Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 28.04.2024 @ 19:29:51

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 20 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
Post: 05.01.2005 @ 8:29:46 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 20.09.2004 @ 7:58:35
Posty: 6
Lokalizacja: Wrocław
Bok palił go, powodując skurcze mięśni. Oddychał płytko, za każdym razem otwierając szeroko usta. W głowie miał kołowrotek. Z wielkim trudem utrzymywał równowagę. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa - były jak z papieru.
Oparł się ramieniem o mur z cegły i oddychał głęboko. Na moment stracił przytomność. Opadł bezwładnie na sterty śmieci i uderzył głową o metalową pokrywę kubła na śmieci. Huk rozniósł się po okolicy.
Podniósł się niezdarnie z ziemi i przez chwilę klęczał w kałuży. Ciepła stróżka płynęła mu po prawym policzku i dostawała się za kołnierz. Rozluźnił krawat, by móc swobodnie oddychać. Trzymając się kurczowo ściany, podniósł się z kolan. Znowu pociemniało mu w oczach. Jednak tym razem nie stracił przytomności. Zakołysał się lekko na nogach. Z wielkim wysiłkiem, który objawiał się na jego twarzy w postaci szkaradnych rysów, ruszył przed siebie, wciąż opierając się o mur.
Wyszedł z ciemnego zaułka i przeszedł na drugą stronę ulicy. Przeciął betonowe boisko do koszykówki i skierował się w stronę parku. Szedł przygarbiony, walcząc z własnymi słabościami. Przeszedł przez miękką murawę i zatrzymał się przy wielkim dębie. Oparł się rękoma o chropowatą korę i zwymiotował. Gorzki smak żółci wypełnił mu policzki i przełyk. Ponownie zwymiotował. Opadł na kolana i łapał duże chałsty powietrza. W oddali zauważył światła. Ostatkiem sił spróbował podejść bliżej.
Czuł, że śmierć jest już blisko. Zacisnął zęby i, wkładając w to wiele wysiłku, ruszył dalej. Przeszedł przez zieloną murawę i stanął na chodniku. Oparł się rękoma o słup latarni. Starał się skupić na oddychaniu. Robił głębokie wdechy.
Odbił się od latarni i przeszedł na drugą stronę ulicy. Ukrył się w ciemnej bramie. Czekał. Ktoś przeszedł obok bramy. Jakiś młody mężczyzna.
Wyszedł z bramy i ostatkiem sił ruszył za nim.

Jakiś, ledwo trzymający się na nogach, pijak otarł się o niego ramieniem. Łukasz stanął w miejscu, zaskoczony całą sytuacją, i odprowadził wzrokiem lekko przygarbioną sylwetkę, która jeszcze przez moment majacząc na końcu drogi, znikła za zakrętem. Nie próbował wdawać się w dyskusję. Nie miało to najmniejszego sensu.
Kiedy doszedł do schodów, prowadzących na peron metra, było grubo po dwudziestej drugiej.
Okolica spała snem zabitego. Gęsty mrok opadł nad miastem i zaszył się w cichych ulicznych zakamarkach. Powietrze było wilgotne i przesiąknięte zgnilizną, która wyłaziła spod ziemi i gęstniała w płucach. Niebo było zachmurzone. Tylko od czasu do czasu przez grubą warstwę przebijało się przytłumione światło księżyca.
Bardzo ostrożnie, trzymając się barierki, zaczął schodzić na dół. Strome schody, mokre od popołudniowej mżawki, lśniły w świetle ulicznych latarni, kryjąc w sobie zdradziecką naturę.
Rozejrzał się po peronie. Nie zauważył nic szczególnego, nic, co mogłoby przyciągnął jego uwagę. Stacja wyglądała tak jak zwykle. Pomalowane sprayem ściany, powywracane pojemniki na śmieci, unoszący się w powietrzu zapach moczu i wymiocin. Nic szczególnego.
Przeszedł parę metrów wzdłuż torów kolejowych i zatrzymał się przy wielkim białym filarze, na którym wisiał rozkład jazdy pociągów lub to, co z niego pozostało. Zamalowany w dużej części czarną farbą, nie nadawał się do niczego. Gdyby ktoś się uparł, mógłby uznać go za dzieło sztuki.
Spojrzał na zegarek. Była za kwadrans dwudziesta trzecia. Przeszedł kilka kolejnych metrów, kątem oka obserwując kamerę, która podążała za jego ruchem, i znowu zatrzymał się. Czyżby? – pomyślał.
Na ławce, tuż przy wejściu do toalet, spał jakiś mężczyzna. Był ubrany w długi, powycierany płaszcz, ciepłą czapkę, która opadała mu na oczy, stare jeansowe spodnie i dziurawe buty sportowe. Leżał skulony na kilku warstwach starych gazet. Ściskał w ramionach pustą butelkę po winie, jak gdyby była jego kochanką. Spał jak zabity, wydając z siebie przytłumione dźwięki i postękiwania(Chrapał). Przy każdym wydechu jego zarośnięte policzki nadymały się, a grube wargi nabierały dziwnych kształtów.
Łukasz przyglądał się (z uśmiechem na ustach) śpiącemu mężczyźnie. Cała scena wyglądała dość komicznie, jak gdyby żywcem wyjęta z komedii. Wyciągnął parę drobnych i wetknął je śpiącemu mężczyźnie do kieszeni płaszcza.
Ciszę przerwał ostry pisk opon samochodowych i warkot mocnego silnika. W tym samym momencie szyny zaszumiały i z ciemnego tunelu wyłoniły się jasne światła kolejki metra, która zbliżała się do platformy peronu. Z góry schodów dochodziły niewyraźne głosy. Były zagłuszane przez hamujący pociąg. Ciężkie buty stukały na stopniach schodów. Ktoś zbiegał na peron.
Pociąg zatrzymał się na stacji i drzwi wagonów otworzyły się. Łukasz wsiadł do środka. Ziemia drżała pod jego stopami. Kiedy drzwi kolejki zamknęły się, na peron wbiegło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn, ubranych na czarno i uzbrojonych w pistolety maszynowe.(Tak przynamniej wydawało się Łukaszowi.) Na twarzach mieli maski(także czarne). Poruszali się bardzo szybko i płynnie. Płyty platformy dudniły, jak gdyby ktoś walił w nie ciężkim młotem pneumatycznym. Nikt nie zostawał w tyle. Biegli w równym szyku.
Pociąg ruszył. Dworzec oddalał się. Ciemne sylwetki znikły za grubym filarem. Biegli w stronę ławki, na której spał pijany mężczyzna. Pochwycili go?...
Pociąg wbił się w mroczną czerń tunelu.
Smród moczu i wymiocin unosił się w powietrzu, tworząc gęstą zawiesinę.
Z trudem oddychał. Przy każdym wdechu powietrze rozpalało jego przełyk i płuca. Kręciło mu się w głowie, a nogi uginały się pod nim, jak gdyby były zrobione z papieru. Czuł, że za chwilę runie na kafelki. Bok palił go niemiłosiernie, a na białej koszuli wciąż rosła czerwona plama. Spróbował chwycić się klamki, jednak źle odmierzył odległość i całym ciężarem osunął się na podłogę, uderzając głową o kant umywalki. Roztrzaskał sobie łuk brwiowy nad lewym okiem.
Z rany momentalnie popłynęła fontanna krwi, która zalała mu oko, częściowo policzek i szyję. Czuł jak ciepły strumień wlewa się za kołnierz i delikatnie oplata lewe ramię i klatkę piersiową.
Przez chwilę leżał na mokrych kafelkach i oddychał ciężko. Starał się nie zemdleć.
Ponownie spróbował chwycić się klamki. Tym razem efekt był znacznie lepszy. Obiema rękami uwiesił się na metalowej klamce i ze szpetnym grymasem na twarzy podniósł się z ziemi. Nogi ponownie ugięły się pod nim. Oparł się pośladkami o umywalkę i przez chwilę zbierał siły. Krew wciąż leciała z rany nad okiem, jednak jej tempo znacznie spadło.
Odepchnął się od zlewu i wszedł do jednej z kabin, zamknąwszy za sobą drzwi.
Ostrożnie opuścił plastikową klapę sedesu, który, wysmarowany ludzkimi fekaliami, śmierdział jak rozkładający się denat. Zakrył twarz ręką i starał się nie zwymiotować. Czuł skurcze żołądka, które z każda kolejną chwilą nasilały się. Zamknął oczy i próbował się opanować. Wciąż czuł zawroty głowy.
Wyciągnął z kieszeni płaszcza zwiniętą chustkę do nosa i z całej siły przycisnął ją do krwawiącego boku. W chwili, gdy uciskał ranę, potworny ból przeszył całe jego ciało, jak gdyby wbito w niego setki ostrych noży. Jęknął i usiadł na klapie sedesu. Czarny kurtyna przesłoniła mu obraz.
Drzwi toalety zaskrzypiały i do środka weszła jakaś postać. Ciężkie skórzane buty stukały na mokrych kafelkach. Postać zbliżała się. Zamarł w bezruchu. Delikatnie, tak by nie zdradzać swojej osoby, zasunął zasuwę. Odgłos butów był coraz wyraźniejszy. Ktoś otworzył drzwi w sąsiedniej kabinie.
Nabrał powietrze i wstrzymał oddech. Czekał...
...Ktoś naparł na drzwi. Zasuwa nie wytrzymała i z brzękiem opadła na podłogę. Zauważył niewyraźne rysy postaci...
Potem była tylko ciemność.

Wagon był całkowicie pusty.
Usiadł na pierwszy wolnym(czystym) siedzeniu i starał się odprężyć. Przez cały czas miał przed oczami akcję. Akcję kogo? Po raz pierwszy spotkał się z tego typu działaniem. Co to było? Jakiś żart naćpanych gówniarzy? Operacją oczyszczania miejsc publicznych z bezdomnych? Uliczny gang? Czemu miało to służyć?

Wysiadł dwie stacje za centrum. Kiedy opuszczał peron był kwadrans po dwudziestej trzeciej. Na szczęście tuż przy wyjściu był postój taksówek.. Wziął taryfę i kazał się zawieźć pod podany adres.
Taksówkarz zatrzymał się przed jasno oświetloną bramą kamienicy. Łukasz wysiadł z pojazdu i, pokonawszy kilka stopni, zniknął w bramie.
Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze. Mimo tego, że w budynku była winda, skorzystał ze schodów. Na piętrze panowała zupełna cisza. Przeszedł korytarzem i zatrzymał się przed drzwiami, na których widniała cyfra 23. Wyciągnął klucze i włożył je do zamka. Zza sąsiednich drzwi dobiegał dźwięk rytmicznego sapania i pojękiwania. Łukasz uśmiechnął się. Bardzo ostrożnie przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Zamknął drzwi ( również bardzo cicho) i zdjął z siebie wierzchnie okrycie. Poszedł do łazienki i wziął ciepły prysznic. Od razu poczuł się znacznie lepiej, w dużej mierze zapominając o całej historii z metra.
Owinięty w biały ręcznik położył się na łóżku i starał się zasnął. Sen przyszedł bardzo szybko.



Telefon dzwonił.
Łukasz spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. Była 7:02. Niewyspany i zły zwlókł się z posłania i podszedł do aparatu. Podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha.
- Halo słucham.
W słuchawce panowała cisza. Po chwili ktoś się rozłączył.
- Jak cię dorwę, to wybiję ci z głowy takie dowcipy – wrzasnął do słuchawki i rzucił ją na widełki. – Gnojek. Jeszcze przez chwilę stał nieruchomo i wpatrywał się w aparat telefoniczny, jak gdyby czekał na kolejny telefon. Cisza.
Odwrócił się i już miał zrobić krok, kiedy telefon znowu zadzwonił. Kipiąc ze złości podniósł słuchawkę.
- Spróbuj jeszcze raz zadzwonić... – nie dokończył
- Proszę mnie słuchać bardzo uważnie – zabrzmiał miękki kobiecy głos. – Jest pan w wielkim niebezpieczeństwie i nie jest to żaden żart...
- Proszę więcej nie dzwonić. Nie jestem w nastroju do kawałów. Jestem niewysp...- zamilkł.
- Wczoraj wieczorem był pan na dworcu. Widziałam pana. Coś się wydarzyło i nie wie pan, co to było.
- Skąd pani...
- Byłam tam i wszystko widziałam. Postaram się panu wszystko wyjaśnić, ale musi pan natychmiast opuścić mieszkanie. Jest pan w wielkim niebezpieczeństwie. Proszę mnie posłuchać. Niech pan stamtąd ucieka!!! – krzyknęła do słuchawki. Łukasz poczuł, jak po plecach przechodzą mu ciarki.
- Posłuchaj...
- Nie ma czasu. Proszę ubrać się w rzeczy, które miał pan wczoraj wieczorem. Proszę nie pytać.
- Ale...
- Szybko.
Nie wiedział, co ma robić. To było jakieś szaleństwo, a on poddawał się jego wpływom. Błyskawicznie ubrał się i wybiegł na korytarz, zatrzaskując za sobą drzwi. Dobiegł do windy. Nie miał czasu na czekanie. Skierował się w stronę schodów. Wpadł na pierwsze stopnie i zatrzymał się. Dwóch mężczyzn, ubranych jak ci z metra, wchodziło na górę. Cofnął się w głąb korytarza i wpadł plecami na ścianę. Serce biło coraz szybciej. Czego oni chcą? Co ja mam takiego? Co ja wczoraj widziałem?
Spojrzał na windę. Ktoś jechał nią na górę. Czuł się jak kanarek w klatce. Bez wyjścia. Schody skrzypiały pod ciężarem. Byli już blisko. Łukasz zaczął wodzić w około wzrokiem w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania. Z każdą kolejną sekundą pętla na jego szyi zaciskała się. Spojrzał w kierunku końca korytarza.
Drzwi windy otworzyły się i ze środka wyszło czterech mężczyzn w szarych płaszczach. Każdy miał w ręku pistolet. Skierowali się w głąb korytarza. Zatrzymali się przed drzwiami z numerem 23. Wymienili spojrzenia i w błyskawicznym tempie wywarzyli drzwi. Wtargnęli do środka.

Pokonywał kolejne stopnie schodów przeciwpożarowych. Metalowa powierzchnia stukała pod jego stopami. Dźwięk roznosił się po całej konstrukcji, wprawiając ją w wibracje. Zbiegał coraz szybciej. Przeskakiwał po dwa stopnie, skracając czas ucieczki. Adrenalina krążyła w jego krwi. Pulsowała w każdej najdrobniejszej żyle. Wypełniała jego mózg, który uruchamiał tylko zwierzęce instynkty. Jeszcze drabina. Wskoczył na metalowe szczeble i momentalnie znalazł się na betonowym chodniku.
Bez chwili namysłu rzucił się biegiem w stronę ciasnych zaułków między budynkami. Przebiegł obok śmietników, nie oglądając się za siebie. Ktoś krzyczał.
Strzał...
Poczuł pęd pocisku, przelatującego obok jego lewego ucha. Nie zwalniał. Nie czuł zmęczenia. Wręcz przeciwnie poczuł rosnącą w nim siłę.
Kolejny wystrzał...
Poczuł uderzenie, a potem piekący ból w prawym przedramieniu. Czuł, jak drętwieje mu cała ręka, jak płonie. Wpadł na kubły i przewrócił się na stertę śmieci. Płuca piekły go. Łapczywie łapał powietrze. Wstał. Znowu zatoczył się i upadł. Kolejna kula świsnęła koło głową, ocierając się o włosy. Podniósł się z ziemi i ponownie ruszył biegiem. Prawie nic nie widział. Łzy ciekły mu po policzkach. Pęd powietrza zmywał je z twarzy. Ból.
Jakiś samochód zajechał mu drogę. Wpadł na maskę, uderzając nosem o szybę. Czarna kurtyna przesłoniła mu oczy. Ktoś wysiadł z samochodu.
- Proszę wsiadać. Prędko. Nie mamy czasu.
Łukasz spojrzał do góry. Młody mężczyzna stał nad nim i patrzył mu prosto w oczy. W ręku trzymał pistolet.
Łukasz podniósł się z ziemi i bez chwili zastanowienia wsiadł do samochodu. Jeszcze przez jakiś czas obserwował mężczyznę, siedzącego obok niego, po czym pociemniało mu w oczach i zemdlał.
Mężczyzna ruszył z piskiem opon, pozostawiając za sobą chmurę szarego dymu. Biały ford mustang przeciął ruchliwe skrzyżowanie na pełnym gazie i przepadł między budynkami, wzbijając w powietrze tumany kurzu.

Ocknął się z krzykiem.
W pomieszczeniu panował mrok. Powietrze było suche i pachniało lasem. Drewniane ściany były ciepłe i przyjemne w dotyku.
Zrobiło mu się niedobrze. Całe jego ciało było zlane gęstym potem, a ostry ból przeszywał jego czaszkę i ramię niczym arsenał ostrych noży. Czuł, jak z sekundy na sekundę rośnie w nim gorączka, jak nieprzyjemny dreszcz oplata jego ciało.
Próg zajaśniał jasnym światłem. W tej samej chwili ktoś wszedł do pokoju i zapalił światło. Łukasz przymrużył oczy. Światło wciskało mu się do oczu, zasłaniając cały obraz. Po chwili przyzwyczaił się do światła i mógł swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Młoda dziewczyna stała przy łóżku i uśmiechała się. Blond włosy opadały jej na ramiona, a błękitne oczy, z których bił niesamowity blask, wpatrywały się w Łukasza. Była bardzo ładna.
- Przyniosłam lekarstwo – powiedziała. Z białego pudełka wyciągnęła strzykawkę z igłą i małą fiolkę z przeźroczystym płynem.
- Co to jest? – zapytał Łukasz, krzywiąc się z bólu.
- Zastrzyk witaminowy. To poprawi panu samopoczucie.
Poczuł lekkie ukłucie w ręce. Nie miał sił, by zaprotestować. Po chwili zrobiło mu się ciepło i przyjemnie. Zamknął oczy. Zasnął.
Dziewczyna wyszła z pokoju, gasząc światło.


Otworzył oczy.
Promienie słońca wpadały do pokoju przez okno i rozmywały się po ścianach pokoju. W około rozpościerał się zapach żywicy i leśnej ściółki, który był całkiem przyjemny i pozwalał się odprężyć. Na ścianach wisiały obrazy, przedstawiające dziką zwierzynę. Nad drzwiami wisiało wielkie poroże.
Na chwilę zamknął oczy. Ból głowy prawie ustąpił. Gorzej było natomiast z prawą ręką. Nadal czuł pulsujący ból, bijący z wnętrza kości i rozlewający się po całym ramieniu.
Otworzył oczy i postanowił wstać. Zrzucił nogi z łóżka. Najpierw lewą, potem prawą. Nie sądził, że sprawi mu to tyle trudności. Dysząc, uniósł się na lewej ręce. Usiadł na łóżku. Odepchnął się mocno od drewnianej konstrukcji łóżka i spróbował stanąć. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł na podłogę, robiąc przy tym masę huku. Przeklął paskudnie.
Do pokoju weszła młoda dziewczyna. Była ubrana w czerwony pulower, który podkreślał jej kobiece kształty, i jeansowe spodnie. Łukasz siedział na podłodze z pochyloną głową, wbijając wzrok w deski.
- Patryk!- krzyknęła i szybko podbiegła do Łukasza, który podniósł na nią wzrok. Dziewczyna uklękła przy nim. Do pokoju wbiegł młody mężczyzna. Miał smukłą budowę ciała, czarne lekko kręcone włosy i szpiczasty nos. Podniósł chorego i posadził go na łóżku. Mimo tak wątłej budowy, był nadzwyczaj silny i podniesienie cięższego od siebie mężczyzny, nie sprawiło mu najmniejszego problemu.
- Stracił pan wiele krwi i przez jakiś czas powinien pan oszczędzać siły – powiedziała dziewczyna. Jej akcent zwrócił uwagę Łukasza. Miała dziwną wymowę, jak gdyby każde jej słowo było wyśpiewane.
- To z Tobą rozmawiałem przez telefon.
Dziewczyna skinęła głową.
- Możecie mi wyjaśnić, co się tutaj dzieje? Czy to porwanie?
- Staramy się pana chronić.
- Chronić? Przed kim?
- Myślę, że powinien pan odpocząć – powiedział mężczyzna.
- Nie będę odpoczywał dopóty, dopóki nie otrzymam jasnych odpowiedzi. I przestańcie zwracać się do mnie per pan. Jestem Łukasz.
- Monika. Masz rację, należą ci się wyjaśnienia – usiadła na brzegu łóżka i na chwilę zamknęła oczy. Patryk usiadł przy stole i rozłożył dłonie na blacie.
Przez moment w pokoju panowała idealna cisza. Za oknem szumiał wiatr, który delikatnie ocierał się o gałęzie drzew i szumiał w ich konarach.
- Jesteśmy pracownikami Narodowego Instytutu Chemii Nowoczesnej. – przerwała ciszę – Tak przynajmniej było jeszcze kilka tygodni temu – otworzyła oczy i spojrzała na Łukasza. – Razem z profesorem Blinem pracowaliśmy nad pozyskiwaniem sztucznego białka i jego syntezowaniem. Praca była spokojna i dobrze płatna. Nikt nie wtrącał się do naszych badań; mieliśmy wolną rękę.
Pewnego razu, nie pamiętam dnia, coś się wydarzyło. Nie wiadomo dlaczego nastąpiło zwarcie w instalacji. Jednak to nie jest istotne. Najważniejsze było to, że wywołana awaria, spowodowała błąd w programie operacyjnym. Komputery dalej syntezowały białka, ale z błędnymi danymi. Zanim się zorientowaliśmy, maszyny zdążyły naprodukować znaczną masę błędnych aminokwasów, zużywając przy tym sporą ilość surowca. Koszty tej operacji były bardzo wysokie, dlatego postanowiliśmy ukryć to przed zarządem firmy, a uszkodzony produkt schowaliśmy w laboratorium. Postanowiliśmy, nigdy więcej nie wracać do tego tematu.
Wszystko było jak dawniej. Nikt nie doszukał się nieprawidłowości i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Praca była monotonna, ale mimo to sprawiała mi dużo przyjemności.
Po kilku miesiącach, robiąc porządki w magazynie, natrafiliśmy na pojemniki ze zniszczonym surowcem. Zainteresował nas fakt, że produkt wciąż zachowywał dawną barwę, pomimo tego, że był trzymany w nieodpowiednich warunkach.
Zrobiliśmy próbki, i w przerwie obiadowej rozpoczęliśmy badania. Z początku robiliśmy to w sposób bardzo nonszalancki, jednak po kilku minutach...To był szok. Białka same syntezowały.
Kiedy przeprowadziliśmy kolejne badania, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Stare białka zmutowały do czegoś bardziej skomplikowanego, jakiejś zupełnie nowej materii. Mimo tego, że ich struktura była syntetyczna, zachowywały się jak żywe organizmy.
- Co robiły? – spytał Łukasz.
- Rozmnażały się. Gdy profesor się o tym dowiedział – kontynuowała - , postanowił zabrać próbki do domu i tam przeprowadzić dokładniejsze badania.
Każdego dnia po skończeniu pracy, spotykaliśmy się w domu profesora i kontynuowaliśmy nasze badania. Staraliśmy się być bardzo ostrożni. Gdyby firma dowiedziała się o naszych utajnionych pracach, zerwałaby z nami kontrakty. Co chwilę ustalaliśmy nowe szyfry, na wypadek gdyby ktoś spróbował nas podsłuchiwać. Wszystko szło jak po maśle. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przybliżaliśmy się do naszego celu.
Przełom nastąpił jakiś miesiąc temu. Właśnie kończyliśmy badania nad strukturą molekularną syntetyków, kiedy profesor wpadł na pomysł, by wstrzyknąć pewną ilość substancji żywym organizmom. Z początku nie byłam przekonana, ponieważ nic nie wiedzieliśmy o właściwościach substancji. Ale mimo tego zgodziłam się, by asystować przy eksperymencie. Wszystko szło płynnie i bez większych trudności. Podaliśmy szczurom jeden mililitr tej substancji i czekaliśmy na efekty. Nic się nie wydarzyło.
Zwiększaliśmy dawki, ale również wtedy nie zauważyliśmy niczego niezwykłego. Zrezygnowaliśmy z prób i powróciliśmy do analizowania struktury dziwnej substancji.
Pewnego dnia. Profesor nie zjawił się w pracy. Patryk i ja zaniepokoiliśmy się tą sytuacją i zaraz po skończonej pracy pojechaliśmy do jego domu.
Jego samochód stał na podjeździe. Zadzwoniliśmy, ale Blin nie otwierał. Patryk nacisnął na klamkę i ku naszemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Bardzo ostrożnie weszliśmy do środka.
Wnętrze wyglądało tak jak zawsze. Nie odkryliśmy śladów włamania. Wszystko stało na swoim miejscu. Nie było tylko Blina, jak gdyby rozpłynął się w powietrzu.
Weszliśmy do laboratorium. Również było puste. W powietrzu unosił się zapach palonego alkoholu i siarki. Wszystkie tablice były zapisane. Profesor pracował nad czymś przez całą noc. Masa zapisanych kartek była rozsypana po całej podłodze. Szkło po rozbitych probówkach trzeszczało pod stopami.
Nagle z góry dobiegł nas niekontrolowany atak śmiechu, który rozlał się po całym domu. Wybiegliśmy z laboratorium. Profesor Blin stal na schodach i śmiał się. Z początku pomyśleliśmy, że oszalał. Wyglądał, jak gdyby postradał rozum. Sadystyczny śmiech wydobywał się z jego ust. Patrzyliśmy na niego z zażenowaniem i nie potrafiliśmy wydobyć z siebie ani jednej sylaby.
Zszedł na dół. Objął nas i powiedział „znalazłem”. Powtarzał to kilka razy, nie przestając się śmiać.
- Co takiego znalazł?
- Profesor Blin jako pierwszy podróżował między wymiarami.
Łukasz nie był pewien czy dobrze usłyszał. Zamknął oczy i spróbował sobie wszystko spokojnie poukładać.
- Tego nie można logicznie wyjaśnić. Z początku sama nie mogłam w to uwierzyć, ale potem się przekonałam. Wszyscy się przekonaliśmy.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Tak. Podróżowaliśmy po innych wymiarach. Ale teraz wiem, że zrobiłabym wszystko, by cofnąć czas i nie dopuścić do powstania tej piekielnej mikstury. Gdyby nie ona profesor żyłby do dzisiaj – ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Patryk podszedł do niej i przytulił. Łukasz patrzył na nich, wciąż nie mogąc poskładać wszystkiego w jedną całość. Tysiące myśli kotłowało się w jego głowie. Nie wiedział, w co i komu ma wierzyć. Czuł się jak w koszmarnym śnie. Pełen obaw. W sytuacji bez wyjścia. Wciąż miał nadzieję, że za chwilę się obudzi. Będzie leżał we własnym łóżku, we własnym mieszkaniu.
- Dlaczego ja? Dlaczego jestem ścigany?
- Jako ostatni byłeś w pobliżu profesora. Mimo tego, że nawet o tym nie wiedziałeś, przez cały czas nosiłeś w kieszeni marynarki małą fiolkę syntetyku – powiedział Patryk i wyciągnął z kieszeni mały szklany pojemnik. W środku była fioletowa ciecz – Blin chciał się z nami spotkać. Mówił, że odkrył nową formułę. Jakąś silniejszą kombinację, dzięki której to my będziemy decydować, jak długo zechcemy pozostać w innym świecie. W poprzednich przypadkach to syntetyk decydował, od długości istnienia w innej rzeczywistości. Nigdy nie wiedzieliśmy, jak...- nie dokończył. Szyba w oknie rozsypała się na drobne kawałki, które z brzękiem opadły na podłogę. Patryk osunął się na ziemię i zamarł w bezruchu. Monika krzyknęła. Łukasz usłyszał głuchy świst. Krzyk urwał się i dziewczyna runęła twarzą na ziemię, nakrywając swoim ciałem, ciało Patryka.
Łukasz przywarł do ziemi. Leżał nieruchomo.
Metaliczny zapach wypełnił pomieszczenie. Łukasz leżał w kałuży krwi, która rozlewała się po podłodze i wpływała w szpary między deskami.
Przeczołgał się w kąt pokoju i schował się za komodą. Sapał ze zmęczenia. Myśl...myśl…myśl – powtarzał w kółko.
Byli w domu i wbiegali po schodach. Stopnie trzeszczały pod ich ciężarem.
Łukasz wychylił się zza komody. Ostry ból przeszywał jego ramię. Jeszcze raz spojrzał na martwe ciała. Zacisnął zęby i podczołgał się do nich.
Byli za drzwiami. Klamka przekręciła się. Drzwi zaskrzypiały...


Słodki zapach wiosennych kwiatów roztaczał się w powietrzu, unoszony przez ciepły wiatr, który szeleścił w koronach brzóz. Gorące promienie słońca zalewały całą polanę. Świerszcze grały. Piękne motyle wygrzewały się w słońcu, a pracowite pszczoły, bez chwili wytchnienia, zbierały złoty nektar.
Otworzył oczy i spojrzał na niebo. Było błękitne, bezchmurne. Coś poruszało się po nim.
Podniósł się z ziemi. Nie zwracał uwagi na ból w ręce. Siedząc na miękkiej trawie wpatrywał się w dal. Łzy płynęły mu po policzkach. Teraz wierzył. Wszystko stało się jasne.
Czerwony smok zatoczył koło i zniknął za lasem.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 14:29:39 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24.04.2003 @ 17:00:18
Posty: 11145
Lokalizacja: Warszawa
Zacznę od początku :
1> Bok palił go - kim jest ten Bok ? Nie uzywaj słowa "go", to taka gra planszowa
2>za każdym razem otwierając szeroko usta - za każdym razem szeroko otwierając usta brzmi lepiej
3>W głowie mial kołowrotek - i maszynę do szycia też :]
4>Oparł się ramieniem o mur z cegły - duża ta cegła być musiała :]

I tak dalej...

Miło że się starasz, ale moim skromnym zdaniem masz jeszcze dużo pracy przed sobą. Przede wszystkim popracuj nad składnią zdań i frazeologią. Bo niektóre zwroty, których używasz brzmią conajmniej śmiesznie - szyny zaszumiały na przykład. Ale nie robisz błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, co się pisze na plus :]
I jeszcze pisz zdania złożone, uzywaj przecinka zamiast kropki czasem.

Btw. student czego we Wrocławiu ? ;]

_________________
13.04.2010 - You have taken sky from me...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 14:57:56 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 20.09.2004 @ 7:58:35
Posty: 6
Lokalizacja: Wrocław
Dzięki za rady!
Naprawde mam dużo pracy dlatego potrzebowałem surowej opini!


Student AE we Wrocławiu ;-)


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 15:03:55 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.09.2004 @ 11:38:26
Posty: 7402
Lokalizacja: Kraków/Warszawa
Nie ma czegoś takiego jak "chałst", jest haust.

"Z wielkim wysiłkiem, który objawiał się na jego twarzy w postaci szkaradnych rysów, ruszył przed siebie, wciąż opierając się o mur."- to zdanie jest dziwne, ja rozumiem, że wysiłek mógł zmienić mu twarz, ale szkaradne rysy? Chyba że miał takie z natury:).

W ogóle pierwsza częśc jest bardzo męcząca, same czasowniki. Jedna czynnośc następuje po drugiej, opisujesz każdy ruch i zmianę pozycji postaci. Az taka dokładnośc nie jest potrzebna.

Padawan ma rację co do złych związków frazeologicznych. nad tym trzeba popracować.

_________________
I will always need your love/Wish I could write it in the daily news
You, on the other hand, are a sweet little eclair on the outside and a pit bull on the inside- Charlaine Harris


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 18:23:06 
Offline
Zmiany
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.11.2004 @ 9:49:42
Posty: 225
Lokalizacja: miasto Q
Widać że się starałeś. Widać też niestety, że Ci nie do końca wyszło.
Podtrzymując opinie Padawana i Arien, poprzyczepiam się jeszcze do samej fabuły.
Opowiadasz historię, z której nic nie wiadomo. Oczywiście, to fantastyka, jakkolwiek (nawet nie będąc biologiem molekularnym) jakoś ciężko jest powiązać podróże między wymiarami z multiplikującym się sztucznym białkiem. Które to białko na szczura nie zadziałało.A niby czemu?
Jacyś ludzie z pistoletami maszynowymi - kto to zacz? Sama idea podróży - bez wyjaśnienia. Sorry, mnie osobiście nie zadowala Twoja odpowiedź:
Cytuj:
- Tego nie można logicznie wyjaśnić. Z początku sama nie mogłam w to uwierzyć, ale potem się przekonałam.

Kończysz zaś tak:
Cytuj:
Teraz wierzył. Wszystko stało się jasne.

Czyżby??

Mogło to być niezłe opko. Nie odkrywcze, niezłe. A tak, niestety, jest nieprzemyślane. Tyle na dziś.

PS. Na koniec przynazguluję, a co :) :
Cytuj:
Wymienili spojrzenia i w błyskawicznym tempie wywarzyli drzwi.

Musieli mieć wialki garnek, że im się drzwi zmieściły :P

_________________
Take him and cut him out in little stars, and he will make the face of heaven so fine that the world will be in love with night. And pay no worship to the gerrish sun.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 19:35:43 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.06.2003 @ 19:39:10
Posty: 12936
Lokalizacja: Wrocław
Padawan pisze:
4>Oparł się ramieniem o mur z cegły - duża ta cegła być musiała :]

Tu Padawan przesadza. Mury mogą być z cegły, kamienia itp. Nawet lepiej to brzmi niż "mur z cegieł". Ale możesz zamienić na "ceglany mur", żeby wszyscy byli zadowoleni. ;)
W jednym zdaniu twoja postać oddycha płytko, a w następnym już głęboko. Ogólnie styl nie jest zły, ale przeczytaj to jeszcze raz (za miesiąc albo dwa, żeby mieć czysty umysł ;)) i popraw takie błędy.
I nigdy, ale to nigdy, nie proś na tym forum o surową krytykę. ;) To się może źle dla ciebie skończyć. ;)

_________________
PCR, when you need to detect mutations
PCR, when you need to recombine
PCR, when you need to find out who the daddy is
PCR, when you need to solve a crime


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 20:43:11 
Offline
A teraz wymyśl sobie coś fajnego
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22.09.2002 @ 23:20:56
Posty: 13851
Lokalizacja: Jelenia Góra
Proponuję zacząć od skreślenia nadmiaru zaimków dzierżawczych , wskazujących. I zgadzam się z Joanką co do muru z cegły :)

_________________
O czarach co cierpliwe są i łaskawe, nie szukają poklasku
a nawet - w co uwierzyć trudno - nie unoszą się pychą
plugawe języki mówiły, że już ich nie ma.



Strona domowa Stelli i Kamila


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05.01.2005 @ 23:39:54 
Offline
Evangelina Parr
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 19:20:38
Posty: 31741
Lokalizacja: z miejsca zwanego Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata
Padawan pisze:
Nie uzywaj słowa "go", to taka gra planszowa


"zawołała go po imieniu". Co jest wg ciebie złego w słówku "go"?

_________________
Czułe pozdrowienia! Co cię gniecie?
* * *
Pies, który szczeka, jest niedogotowany - przysłowie chińskie.


THIS IS NOT A LOVE SONG


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 8:42:28 
Offline
Dziecko-niespodzianka

Rejestracja: 20.09.2004 @ 7:58:35
Posty: 6
Lokalizacja: Wrocław
Joanka pisze:
Padawan pisze:
4>Oparł się ramieniem o mur z cegły - duża ta cegła być musiała :]

I nigdy, ale to nigdy, nie proś na tym forum o surową krytykę. ;) To się może źle dla ciebie skończyć. ;)

Dzięki za wszystkie wskazówki. Takie sprowadzenie na ziemie nie jest wcale takie złe. Zalezy jak ktos do tego podchodzi! Mi sie to przyda!


;-)


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 11:44:37 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.06.2003 @ 19:39:10
Posty: 12936
Lokalizacja: Wrocław
No to dobrze, ale u nas krytyka jest zawsze bezlitosna, dlatego ostrzegam. :)

_________________
PCR, when you need to detect mutations
PCR, when you need to recombine
PCR, when you need to find out who the daddy is
PCR, when you need to solve a crime


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 11:51:18 
Offline
Bloede Blath aen Laeke Dhromchla

Rejestracja: 17.10.2002 @ 11:59:59
Posty: 13943
Lokalizacja: ze stajenki
Etam, Joanka, ta krytyka była jak najbardziej krytyczna i na poziomie. Nie ma się o co obrażać :))

_________________
ggadem lub emalią


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 06.01.2005 @ 12:47:15 
Offline
Dijkstra
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21.09.2002 @ 12:19:06
Posty: 8591
Lokalizacja: Ultima Thule
pit pisze:
Ciepła stróżka płynęła mu po prawym policzku i dostawała się za kołnierz.

Stróżka, czyli taka pani, która sprząta i pilnuje? Oj, skoro płynęła mu po policzku, to nie dziw, że biedak nie mógł oddychać;-)


Cytuj:
Z wielkim wysiłkiem, który objawiał się na jego twarzy w postaci szkaradnych rysów, ruszył przed siebie, wciąż opierając się o mur.

Raczej w postaci szkaradnego grymasu. Rysy nie zmieniają się od wysiłku:)

Cytuj:
Jakiś, ledwo trzymający się na nogach, pijak otarł się o niego ramieniem.

Bez przecinków.

Cytuj:
Był ubrany w długi, powycierany płaszcz, ciepłą czapkę, która opadała mu na oczy, stare jeansowe spodnie i dziurawe buty sportowe.

Jeśli ten koleś był Polakiem, to spodnie miał raczej dżinsowe. Ale może się czepiam.

Cytuj:
Spał jak zabity, wydając z siebie przytłumione dźwięki i postękiwania(Chrapał).

Naprawdę nie sposób się tego nie domyślić:) Nawias absolutnie zbędny.

Cytuj:
Łukasz przyglądał się (z uśmiechem na ustach) śpiącemu mężczyźnie.

Po czemu nawias?

Cytuj:
Łukasz wysiadł z pojazdu i, pokonawszy kilka stopni, zniknął w bramie.

Łukasz wysiadł z pojazdu i pokonawszy kilka stopni zniknął w bramie.




Cytuj:
Młody mężczyzna stał nad nim (...) obserwował mężczyznę (...) Mężczyzna ruszył z piskiem opon...

Za dużo tych mężczyzn.


Cytuj:
Na ścianach wisiały obrazy, przedstawiające dziką zwierzynę.

Bez przecinka.

Cytuj:
Usiadł na łóżku. Odepchnął się mocno od drewnianej konstrukcji łóżka i spróbował stanąć.

Tam jest chyba tylko jedno łóżko:)

Cytuj:
Dlaczego ja? Dlaczego jestem ścigany?

Może przesadzam, ale na miejscu Łukasza spytałabym raczej "a co to ma wspólnego ze mną?", zamiast "dlaczego ja?".


Zakończenia nie pojęłam. W ogóle nie pojęłam. Rozumiem, że ta fiolka z niebieskim płynem została Łukaszowi podrzucona do kieszeni, gdy znajdował się pod domem profesora. Należałoby się jednak słowo wyjaśnienia (np. po co). No i kim są właściwie ci uzbrojeni ludzie, którzy przez cały czas go ganiają? Po co? I dlaczego Blin się sadystycznie śmiał? Co jest złego w podróżowaniu między wymiarami? Nie sprecyzowałeś.
Ale poza tym całkiem fajne.

_________________
Święte Gramatyko i Ortografio, módlcie się za nami.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 13:22:43 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24.04.2003 @ 17:00:18
Posty: 11145
Lokalizacja: Warszawa
Ale możesz zamienić na "ceglany mur", żeby wszyscy byli zadowoleni. ;)

That's precisely what I meant to :]

"zawołała go po imieniu". Co jest wg ciebie złego w słówku "go"?

Qrcze, w tym wypadku jak najbardziej. Ale nie w takim, jakim użyto w pierwszym zdaniu.

_________________
13.04.2010 - You have taken sky from me...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 13:26:29 
Offline
Dijkstra
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21.09.2002 @ 12:19:06
Posty: 8591
Lokalizacja: Ultima Thule
A właśnie, że "go" jest w tym zdaniu niezbędne. Z innego kontekstu wynikałoby, że bok palił (zapewne papierosy) i oddychał otwierając szeroko usta:]
A mur z cegły też jest jak najbardziej poprawny.

_________________
Święte Gramatyko i Ortografio, módlcie się za nami.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 06.01.2005 @ 14:44:46 
Offline
Myszowór
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12.10.2004 @ 13:02:04
Posty: 901
Lokalizacja: Aberdeen/Świnoujście
"(...)przy wielkim białym filarze, na którym wisiał rozkład jazdy pociągów lub to, co z niego pozostało(...)"

Rzuciłem okiem w połowie tekstu i mi się rzuciło ;). Zdecyduj się. Albo wisiał tam rozkład jazdy albo to co z niego pozostało. IMHO ten fragment zdania powinien brzmieć: "na którym wisiał rozkład jazdy lub raczej to, co z niego pozostało".

_________________
po przeczytaniu spalić monitor


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 20 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group