającego na płótnie budowę fabryk, stoczni i kombinatów. Teraz za osiągnięcie mógł uznać zamieszczenie karykatury na ostatniej stronie mało poczytnego dziennika.
-Złamali mój talent, swołocze – bełkotał, próbując utrzymać równowagę na chyboczącym się zydlu – Urzędnicze pasożyty, co one mogą wiedzieć o prawdziwej sztuce? O talencie? A mówili, że w komunizmie będzie lepiej – zachwiał się niebezpiecznie – Akurat!
-Nie martw się, Losza – młody człowiek również zauważył, że jego zydel niebezpiecznie traci stabilność – jeszcze im pokażemy. Stworzymy coś, co zadziwi świat! Przejdziemy do historii! Będziemy jak Pawka Korczagin, jak Stachanow, jak... – spadł pod stół.

***

-Ale jak to ma wyglądać? – spytał się następnego dnia Alosza, raźno zagryzając ogórka – Ty będziesz pisał, a ja zrobię do tego ilustracje? Ale jak? I co to będzie, powieść, czy coś innego?
-Coś zupełnie innego – młody człowiek w iście stachanowskim tempie pochłaniał wodę ze słoika po ogórkach – Wy tego jeszcze nie znacie. Ale poznacie, nasza w tym głowa – uśmiechnął się boleśnie.
-Powiesz mi przynajmniej, o co w tym chodzi? Czy... czy nic nam nie grozi?
-Nie powinno – twardo odrzekł młody człowiek – Robimy to w imię rewolucji. W imię komunizmu. Nic nam nie mogą zrobić.
-No... – mina Aloszy świadczyła o tym, że wie o czymś więcej. Nie odważył się jednak tego zrobić.
-Potrzeba nam dwóch rzeczy – ogień zapłonął w oczach Amerykanina – bohatera i intrygi. Musimy stworzyć kogoś atrakcyjnego dla mas, komunistę z krwi i kości, kogoś, kogo pokocha zwykły Rosjanin. A potem musimy go wsadzić w jakąś intrygę. Nie za banalną, ale też nie za trudną, taką w sam raz. Ale jak to zrobić, jak?
Z braku pomysłów wrócili do picia. Podchmielony Alosza okazał się prawdziwą duszą towarzystwa; strumień świadomości płynący z jego ust zahaczał o wszystkie możliwe tematy, a w szczególności o sport. Tak, niedoszły malarz rewolucyjny, wiedział o wszystkim, co w ciągu ostatnich lat działo się na radzieckich bieżniach, kortach, basenach i salach gimnastycznych. Ale przede wszystkim na boiskach piłkarskich. Młody człowiek tylko kręcił głową, gdy słuchał opowieści Rosjanina lub gdy przeglądał pożółkłe wycinki pełne wyników, tabel i niewyraźnych zdjęć. W pewnym momencie – było to na początku trzeciej butelki – jego wzrok natrafił na całostronicowe zdjęcie drużyny z Woroneża sprzed paru lat. Uwagę przykuwał rosły zawodnik w środkowym rzędzie. Burza blond włosów ocieniała wysokie czoło i patrzące przenikliwym wzrokiem oczy. Zacięte usta, kwadratowa szczęka, muskuły naprężone pod obcisłym dresem – tak, ten człowiek dominował nad innymi, był stworzony, by przewodzić, kierować tłumem, być bohaterem. Tak... Młody człowiek wykrzywił usta w uśmiechu.
-Kto to jest? – przezwyciężając kaszel po kolejnej porcji samogonu, zwrócił się do Aloszy – Kto to jest?
-Kapitan naszego zespołu sprzed paru lat – flegmatycznie odpowiedział Rosjanin – Na nazwisko było mu Smiertin. Solidny obrońca, żaden wielki talent, ale na rzemiośle się znał. Szkoda, że go zabrali – przeciągnął w znajomym geście palec po szyi.
-Kto go zabrał?
-No, NKWD – Rosjanin obejrzał się strachliwie po izbie – Przyszli jednego wieczoru do jego domu i wywieźli. Z żoną, z dziećmi, ze wszystkim. Nikt nie miał później od niego żadnej wiadomości. Szkoda, wielka strata dla zespołu.
-Kontrrewolucjonista? Sabotażysta? Zdrajca? – młody człowiek pokręcił głową w geście pogardy – Nie szkodzi, mamy już bohatera, słyszysz, Alosza? Mamy bohatera!
Rosjanin zdumiony nalał sobie kolejną setkę.
-Kapitan Smiertin – młody człowiek z lubością powtarzał dwa słowa – Kapitan Smiertin. Kapitan Smiertin. Słyszysz tę moc, Alosza? Czujesz ten potencjał? Lepszego nazwiska nie mógłbym wymyślić! Znakomicie, bohatera już mamy. Teraz tylko zostaje historia!
-Jak to historia? Znaczy się, że jeszcze nie nic nie wymyśliłeś?
-Z tym, przyjacielu, nie powinno być problemu – młody człowiek uśmiechnął się złowieszczo.

***

-Co? Co wy mi tu przynieśliście? – małe oczka urzędnika rozszerzyły się do niesamowitych rozmiarów – I to... to... coś ma trafić do ludu pracującego miast i wsi?! Towarzysze – nachylił ciężką głowę nad stołem – nadużyliście zaufania partii. To nie jest to, o co nam chodziło.
Gwardziści jak na komendę skierowali kamienne spojrzenia w stronę dwójki interesantów zakłócających spokój pracownika Agitpropu.
Młody człowiek się pocił. Nie tak to sobie wyobrażał. Czuł, jak jego postępowa, marksistowska świadomość ulega pod naporem karmionego wsteczną propagandą strachu. „To koniec”, paniczna myśl zaległa się w miotanym przerażeniem sercu.
Alosza na szczęście zachował zimną krew. Nie zdradzając najmniejszych oznak zdenerwowania, postawił na biurku z wielkim namaszczeniem zawiniętą w gazetowy papier butelkę.
-Woroneski – powiedział rzeczowo – Rodzinna tradycja. Prapradziadek miał gorzelnię w majątku hrabiego Kutuzowa.
Urzędnik, nie okazawszy najmniejszych oznak zdziwienia, dał znak gwardzistom, by wyszli. Po czym wyjął z szuflady kieliszki.
-Wiecie, towarzysze, nie to, żeby mi się nie podobało, ale widzicie – mówił znacznie łagodniejszym tonem, gdy w butelce pokazało się dno – nieco to odbiega od tego, czym tutaj żyjemy na co dzień. Za mało tu naszego kulturowego dorobku, brakuje cytatów z Lenina. No i ta przemoc, to takie burżuazyjne.
Alosza postawił na stole kolejną butelkę.
-Ja co do tego nie mam najmniejszych zasz... zas... zaszczyżeń – mamrotał kilkadziesiąt minut później – ale jakbyście, wiecie, uzwn... unzw... uwznioślili, dali szerszy wykład leni... ninizzzmu. No i nie wiadomo, co nnnna to powie kiii... rownictwo.
Po trzeciej butelce urzędnik podpisał wszystkie papiery.

***

I tak narodziła się historia.
Historia o odległej planecie, której mieszkańcy, uwięzieni w jarzmie kapitalizmu, sprowadzili na siebie atomową zagładę. O jedynym ocalałym dziecku, wysłanym przez postępowo myślących rodziców na Ziemię, a konkretnie na szóstą część jej masy lądowej, będącą oazą pokoju i szczęśliwości we wszechświecie. O bezdzietnym małżeństwie z niewielkiego miasteczka Mienszygorod, które pewnego dnia znalazło kapsułę w stepie i przygarnęło dziecko, nadając mu imię Kolii Kentowa.
Historia o młodzieńczych latach owego Kolii, spędzonych na rywalizacji z kombajnami w ilości zebranego ziarna, pierwszych próbach latania i wyścigach z koleją transsyberyjską. O przeprowadzce do Moskwy, gdzie pracował jako skromny dziennikarz „Prawdy”. Wreszcie o pewnej defiladzie wojskowej, podczas której niesprawny mig zaczął spadać prosto na trybunę honorową. A on, nie myśląc, poleciał do góry i złapał maszynę.
Historia o wrogach i przyjaciołach, o miłości i nienawiści. O koleżance z pracy, Lenie Łanewskiej, która z wielkiej rywalki stała się jego ukochaną. O najlepszym przyjacielu, Juriju Olsenowskim. O twardym, lecz sprawiedliwym redaktorze naczelnym, Piotrze Bielennowie. I o dyrektorze największego moskiewskiego domu towarowego, Lwie Lutrowiczu, na zewnątrz bez reszty oddanemu partii, w głębi duszy jednak (o czym na razie wiedzieli tylko młody człowiek i Alosza) zdrajcy i trockiście.
Ale przede wszystkim była to historia o człowieku radzieckim. Choć pochodził z odległej planety, choć ubierał się w obcisły trykot, to w każdej chwili był gotowy przebrać się w robotniczy kombinezon i w żarze pieca wielkoprzemysłowego wytopić kolejną porcję surówki. Choć jego strój przypominał artystę cyrkowego, to na piersi dumnie widniał sierp wygięty w literę C, a pelerynę zdobiła pięcioramienna gwiazda. A w całym swoim życiu i czynach kierował się naukami Marksa, Engelsa, Lenina, a przede wszystkim Wielkiego Humanisty i Generalissimusa Pokoju, towarzysza Stalina.
Pierwszy numer, zatytułowany „Kapitan Smiertin wyrabia 600 procent planu wytopu surówki”, rozszedł się w parę godzin.

***

-Wpakowaliście nas w nieliche gówno, towarzysze – miesiąc później bez ogródek stwierdził urzędnik – Musieliśmy zrobić dodruki, kolejki pod punktami zaopatrzenia w prasę były takie, jak w krajach kapitalistycznych. Wyczerpaliśmy przydział papieru, musiałem dobijać się do samego ministra. Drugi numer wydaliśmy w dwa razy większym nakładzie. Znowu zabrakło. Wyczerpałem już prawie połowę miesięcznego przydziału, ministerstwo siedzi mi na dupie, drukarnie nie wyrabiają, NKWD podobno się interesuje... Powiedzcie nam, towarzysze, co ludzie w tym widzą?
-Zauroczenie nowością – spokojnie wytłumaczył młody człowiek – Ludzie tego jeszcze nie widzieli. Poza tym reklama. Jak kazałem zamieścić w codziennych gazetach ogłoszenia o terminie ukazania się pierwszego numeru, to protestowaliście. I na co wam to było? – uśmiechnął się szeroko.
-Ale, ale... Zupełnie zdestabilizowaliście rynek! – urzędnik próbował się bronić – Na czym będziemy drukować podręczniki? Kalendarze? Wytyczne partyjne?
-Zetnijcie więcej drzew – młody człowiek uśmiechał się dalej. Uśmiech miał nieprzyjemny – Macie Syberię. Syberia jest duża. Przecież nie zamkniecie już serii. Lud się wzburzy. Oni kochają Smiertina. A my jesteśmy po to, by tę miłość podtrzymać.

***

I tak kapitan Smiertin zajął poczesne miejsce obok towarzysza Stachanowa, towarzysza Korczagina i innych obrońców władzy rad. Pomagał górnikom, drwalom, marynarzom. Likwidował zachodnich agentów. Elektryfikował kolej. Walczył w Korei. A na każdą okoliczność miał gotowy cytat z Lenina, może jedynie w wersji przystosowanej dla masowego odbiorcy.
Syberia rzeczywiście została uszczuplona. Drukarnie pracowały pełną parą od Kaliningradu po Pietropawłowsk Kamczacki, by co tydzień, o szóstej rano, dostarczyć radzieckiemu czytelnikowi kolejnej porcji upragnionego narkotyku. Młody człowiek z Aloszą na przemian pili i trzeźwieli, pili i trzeźwieli, wplątując jednocześnie kapitana w coraz to nowe intrygi. Lena Łanewska została porwana przez agentów z Wall Street. Jeden z dziennikarzy „Prawdy” słuchał zachodniej muzyki. Amerykanie zrzucali stonkę. Wróg czuwał. Co autorom wcale nie przeszkadzało.
W każdej z szesnastu republik, jak grzyby po deszczu, powstawały drużyny smiertinowców. Młody człowiek razem z Aloszą był zapraszany na zjazdy aktywu młodzieżowego. Już pierwszego wieczoru pod jego pokojem czekała młoda komsomołka. Trzeciego – pierwsza atrakcyjna.
Młody człowiek chodził po ulicach Moskwy z podniesioną głową. Już nie był przestraszonym uciekinierem z wrogiego kraju. Był wśród swoich. Z dumą patrzył na mężczyzn, kobiety, starców i dzieci, pracowników fizycznych i umysłowych – wszystkich czytających to samo. Wzrosła i tak obowiązkowo wysoka sprzedaż „Prawdy” – doszło do tego, że w kilku numerach pojawiły się artykuły z podpisem Kolii Kentowa. Tak, to było osiągnięcie. Dał ludziom coś, czego jeszcze nie mieli. A oni odpłacali się mu bezgraniczną miłością.
Chodziły plotki, że nawet na Kremlu w dniu wydania najnowszego numeru światło w oknie gospodarza świeci się do późnej nocy.

***

-Pięknie, towarzysze, po prostu pięknie – urzędnik przypalał markowe cygaro – Jak idzie praca? Wiecie, że za dwa dni mam mieć wszystko gotowe?
-Oczywiście – para autorska smętnie pokiwała głowami. Widać było po nich parę zarwanych nocy – oprócz macierzystej serii pracowali też nad „Młodym kapitanem Smiertinem”, „Kapitan Smiertin wyjaśnia podstawy marksizmu–leninizmu” i „Kapitanową Smiertinową”, siostrą wyżej wymienionego, która wylądowała w dolinie Jang-cy i pomagała przewodniczącemu Mao w walce dobra ze złem – Ujawnienie titoistycznej kliki będzie gotowe. Tak, jak obiecaliśmy.
-Dobrze – urzędnik wyprężył pierś, na której dumnie prezentował się znaczek z twarzą kapitana – A za dwa tygodnie zinowiewcy i bucharinowcy planują zasypać kanał Wołga-Don? Też dobrze, masy czekają na solidną bijatykę. Piszcie dalej, chłopcy. Ojczyzna jest z was dumna.



***
Młody człowiek i Alosza powlekli się więc ulicami Moskwy, bez emocji mijając naścienne malowidła przedstawiające kapitana i Lenę (za cztery numery Kolia miał się oświadczyć). Wyjęli ze skrzynki ofertę zwiedzania repliki Mienszygorodu, zerwali z klamki reklamówkę baru mlecznego „Pod Kapitanem”, odświeżyli się kawą „Moc Smiertina” i zabrali się do pracy. Przestawali tylko, by wypalić parę papierosów z paczki „Smiertinowców Bez Filtra” lub wzmocnić siły trunkiem nazwanym z niewiadomych powodów „Czterdziestoma Mgnieniami Wiosny”. Nigdy jednak nie osłabli tak bardzo, by porzucić robotę – byli wszak kowalami rzeczywistości, inżynierami ludzkich dusz. Ich dwuosobowy kolektyw robił coś przez teorię zakazanego – oto dwie jednostki rządziły stukilkudziesięciomilionowym sowieckim narodem. Bardziej niż Kreml.
-Powiem ci coś, Alosza – głosem przepalonym przez litry kawy i wódki syczał młody człowiek – powiem ci, czemu to robię. To nie dlatego, że mnie wygnali za poglądy. To przez Darwina. Wyście go wyklęli, prawda? Nieważne. Chodzi o to, że u mnie rynek jest nasycony. Takich, jak ja, są setki. Nie mógłbym się przebić. A tutaj... Tutaj, Alosza, była wolna nisza. Ja tu się wdarłem pierwszy. I odniosłem sukces. A o sukces w tym całym interesie chodzi, nie?
Alosza patrzył na Amerykanina martwym spojrzeniem.

***

-Panowie – urzędnik był tak wstrząśnięty, że zapomniał tradycyjnego „towarzysze” – chyba musicie przystopować. Zaczynają się schody.
Młody człowiek i Alosza w zdziwieniu popatrzyli na siebie. Obydwoje zeszłego wieczoru byli na zebraniu astrachańskiego aktywu żeńskiego i do tej pory nie pozbyli się irytującego bólu głowy. Oraz pewnych innych części ciała.
-Nie chodzi nam o to, że rysujecie wbrew wytycznym – zakłopotany urzędnik drapał nerwowo kapitańską odznakę w klapie – ale pojawiły się pewne reperkusje natury, hmmm, międzynarodowej...
-Rząd mojego kraju jak dotąd oficjalnie nie zakazał przebywania u was – twardo wtrącił się młody człowiek.
-Nie, nie, to nie to. Poszło o to – dłoń urzędnika zdążyła już powędrować do szuflady, skąd rozległ się znajomy chlupot – że nasi dyplomaci wywieźli za granicę parę najnowszych zeszytów. Jako balon próbny, rozumiecie. No i towarzyszom japońskim spodobało się na tyle, że postanowili narysować własną wersję. Wczoraj wieczorem dostaliśmy parę pierwszych szkiców. To jest straszne – trzęsącą dłonią nalał sobie całą szklankę – Wiecie, jakie towarzysz Lenin ma oczy?!
-Obywatelu naczelniku, nie nasza wina, że estetyka grafików ze wschodu różni się od radzieckiej – odpowiedział Alosza.
-Ale takie przedstawienie sprawy... Sam nie wiem, czy takiego czegoś bolszewizmowi trzeba...
-Właśnie, że trzeba, i to jak! – młody człowiek uderzył pięścią w stół. Oczy mu płonęły – To da sprawie nowy impuls! Nie możemy przerabiać w kółko jednego i tego samego! Musimy iść naprzód!
Urzędnik wzorem marszałka Rokossowskiego uniósł brew do góry.
-Kapitan Smiertin był pomyślany jako popularyzacja rewolucyjnych nauk w radzieckim społeczeństwie – Amerykanin ciągnął niezrażony – Ten cel został osiągnięty. Ludzie myślą Smiertinem, w rozmowie używają cytatów z jego przygód, starają się mu dorównać. Ale nie możemy się w tym momencie zatrzymać. Smiertin musi stanąć w awangardzie kolejnego etapu rewolucji. To znaczy rozszerzenia jej na cały świat.
-Ale co to ma wspólnego z Japonią?
-Jak to co? – młody człowiek się uśmiechnął – Przetłumaczymy Smiertina na języki obce.

***

Nowy Jork zimą prezentował się jak przystało na światowe centrum imperializmu i wyzysku. Płatki śniegu krążyły między iglicami niebosiężnych wieżowców. Wczesny zmierzch rozświetlały tysiące latarni. Rolls-royce, cadillaki i chevrolety przemykały między pięciogwiazdkowymi hotelami, kasynami i restauracjami. Na ostatnich piętrach drapaczy chmur szefowie zarządów wypłacali sobie świąteczne premie i wielomilionowe dywidendy. Giełdowi spekulanci zdobywali lub tracili fortuny. Proletariat walczył o przeżycie. A na szarych przechodniów, wracających z pracy do domu, wynurzających się z metra, przelewających się przez przejścia dla pieszych, z każdego słupa reklamowego, z każdej tablicy ogłoszeń, z każdego plakatu rozwieszonego na peronie kolei podziemnej patrzyło poważne, nieruchome oblicze Smiertina.

***

Kolejne wezwanie do gmachu Agitpropu młody człowiek i Alosza przyjęli z zupełnym spokojem. Amerykanin z Orderem Lenina, nadanym na uroczystej gali tydzień wcześniej, czuł się całkowicie nietykalny. Alosza był bardziej sceptyczny, lecz swoje uwagi zachował dla siebie. Nie spieszyli się zatem, kazali prywatnemu szoferowi wybrać okrężną drogę. Czarny ził toczył się przez miasto, a oni podziwiali widoki, w tym gigantyczny pomnik kapitana wznoszony na miejscu dawnej cerkwi Wasyla Błogosławionego. Gdy wreszcie weszli do znajomego pomieszczenia, przywitało ich zupełnie nowe spojrzenie. Obok urzędnika stał wysoki szatyn w rogowych okularach, ubrany w nieskazitelnie czysty garnitur.
-Towarzysz Szpakowski z Wydziału Międzynarodowego sekretariatu KC – przedstawił szatyna urzędnik.
-Znowu Japonia? – skrzywił się młody człowiek.
-Nie – odpowiedział Szpakowski – Dostaliśmy pismo z waszego kraju. Nadesłało je jakieś – zmarszczył czoło – „de-te-ktiw komiks”. Oskarżają was o naruszenie własności intelektualnej.
Alosza popatrzył pytająco na młodego człowieka. Ten z kolei skierował wzrok na Szpakowskiego. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
-Jeżeli myślicie, że ma to was skłonić do wycofania się z interesu – wycedził – to się grubo mylicie. Nie w chwili naszego największego triumfu!
-Moi przełożeni są zdania, że zaognianie konfliktu z Amerykanami nie leży w naszym interesie – głos Szpakowskiego nie wyrażał absolutnie żadnych emocji – W chwili obecnej przewaga w broni atomowej leży po ich stronie. Dlatego Komitet Centralny skłania się ku możliwości wycofania Smiertina z rynku amerykańskiego.
-Nie bez mojej zgody! – krzyknął młody człowiek – Odnieśliśmy sukces! Milion sprzedanych zeszytów po dwóch miesiącach! Jestem przecież twórcą, do cholery! Mam coś do powiedzenia, czy nie?!
-Nasza agitacja za bardzo rzuca się w oczy. Większość Komitetu Centralnego uważa, że z powodu utrzymującego się napięcia między obydwoma krajami powinniśmy skorzystać ze starych, sprawdzonych wzorców. Nasza działalność powinna być utrzymana w tajemnicy. Weźmy na przykład niezależnego kandydata w tegorocznych wyborach prezydenckich, towarzysza Simmonsa. Ma on nasze pełne poparcie, ale nie mówi tego wprost. Nie chcemy zasiać niepokoju w rzeszach nieuświadomionej ludności.
-Nie tego chciałby towarzysz Lenin! – młody człowiek czepił się ostatniej deski ratunku!
-Towarzysz Lenin nie chciałby też zaprzepaszczenia całego dorobku rewolucji w wyniku jednego głupiego wyskoku – wysłannik KC zza rogowych okularów beznamiętnie obserwował rozmówcę – Sprzeciw może zostać odebrany jako wystąpienie kontrrewolucyjne.
-Chwila, chwila – z pozornie nieskończonej odległości dał się słyszeć głos urzędnika – Może mam rozwiązanie.
Alosza, Amerykanin i Szpakowski okrążyli biurko.
-Pójdźmy na kompromis – urzędnik starał się zachować spokój – Wam zależy na sukcesie Smiertina, tak? A wam na sukcesie towarzysza Simmonsa? Dobrze, zrobimy tak...

***

-Jak to się udało? – pytał zaskoczony Alosza kilka godzin później, opuszczając cały i zdrowy kremlowską twierdzę? Skąd tam taki sukces? I czemu tamci – wskazał głową za siebie – tak łatwo się zgodzili?
-Bo wiesz dlaczego, Alosza? – idący obok młody człowiek wyglądał jak ucieleśnienie komunistycznego szczęścia – Bo to cholernie dobry komiks.

***

I tak kapitan Smiertin wypełnił kolejne rewolucyjne zadanie, gdy głoszący hasła współpracy i tolerancji dla odmiennych ustrojów niezależny kandydat Jack Simmons wykorzystał jego postać w kampanii wyborczej. A potem zdobył siedemdziesiąt pięć procent głosów.
Figurka kapitana stała na biurku w Gabinecie Owalnym, gdy jego lokator podejmował kolejne postępowe decyzje przybliżające jego kraj coraz bliżej ku powszechnej wolności i sprawiedliwości. Aż w końcu wyspa szczęśliwości zajmująca szóstą część globu rozszerzyła się jeszcze bardziej. A na tablicy trzymanej przez posąg pilnujący wrót do byłej stolicy ucisku i wyzysku przekuto pierwotną datę na dzień opublikowania Manifestu Komunistycznego.
Młody człowiek, który pomału przestawał już być młodym człowiekiem, przechadzał się po ulicach Moskwy w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku. Dalsze przygody Kolii Kentowa kontynuowało kilku młodych scenarzystów i grafików, wychowanych na pierwszych zeszytach. Partia dała mu całkiem pokaźną emeryturę i mieszkanie w dobrej dzielnicy. Ożenił się. Życie było piękne.
Aż do momentu, gdy w komiksach o kapitanie doszukano się kultu jednostki.

_________________
Eckstein, Eckstein, alles muss versteckt sein.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 19:15:34 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21.06.2003 @ 11:52:07
Posty: 6520
Lokalizacja: spod mostu
boo, zostawiles Syberie, ale reszta jest dobra;D bardzo dobra;D

_________________
- Pani to zrobiła jak Ewa z Adamen. Kusiła aż się skusiłem.
- Tak, to jedna z wielu cech pani Martyny.

42


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 19:34:10 
Offline
BiałyPłomień Tańczący Na Modemach Wrogów
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.09.2002 @ 18:06:43
Posty: 6856
Lokalizacja: Wzgórek św. Nowotki
Dobre czytadło, śmieszne i z jajem. Podobało mi się :))

_________________
The infection has been removed
The soul of this machine has improved


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 19:43:54 
Offline
Regis
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16.05.2004 @ 15:45:18
Posty: 1766
Jak już mówiłam : świetne! Bardzo mi się podba, bardzo dobrze się czytało...Czekam na OO2 ;)

_________________
وأنا؟ أنا كقطة سيامية في جوف راحتيه


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 19:51:54 
Offline
Babka Yarpena Zigrina
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08.05.2003 @ 1:43:07
Posty: 2577
Lokalizacja: Uniwersum Bemowo
Havrena pisze:
Czekam na OO2 ;)

Ooo, Sexbeer, masz to w planach? Jeżeli tak, to ja też czekam :)) A wraz ze mną kilkoro moich znajomych i Mama :D
A "Kapitana Smiertina" jeszcze nie przeczytałam, zerknę na to w nocy, jak będę miała wolną chwilkę :)

_________________
Wszystkie drogi prowadzą na Haymarket :)

you and me, and the devil makes three


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 19:58:05 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej

Rejestracja: 22.09.2002 @ 19:29:02
Posty: 11233
Lokalizacja: Legnica/Kraków
Poszedłeś na happyenda - tego się nie spodziewałam:P No, dobra, na połowicznego happyenda, ale jednak:> I szybciutko skonczyłeś, myslałam, że więcej ci tego wyjdzie:) Poza tym nie zgłaszam zastrzeżen.

_________________
Występny Wartowniku! Cintryjka chwali książkę! Bym miał pieniądze, to bym se chyba, normalnie, kupił, tak mnie to zaszokowało ;) - Ben

siekierka


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 21:25:59 
Offline
A teraz wymyśl sobie coś fajnego
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22.09.2002 @ 23:20:56
Posty: 13851
Lokalizacja: Jelenia Góra
Hm znałem spore fragmenty wcześniej, i się nie zawiodłem całością. Zabawa przednia ( oczy towarzysza Lenina po ""japońsku") no i pointa z odwliżą i kultem jednostki jest boska :) Mówi dużo o logica życia polityczno- społecznego w komunizmie :]
Cintryjka pisze:
Poszedłeś na happyenda - tego się nie spodziewałam:P

Aga tu nie ma hapyenda . Ostatnie zdanie mówi wyraźnie, że nie ma happyenda :]

_________________
O czarach co cierpliwe są i łaskawe, nie szukają poklasku
a nawet - w co uwierzyć trudno - nie unoszą się pychą
plugawe języki mówiły, że już ich nie ma.



Strona domowa Stelli i Kamila


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 21:50:05 
Offline
Babka Yarpena Zigrina
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08.05.2003 @ 1:43:07
Posty: 2577
Lokalizacja: Uniwersum Bemowo
Przeczytałam. Sexbeer, jesteś wielki :))) Mam tylko jedno zastrzeżenie (zaszczyżenie ;)) - w zdaniu "Obydwoje zeszłego wieczoru byli na zebraniu astrachańskiego aktywu żeńskiego... " powinno być chyba "obydwaj".

_________________
Wszystkie drogi prowadzą na Haymarket :)

you and me, and the devil makes three


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 22:26:15 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13.12.2003 @ 0:20:37
Posty: 621
Lokalizacja: Tychy
ciekawe :)
a ja się czepię zdania: uśmiech urzędnika stawał się coraz bardziej jadowitszy - a może 'coraz bardziej jadowity'...?

_________________
"The idea is like grass. It craves light, likes crowds, thrives on crossbreeding, grows better for being stepped on."


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 22:28:06 
Offline
Babka Yarpena Zigrina
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08.05.2003 @ 1:43:07
Posty: 2577
Lokalizacja: Uniwersum Bemowo
lychnis pisze:
a ja się czepię zdania: uśmiech urzędnika stawał się coraz bardziej jadowitszy - a może 'coraz bardziej jadowity'...?

Chyba że by wyrzucić "bardziej", wtedy IMO będzie ok. :)

_________________
Wszystkie drogi prowadzą na Haymarket :)

you and me, and the devil makes three


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.09.2004 @ 22:29:17 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Taaak, pomysł skądś znajomy. Chętnie przeczytałabym teraz tę alternatywną wersję Supermana (Superman bohaterem ZSRR, wydana ostatnio w Stanach, nie ma polskiego wydania), tak z ciekawości, choć podobno sztampowa i nic nadzwyczajnego.
Bardzo fajnie się czyta, płynnie napisane, ładnie opowiedziane. Wreszcie nie ma się do czego przyczepić na pierwszy rzut oka :)

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.09.2004 @ 8:06:36 
Offline
Feldmarszałek Duda
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.06.2004 @ 21:19:33
Posty: 4505
Właśnie przeczytałam. Świetne! Najlepszy był Lenin w wersji japońskiej. I pointa. Wysyłasz to gdzieś?:))))))))))


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.09.2004 @ 12:28:13 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej

Rejestracja: 22.09.2002 @ 19:29:02
Posty: 11233
Lokalizacja: Legnica/Kraków
Zamorano pisze:
Aga tu nie ma hapyenda . Ostatnie zdanie mówi wyraźnie, że nie ma happyenda :]

Wiem, Kamil:)
ja pisze:
No, dobra, na połowicznego happyenda, ale jednak:>

Po prostu byłam przekonana, że od razu ich capną:D:D:D

_________________
Występny Wartowniku! Cintryjka chwali książkę! Bym miał pieniądze, to bym se chyba, normalnie, kupił, tak mnie to zaszokowało ;) - Ben

siekierka


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 27.10.2004 @ 18:13:45 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27.10.2004 @ 16:43:01
Posty: 289
Lokalizacja: Jelenia Góra
Fajne , jestem na tak. Fajne nawiązania do "Supermana" ( postmodern :DDD) no i pointa, taka życiowa.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 28.10.2004 @ 8:46:16 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19.10.2004 @ 15:31:44
Posty: 680
Lokalizacja: z Mchu i Paproci
Rewelacja ! Odjazd!
Sexbeer, to było wspaniałe.

Cóż za dbałość o szczegóły, jakie malownicze oddanie stanów psychicznych bohatera, budowanie napięcia.
Mniodzio.
Cytuj:
No dobrze – urzędnik wycelował palec w stronę rozmówcy – damy wam szansę.

Urzędnik wzorem marszałka Rokossowskiego uniósł brew do góry.

(...) na piersi dumnie widniał sierp wygięty w literę C.

Czuł, jak jego postępowa, marksistowska świadomość ulega pod naporem karmionego wsteczną propagandą strachu.

Perełka goni perełkkę. Musiałbym cytować całe opowiadanie.

A już opis Nowego Jorku to rasowy ROTFL z bólem mięśni brzucha (Proletariat walczył o przeżycie :)))

Teraz odrobina konstruktywnej krytyki, żeby nie było, że nieuważnie czytam:
Cytuj:
Po czym wyjął z szuflady kieliszki.

to zdanie rzuca cień na wiarygodność sceny:(
Pomijam fakt, że w suwanej szufladzie wiąż by się przewalały.
Ludzie radzeccy nie korzystają z burżuazyjnych naczyń.
W siedzibie Agitpropu z pewnością wykorzystywano literatki :))))
Albo ciężkie, graniaste szklanki, jak z automatów do wody sodowej za 3 kopiejki.
Cytuj:
Gwardziści wyprężyli się gniewnie.

Malownicze, ale mi nie pasuje. Gwardziści o tępych twarzach nie włączali się do dyskusji swego szefa.

I nic więcej nie mogę znaleźć.

Sexbeer, jesteś wielki.
Proponuję nazwać Twym imieniem jakiś przodujący zakład pracy:)


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 17 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group