Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 29.03.2024 @ 1:03:33

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
Post: 27.11.2004 @ 16:46:50 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 27.11.2004 @ 16:43:10
Posty: 2
Lokalizacja: Ze wsząd
OK POPRAWIAM KWADRACIKI I UMIESZCZAM W TYM SAMYM POŚCIE PIERWSZE TRZY ROZDZIAŁY. PROSZE O SZCZEROŚĆ DO BÓLU (czego na tym forum nie brakuje)
____________________________________________________________


II OKRES MROKU

PROLOG

W roku 674 kalendarza Rhobarskiego zakończyła się Wielka Wojna z Orkami, która trwała przez prawie trzy wieki. Do jej zakończenia doprowadził syn Rhobara II- Rhobar III zwany później Wielkim. To było wielkie wydarzenie, dzięki któremu na ziemiach królestwa po setkach lat wreszcie nastał upragniony pokój. Brak zagrożeń sprzyjał rozwojowi nauki i techniki w królestwie. Pokój trwał przez 326 lat i w tym czasie świadomość ludzi znacznie się podnosiła. Magowie i uczeni prześcigali się w tworzeniu nowych technologii zbrojnych i ułatwiających życie ludziom, które były przesycone za równo Białą jak i Czarną Magią. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że te wszystkie dobrodziejstwa mogą okazać się zgubą...
Rozwój technologii spowodował systematyczne odsuwanie się od praktyk magicznych. Tworzone były bronie, które posiadały tak potężną moc, że w kilka sekund mogły ścierać z powierzchni ziemi całe metropolie. Odwrócenie się od magii powodowało także powolny proces odwracania się od bogów. Nie wróżyło to nic dobrego! Gdy bogowie- Adanos, Innos i Beliar spostrzegli co się dzieje zaczęli uradzać. Beliar, którego szybko znudziły debaty skorzystał z zamieszania i wziął sprawy w swoje ręce. Postanowił raz na zawsze zniszczyć tę nędzną rasę, rasę ludzi. Sporządził demoniczny plan, który polegał na sprowokowaniu dwóch świetnie rozwiniętych technologicznie, sąsiadujących ze sobą królestw do wojny. Wojny co najmniej tak zażartej jak zapomniana już przez ludzi wojna z orkami. Jednak przy współczesnych wynalazkach zbrojnych na pewno nie tak długiej. Namieszał On w umysłach władców Myrtany i Satrasu, i wzbudził w nich pragnienie poszerzenia swoich ziem. Zaczęło się od małych bitew na granicach królestw, które Innos i Adanos ignorowali myśląc, że skończą się równie szybko jak zaczęły. Jednak w roku 1000 kalendarza Rhobarskiego dwie zaślepione nienawiścią od Beliara armię posiadające broń o przerażającej mocy Techno-magicznej starły się ze sobą na Polach Równowagi. Bitwa ta była najkrwawszą i najokrutniejszą potyczką, jaką kiedykolwiek, ktokolwiek widział lub o której słyszał! Okuci w tytanowe, platynowe i inne zbroje z nieznanych, niesamowicie wytrzymałych metalów wojownicy krzyżowali ze sobą najwymyślniejsze rodzaje oręża i mierzyli do siebie z dziwnych dalekosiężnych rur strzelających metalowymi, ostrymi pociskami. Trup padał gęsto, szczególnie po stronie wojsk Myrtany, które odzwyczajone od walki pozostawiały wiele do życzenia w kwestii wyszkolenia swoich wojowników. Król Retherbar potomek Rhobara widząc nadchodzącą klęskę zdecydował się na użycie jednej z tych potężnych broni, której działanie znali tylko najlepsi techno-magowie. Jego rozkaz został wykonany natychmiast. Część Czarnej Magii, kumulacja nienawiści i strachu pośród walczących oraz obecność Beliara stworzyły potężną falę uderzeniową. Skończyłoby to się zniszczeniem całego świata, gdyby nie moc Adanosa obecna w tym miejscu. W mgnieniu oka fala przemierzyła cały glob niszcząc miliardy istnień i zasiewając chaos. W miejscu wybuchu powstała ogromna pustynia rozciągająca się na tysiące mil. Nieliczni którzy przeżyli tłoczyli się w niewielkich oazach. W innych częściach świata rozległe puszcze zamieniły się miejscami z lodowcami, ląd popękał i powstało wiele kraterów i wulkanów. Na to wszystko pamięć o boskiej trójcy prawie całkiem zaginęła. Nieliczni pamiętający o Innosie, Beliarze i Adanosie bali się rozgłaszać. Lata 1000 do 1064 nazywano Mrocznym Milenium lub Okresem Mroku. Okres Mroku skończył się tak nagle jak się zaczął. Po prostu pewnego dnia jeden z szanowanych mieszkańców największej oazy na terenie dawnego królestwa Myrtany doznał olśnienia poprzez niezwykle realną wizję w której to po pustyni szedł zamaskowany olbrzym w czarnej szacie, a tam gdzie położył stopę wyrastała bujna roślinność i tworzyły się źródła. Stanął on przed ludem i rzekł:
- Jam jest Labeir! Oddajcie mi pokłon, a nie dosięgnie was głód!...
Wieść o nowym bogu najpierw objęła wszystkie oazy przemieszczając się kupieckimi karawanami, a potem zaczęła roznosić się dalej i dalej, aż w roku 1114 każdy znał już Labeira. Jednak nie wszyscy zapomnieli o dawnych bogach. Labeir był postrzegany za fałszywe bóstwo szczególnie w miejscach zamieszkanych przez biedaków. Tam ciągle przekazywano z pokolenia na pokolenie zakazaną prawdę o boskiej trójcy. Wśród bogaczy Labeir był jednak postrzegany za jedynego boga, a to przecież oni trzymali władze. Niewielu było tych, którzy podejmowali się szukać starożytnej wiedzy z przed Mrocznego Milenium i nikomu się to nie udało, aż do dnia, w którym wśród głodu i płaczu na świat przyszedł nieświadomy niczego przyszły bohater...

ROZDZIAŁ I

W oazie Kharionis nastał kolejny, zwyczajny, piekielnie gorący poranek. Wychudzone postacie siedziały na chodnikach przy swoich nędznych lepiankach marząc o deszczu, który nie padał już od trzech miesięcy. Nieopodal w małej kaplicy odbywało się nabożeństwo ku czci Labeira, na które kapłani już od tygodnia zbierali ofiary, zabierając biedakom ostatnie kromki chleba i resztki innego pożywienia. Dlatego właśnie wśród plebsu Labeir nie był postrzegany jako bóg. Niektórzy nawet opowiadali swym dzieciom historię o trzech boskich braciach Adanosie- Strzegącym Równowagi, Dobrym i Mądrym Innosie oraz okrutnym Beliarze, który zsyłał cierpienie na wszystkich dobrych ludzi. Tak też działo się w rodzinie Natretaha, jednego z nędzarzy. On i jego żona już od najmłodszych lat wpajali swemu synowi Nutrethowi wiarę w boską trójce, która rzekomo przepadła w Okresie Mroku, ale powróci i zaprowadzi porządek i równowagę.
Teraz jako dorosły Nutreth zna opowieści o tym, co działo się przed Mrocznym Milenium. Jednak ta wiedza nie zdawała mu się na nic w obliczu wszystkich doświadczonych przez jego rodzinę krzywd. Jego ojciec zmarł kilka tygodni temu z powodu pobicia przez kapłańskich sługusów, kiedy odmówił złożenia ofiary Labeirowi. Matka Nutretha była już na skraju wyczerpania. Lata ciężkiej pracy w głodzie oraz rozpacz po utracie męża doprowadziły ją na krawędź między życiem a śmiercią. Teraz kiedy kapłani zabrali im ostatnie zapasy żywności, a woda szybko się kończyła życie matki chłopaka wisiało na włosku. Nutreth postanowił działać. Zgromadzone ofiary składowane były w spiżarni przy kaplicy. Zabranie ich jednak uznawane było za świętokradztwo i karane śmiercią bez uprzedniego osądzenia. Nutreth nie miał jednak nic do stracenia. Jego wychudłe ciało pokryte było mięśniami tak silnymi i wyraźnymi, że można je było bez trudu policzyć nawet z daleka. Znał też podstawy fechtunku i posiadał miecz- prezent od ojca, który zabronił mu go sprzedawać. Wymknął się z domu pod osłoną nocy i ruszył wąskimi uliczkami między lepiankami w stronę kaplicy. Strażnicy kapłańscy trzymali warte na brukowanym placu przed ołtarzem. Spiżarnia znajdowała się wewnątrz kwater kapłanów. Dla sprytnego Nutretha ominięcie strażników nie stanowiło większego problemu. Przykucnął za karłowatym krzakiem i czekał na odpowiedni moment. Kiedy jeden ze strażników odwrócił się, chłopak przebiegł na palcach i stanął za kolumną tuż przy wejściowej kotarze do kwater kapłanów. Przy wejściu stało jednak dwóch strażników. Nutreth podniósł kamień i rzucił nim w okno pilnowanego budynku. Jeden ze strażników odszedłby zobaczyć co się dzieje. Na to właśnie czekał Nutreth. Teraz mógł bez trudu zajść strażnika od tyłu i poderżnąć mu gardło. Przez chwile bił się z myślami. Jeżeli zabije strażnika zostanie stracony bez osądzenia.
- Ale tylko jeżeli mnie złapią- Szepnął do siebie.- To przez te hieny umarł ojciec.
Wyciągając krótki miecz ojca zaszedł cicho strażnika i jednym ruchem przeciął mu tętnice. Tamten nie zdążył nawet krzyknąć. Nutreth czym prędzej zaciągnął go w cień, po czym przeszedł przez kotarę. Korytarz w kapłańskich kwaterach raził w oczy przepychem. Czerwony dywan rozesłany na ziemi oraz złocone ramy obrazów na ścianach i niesamowite rośliny w donicach sprawiały wrażenie, jakby wszedł do królewskiego pałacu. W holu nie było żadnej straży, więc przemknął szybko na jego koniec, gdzie znajdowały się masywne, drewniane, bogato zdobione drzwi ze złotą klamką. Nacisnął ją. Drzwi ustąpiły ukazując okrągłą salę z fontanną pośrodku i wieloma drzwiami dookoła. Drzwi naprzeciwko tych przez które wszedł znacznie się odróżniały. Były jakby skromniejsze jeżeli można tak nazwać masywne palmowe drzwi ozdobione płaskorzeźbą, ze złotą klamką. Domyślił się, że to drzwi do spiżarni natomiast pozostałe prowadzą do komnat kapłanów. Przebiegł przez salę mijając fontannę i nacisnął na klamkę "skromniejszych" drzwi. Były zamknięte. Nutreth przebiegł wzrokiem po pozostałych drzwiach. Znalazł jeszcze jedne wyróżniające się. Te drzwi były jednak przesadnie zdobione. Wyglądały jakby były diamentowo-złotą ścianką. Kiedy je pchnął otworzyły się lekko, a on wśliznął się do komnaty z przytłumionym światłem. Tutaj musiał mieszkać największy kapłan-wizjoner. Miał racje. Na łóżku spała postać, którą widział wiele razy na placu przy kaplicy. Nad łóżkiem znajdował się złoty hak, a na nim duży klucz z tego samego kruszcu. Nutreth wyciągnął po niego lewą rękę. Już go dotknął, kiedy sękata dłoń zacisnęła się na jego przegubie. To kapłan-wizjoner trzymał go za rękę, ale za nim zdążył krzyknąć dostał w twarz wielką pięścią drugiej ręki Nutretha. Ogłuszywszy kapłana chłopak szybko wybiegł z komnaty ściskając w ręce złoty klucz. Wsadził go do dziurki "skromniejszych" drzwi, a następnie nacisnął złotą klamkę. Ustąpiły. Wszedł do środka zamykając drzwi za sobą. Sala była zimna. Chłodzona w jakiś nieznany, prawdopodobnie magiczny sposób. Dookoła stały półki uginające się pod ciężarem leżącego na nich jedzenia.
Nutreth wziął worek i zaczął szybko pakować do niego bochenki chleba, szynki, butelki z wodą, zioła i inny prowiant. Po zapełnieniu całego, wielkiego worka napełnił jeszcze sakwę, którą przypiął do pasa. Uginając się pod ciężarem worka wyszedł z komnaty i poszedł do domu. Nawet z workiem na plecach przemykał niepostrzeżenie między uliczkami. Po chwili stał już przed swoją lepianką. Wszedł do środka i leciutkim szturchnięciem zbudził matkę. Kobieta była bardzo osłabiona, ale gdy zobaczyła worek pełen jedzenia ożywiła się nieco i natychmiast spytała...
- Skąd to masz?
- Ze spiżarni kapłańskiej - Odparł Nutreth zadowolony z siebie.
- Ukradłeś?!- Jęknęła matka.
- Nie. Odebrałem naszą własność- Odparł uśmiechając się.- No może z nawiązką.
- Jeżeli cię złapią to zabiją, bez osądu!- Powiedziała kobieta.
- Nie martw się mamo! Nikt mnie nie widział -Uspokoił matkę Nutreth.
Nic więcej nie mówili, tylko jedli chleb i mięso, zapijając wodą i uśmiechając się do siebie. Na lica matki Nutretha powrócił kolor. Najadłszy się ukryli jedzenie, którego zostało jeszcze co najmniej na tydzień i położyli się spać. Nutreth zapomniał nawet odpiąć sakwy, w której miał jeszcze trochę jedzenia.
Ze spokojnego snu zbudził ich krzyk jakiegoś człowieka.
- To on! Brać go głupcy!...
Otworzywszy oczy Nutreth uświadomił sobie, że w odległości kilku kroków od niego stoi kapłan-wizjoner i trzech strażników.
- Zostawcie go!!!- Krzyczała matka Nutretha.
Chłopak skoczył na bok unikając włóczni strażnika. Drugiego z nich kopnął mocna, trzeciego ominął i stanął naprzeciwko kapłana-wizjonera.
- To za mojego ojca!!!- Syknął i pchnął go mieczem prosto w szyję. Następnie wybiegł z lepianki i pobiegł w stronę bramy wyjazdowej z miasta.

ROZDZIAŁ II

Pogoń za Nutrethem trwała bardzo długo. Nie wydostał się od razu z oazy. Musiał omijać patrole. Wszyscy już szukali człowieka, który zamordował najwyższego kapłana-wizjonera.
Wszystkie bramy były obstawione tłumami strażników. Siedząc w szczelinie między lepiankami, wychylając się co chwilę i patrząc czy w pobliżu nie ma kapłańskich straży, Nutreth zaczął czyścić swój krótki miecz z krwi kapłana. Nigdy nie przyglądał się mu tak dobrze jak teraz. Ostrze połyskiwało błękitem, a na rękojeści wygrawerowana była zdobiona litera "A". Co mogła oznaczać Nutreth nie miał pojęcia. Coś jednak mówiło mu, że miecz pochodzi jeszcze z przed Mrocznego Milenium. Pomimo to nie był tknięty zębem czasu. Musiała kryć się w nim jakaś potężna magiczna moc. W tej właśnie chwili strażnicy odeszli od obserwowanej przez chłopaka bramy. Puścił się biegiem w jej stronę i po chwili znalazł się na spalonej słońcem, piaszczystej pustyni. Oddaliwszy się na bezpieczną odległość od murów miasta-oazy Nutreth przysiadł na piachu. Pierwszy raz od wczoraj opanował go strach i niemal że panika. Co teraz stanie się z jego matką, kto o nią zadba? Do tego czekała go długa podróż w pełnym słońcu pustyni. Kto wie czy do sąsiednich oaz nie dotarły już wieści z Kharionis o zamordowaniu kapłana-wizjonera i świętokradztwie. Prawdopodobnie będzie ścigany gdziekolwiek się pojawi. Jednak warto zaryzykować. Uda się do Tatharas, oazy leżącej najbliżej i tam przeczeka kilka dni, a potem wróci do Kharionis i zabierze stamtąd matkę. Mógł tylko modlić się do nieznanych bóstw, żeby w domu jego matki strażnicy nie znaleźli skradzionych zapasów. Podniósł zeschłą gałąź i nakreślił na ziemi imię LABEIR. Nagle zawiał mocny wiatr, ale nie rozwiał napisu, lecz tak jakby zamienił litery. Teraz na ziemi nie było wyrazu LABEIR tylko BELIAR. Nutreth rozejrzał się nerwowo dookoła. Nie rozumiał tego co się stało, a do tego był pewny że słyszał gdzieś już to imię, lecz nie pamiętał gdzie. Nie zastanawiając się już dłużej wstał i ruszył na południe ku oazie Tatharas.
Jego podróż trwała kilkanaście godzin. Już trzy godziny temu zapadł zmrok przynosząc kojący chłód. Nutreth miał w ustach pełno piachu, a plecy poparzone pustynnym, morderczym słońcem. Marzył o wodzie, która skończyła mu się już dawno. Co chwila padał twarzą na piach, ale podnosił się i heroicznie parł do przodu. W tym tempie dotrze do Tatharas jutro w południe, jeżeli oczywiście nie padnie wcześniej ze zmęczenia. Przeszedł jeszcze kilka kroków i upadł bez sił.
Obudził się o poranku dławiąc się piachem, jednak to co zobaczył dodało mu mocy. Malutka oaza z źródełkiem wody, otoczona palmami znajdowała się kilkadziesiąt kroków przed nim. Podźwignął się ostatkiem sił i rzucił desperacko biegiem. Przystanął przy palmie dysząc ciężko i obmacując korę. Upewniwszy się, że to nie Fatamorgana ukląkł przy źródełku i pił łapczywie. Ugasiwszy pragnienie zdjął poszarpane resztki ubrania i zanurzył się w zimnej wodzie. Leżał tak kilka minut rozkoszując się świeżością. Kiedy wyszedł zaczął zwijać liście palmy tak, aby tworzyły prowizoryczną butelkę. Napełnił ją i zatkał. Umiejętnie złączone liście nie przepuszczały wody. Zrobił jeszcze kilka bukłaków i napełniwszy je życiodajnym płynem ruszył w dalszą drogę. Słońce grzało już lżej, jednak droga i tak była bardzo męcząca przez rozgrzany, głęboki piach. Ni stąd ni zowąd coś zwaliło Nutretha z nóg. Myślał, że to strażnicy dogonili go i zaatakowali znienacka, lecz gdy się obrócił spostrzegł stworzenie, jakiego w życiu nie widział. To coś wyglądało jak jaszczurka, jednak miało ogromne pierzaste skrzydła. Długi wężowaty pysk ociekał śliną. Nutreth szybko wyjął miecz. Potwór rzucił się na niego rozkładając ogromne skrzydła. Bohater uskoczył na bok i wbił swój oręż w grzbiet stwora. To był błąd. Jaszczuro-ptak rozjuszył się i zaczął wymachiwać pazurami trafiając chłopaka kilkakrotnie. Nutreth opadł na piach twarzą do góry. Stwór stanął na tylnich łapach rozpościerając skrzydła. Bohater czuł, że koniec się zbliża. Ogromne cielsko potwora runęło na niego z wystawionymi pazurami, gdy nagle coś odrzuciło je na bok. Pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy, to że pościg go dopadł, ale gdy spojrzał na wybawcę zrozumiał, że to nie strażnik kapłański. Jeździec dosiadał przedziwnego białego konia z nienaturalnie błękitnymi oczami. Sam też był odziany w błękity, a w ręku dzierżył mieczy połyskujący podobnie jak krótki miecz Nutretha. Stworzenie skonało, wtedy jeździec wyjął z jego grzbietu miecz Nutretha i podał mu go.
- Jestem Galadhar - Rzekł nie znajomy.
- Eee... ja jestem...
- Wiem kim jesteś Nutrethu. - Wszedł mu w słowo Galadhar. - Jestem tu żeby ci pomóc. Nie pytaj o nic, wszystko wyjaśnię ci jak dotrzemy na miejsce.
- Ale dokąd je...? - Zaczął chłopak, ale nieznajomy wciągnął go za szatę na grzbiet konia.
- Będziemy musieli cię trochę odżywić.- Dorzucił w pośpiechu i pognał w galop.

ROZDZIAŁ III
Biały rumak pędził wznosząc tumany kurzu. Nutreth siedzący za Galadharem osłaniał oczy ręką, aby nie dostawał się do nich piach. Marzył o tym, żeby zejść już z grzbietu konia i uradował się, kiedy w oddali zobaczył oazę Tatharas. Jednak Galadhar zawrócił na zachód i pędzili teraz w stronę Czerwonego Wzgórza - góry, w której pobliżu bali się przebywać nawet najlepsi wojownicy. Krążyły legendy, że po południowej stronie zbocza powietrze jest zatrute i przebywanie tam grozi zarażeniem się chorobą, która powoduje gnicie wnętrzności. Jak dotąd żaden mieszkaniec oaz, który tam się wybrał nie wrócił już z powrotem. Jednak teraz Nutreth nie przejmował się opowieściami starych bab, których umysły ociemniały od długotrwałej głodówki i morderczego, pustynnego żaru. Coś w środku nakazywało mu ufać temu jeźdźcowi w błękicie. Bardzo szybko zbliżali się do wzgórza. Gdy dojechali do podnóża, Galadhar zwolnił konia.
- Pewnie często słyszałeś o chorobie panującej w tym regionie? - Rzucił obracając głowę do chłopca.
- Taaa, ale jakoś nigdy w to nie wierzyłem.- Odparł Nutreth.
- I masz rację!- Wykrzyknął dziarsko, rycerz. - To wymyślona przez nas historyjka, aby utrzymać prywatność.
- Przez "WAS"?! To jest was więcej?...
Galadhar nie musiał odpowiadać, gdyż ich oczom ukazało się południowe zbocze góry, a pod nim duża osada ogrodzona ostrokołem. Ziemia tutaj nie była pokryta piachem, lecz gęstą, zieloną, soczystą trawą. Rosły tu drzewa różniące się znacznie od palm znanych Nutrethowi i pasły się małe wełniste oraz większe łaciate zwierzęta. Chłopakowi zaparło dech w piersiach.
- Widzę, że ci się podoba.- Powiedział Galadhar uśmiechając się. - Resztę dzisiejszego dnia wykorzystaj na zapoznanie się z terenem i ludnością oraz znalezienie sobie miejsca do spania. Przyjdę do ciebie jutro i zabiorę do Tedahla, naszego arcymaga.
Nutreth miał jeszcze wiele pytań, jednak nie wiedział od którego zacząć i zanim się namyślił Galadhar uderzył boki konia piętami i zniknął wśród zabudowań. Chłopak stał teraz na niewielkim placu prawdopodobnie w środku osady. Czuł na sobie zaciekawione, aczkolwiek przyjazne spojrzenia jej mieszkańców. Przed drzwiami jednej z chat stała młoda, bardzo urodziwa dziewczyna. Nutreth zbliżył się do niej...
- Witaj, jestem Nutreth. Nie wiesz, gdzie znajdę gospodę?
- Och, dopiero przybyłeś i już idziesz chlać?- Zaszczebiotała dziewczyna.
- Heh... nie, szukam noclegu.- Zawstydził się młodzieniec. - A skąd wiesz, że dopiero przybyłem? - Dodał już pewniej.
- Widziałam, jak przywiózł cię tu Galadhar. Musisz być naprawdę istotny dla naszej sprawy, że on sam fatyguje się, aby cię tu sprowadzić. - Odparła.- A co do noclegu, to jeżeli chcesz, to zapraszam do siebie.
- Jak to "ważny dla naszej sprawy"? - Nutreth nie wiedział o co chodzi?
- Skoro Galadhar ci nie powiedział, to ja tym bardziej nie mogę. Chyba mistrz Tedahl chce powiedzieć ci to osobiście.
Chłopak nie zadawał już więcej pytań. Zgodził się zostać na noc u miłej nieznajomej i był jej wdzięczny za gościnę. W jej domu umył się i dostał czyste ubranie. Kiedy zasiadł wraz z jej matką do posiłku, znów nawiązała się rozmowa.
- Zapomniałam się przedstawić.- Zaczęła dziewczyna.- Jestem Gelathra.
- Miło mi poznać- Odparł Nutreth.- I jeszcze raz dziękuję za gościnę.
- Ależ to zaszczyt gościć tak znakomitego gościa...- Wyrwało się matce Gelathri, ale urwała gdy spotkała się ze spojrzeniem córki.
Nutreth zamilkł na chwilę. Nie wiedział dlaczego tak ciepło go przyjmują. Dlaczego są tacy uprzejmi i zwracają się do niego jak do władcy. Nie chciał o to pytać, gdyż wiedział, że dowie się jutro od tego arcymaga. Najadłszy się do syta chłopak położył się na posłaniu przygotowanym z niezwykłą dbałością przez matkę dziewczyny i zasnął.

_________________
Tylko skały przetrwają burzę...


Ostatnio zmieniony 31.03.2005 @ 20:58:00 przez FiNkReGh, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 27.11.2004 @ 17:13:56 
Offline
Próba Traw
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06.09.2004 @ 19:01:29
Posty: 74
Lokalizacja: Kraina Dziwów
Cały prolog ma charakter suchego sprawozdania. Prologi zazwyczaj tak wychodzą (przynajmniej mi :) ). Określenie "Demoniczny plan" kojarzy mi się z osobami o haczykowatych nosach, głaszczącymi białego kota i szepczącymi do siebie piskliwym głosem "dossskonale...".
Cytuj:
Trup padał, gęsto szczególnie po stronie wojsk Myrtany...

Chyba powinno być: "Trup padał gęsto, szczególnie po stronie wojsk Myrtany"

_________________
mrowienie w palcach skórę ogarnęły języki ognia moje oczy stały się topazowe czułem smak nocy


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 27.11.2004 @ 20:13:32 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 21.11.2004 @ 23:24:46
Posty: 23
średnio mi się podoba. Bardzo przeszkadzają literówki (tzn. te znaczki zamiast ę, ą etc.) Poza tym jakieś bezemocji i mało wciąga, ale czekam na dalszy ciąg - to w końcu tylko prolog.

_________________
"Every night we have some problems
but if you worry you make them double"


Ostatnio zmieniony 27.11.2004 @ 22:49:01 przez Edri, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 27.11.2004 @ 22:04:27 
Offline
Zmiany
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.11.2004 @ 9:49:42
Posty: 225
Lokalizacja: miasto Q
Było nie mieszać w ustawieniach profilu :). Przez te czeskie znaczki zamiast ą i ę opka się nie da czytać. Sugeruję mozolnie poprawić.

_________________
Take him and cut him out in little stars, and he will make the face of heaven so fine that the world will be in love with night. And pay no worship to the gerrish sun.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 19.03.2005 @ 11:09:35 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 28.12.2004 @ 18:42:36
Posty: 38
Lokalizacja: Stolica
Failess pisze:
Cały prolog ma charakter suchego sprawozdania. Prologi zazwyczaj tak wychodzą (przynajmniej mi :) )


Prologi nie zawsze muszą takie być, wystarczy przedstawić je w trochę inny sposób
Dla przykładu zapraszam dwa tematy niżej :]


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 19.03.2005 @ 15:08:00 
Offline
Próba Traw
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06.11.2004 @ 16:51:23
Posty: 85
Lokalizacja: Plenery pełne róż
Sam prolog - powiewa trochę nudą. Rozumiem, że z natury początek ekscytujący nie jest, a tylko prawdziwi miszczowie potrafią sprawić, żeby był. Ale to takie flaki z olejem. Ja mam jednak o tyle przewagę, że wiem co jest dalej (to opko mam już chyba z 20 rodziałów) i proponuje ci FiNkReGh, żebyś tutaj, do krytyki, dał któryś z poźniejszych. Ot taka porada, jeśli chcesz dać do oceny twój styl :]

_________________
"Daje wam gówno, ale jeśli się wam spodoba to zjedzcie kawałek. Obiecuję, że zapewni wam w przyszłości więcej wrażeń (perturbacje żołądkowe?!)."


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 31.03.2005 @ 21:00:01 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 27.11.2004 @ 16:43:10
Posty: 2
Lokalizacja: Ze wsząd
Ok, wreszcie po długim czasie wkleiłem kawałek tego opka tutaj. Jest w pierwszym poście. Na Gothic Site rozgorzała batalia więc warto dać to tutaj i poddać się fachowej ocenie.

_________________
Tylko skały przetrwają burzę...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group