Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 28.04.2024 @ 23:08:33

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
Post: 14.01.2005 @ 21:23:49 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66

Wersja została zmieniona i rozszerzona o niektóre fragmenty, które nie trafiły do pierwotnej wersji opowiadania. Zostały tu wyjaśnione wcześniej sprzeczne zagadnienia.


Widzieć potrafią nie tylko oczy / opowiadanie

Pogodny i ciepły listopadowy dzień, był w sam raz dla przebojowego wywiadu. Zresztą dla takiego wywiadu nie jest ważna pogoda, pora roku, czy też miejsce wydarzenia. Najważniejsze jest wyssać z opowiadającego jak najwięcej niesamowitej informacji, którą później, nieznacznie upiększając, można zamienić w kasę.
Robert był dzisiaj tym szczęściarzem, który z miną bohatera stał pod drzwiami stuletniego domu na przedmieściu Wilna. Nie zwlekając już dłużej - zadzwonił. Drzwi otworzyła sympatyczna dziewczyna. Miała na sobie biały fartuch i wyglądała jak z meksykańskiej telenoweli. Uśmiechnęła się przyjemnie i zaprosiła go do środka.
Pachniało kawą i palącym się w piecu drewnem. Dziennikarz się nie mylił. Po chwili gdy usiadł w pokoju, dziewczyna podała mu sporą filiżankę aromatycznej kawy. Niedługo weszła też osoba na spotkanie z którą tak niecierpliwie czekał.
- Dzień dobry pani Barbaro – przywitał się najprzystojniej jak potrafił, ale poczuł, że wyszło mu raczej kiepsko.
Kobieta była gruba, albo przynajmniej mocno otyła. Zresztą Robert po krótkim oceniającym spojrzeniu stwierdził, że na swój solidny wiek, wygląda bardzo przyjemnie.
- Witam pana również – odpowiedziała z uśmiechem jak gdyby udowadniając jego stwierdzenie. Reporter od razu poczuł się pewniej.
- Nazywam się Robert Dobrzyński, jestem dziennikarzem gazety Wileńskiej i przyszedłem…
- A wiem kim pan jesteś. Wiem również po coś pan przyszedł. Wiem nawet coś jeszcze, hehe.
Robert poczuł się trochę nieswojo. Nie wiedział przecież czego oczekiwać od takiej osoby, ale tego na pewno się nie spodziewał
- Tak? – łyknął kawy skrywając swoje zakłopotanie – przyznam, że lubię gdy się ludzie rozumieją bez słów.
- Hehe – zaśmiała się szczerym śmiechem – czuję, że to porozumienie jest raczej jednostronne.
- Skłamałbym nie przyznając racji.
- Lubię szczerych mężczyzn – pokiwała z nadal nie znikającym uśmiechem – widzisz pan, sama nie miałam mężczyzny w swoim długim życiu. I nie wiem jakie ono by było jakbym takiego posiadła, ale jestem pewna, że nie miałabym tyle pieniędzy ile mam obecnie, hehe. Chcesz pan, panie Robert usłyszeć całą prawdę? Chcesz pan ujawnić całemu światu tajemnicę mojego szczęścia? Tajemnicę dziecka jakie się narodziło bez pomocy żadnego mężczyzny? Tajemnicę odmieniającą życie? Masz pan teraz okazję. Ponieważ czuję, że czas mój się zbliża i ciąży we mnie ten obowiązek. Od czego więc zaczniemy?
Dziennikarz założył nogę na nogę, upił łyk kawy i podrapał się po głowie.
- Może zacznijmy od początku? Czyli od momentu kiedy wygrała pani pierwszy swój milion? Bo przecież wszyscy teraz wiedzą, że to nie było zwykłe szczęście… Szczęście to bywa raz lub dwa z kolei, ale nie sześćdziesiąt sześć.
- Oj ta wygrana to drobnostka, hehe – Barbara sprawiała wrażenie jakby wielkie pieniądze nie były dla niej niczym nieosiągalnym – a jeśli już chodzi o początek, to leży on daleko w innym kierunku. Nawet pan nie wyobrażasz gdzie jest ten początek.
Robert łyknął z kubka i odstawił go na stole.
- Zatem jestem gotów na niedużą podróż, w ślad za pani słowami.
- Nie tak szybko – pomachała ostrzegawczo palcem – najpierw muszę pana uprzedzić, że jeżeli już usłyszysz pan wszystko do końca, to odwrotu nie będzie…
- Odwrotu? – zmarszczył się Robert jak gdyby przeżuwając soczystą cytrynę – o jakim odwrocie mowa?
- Widzisz pan – kontynuowała już bardziej poważnie – historia, którą pan usłyszysz, jest rzeczą święta i taką powinna też zostać. Kategorycznie zabraniam ją upiększać lub w jakikolwiek sposób zmieniać. Uważam, że świat ma prawo znać jak było w rzeczywistości. Jeżeli dotrzymasz pan słowa – zostaniesz odpowiednio wynagrodzony.
- Chce pani powiedzieć, że będę bogaty?
- Faktycznie, ale ma to też ciemne strony. Dlatego miej pan na uwadze, że spotkasz pan, też wiele nieznanych mi doznań… Nie jestem pewna jakich, ale zgadywać nie będę. Mogę tylko zapewnić, że spędzisz pan ostatki swojego życia w dobrobycie, jakiego bez Boskiej pomocy nie osiągniesz.
Kobieta poprawiła się w fotelu i jakby z bólu zacisnęła rękę na sercu.
- Wierzysz pan w Boga?
Robert zmarszczył się zaskoczony nieoczekiwanym pytaniem.
- Wie pani – łyknął kawy i zakaszlał sucho – że ostatnio się nad tym sporo zastanawiam.
- I doszedłeś pan do jakiegoś wniosku?
- Tak. Uważam, że Bóg istnieje wyłącznie dla potrzebujących wiary.
Barbara uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona z odpowiedzi.
- A czy zastanawiał się pan nad tym, że w niebie też zachodzą zmiany? Ze Bóg patrząc z góry na nasze poczynania zdecyduje się w końcu wnieść jakieś poprawki do pisma świętego?
- Hmm, nawet jakby. To w jaki sposób mógłby to zrobić?
- A czemu by nie w identyczny sposób jak to zrobił za pierwszym razem? Przecież to nie kościół ma prawo ustalać zasady dla katolików… Takie zasady są zbyt ważne by zostały powierzone dla zwykłego człowieka. I czy nie uważasz pan, że po dwóch tysiącleciach nastał już czas na takie zmiany? Właśnie to, co chcę opowiedzieć powinno odpowiedzieć na te pytania. Więc jak? Jesteś pan gotów?
Robert siedział z otwartą gębą i błyszczącymi na przemian chciwością i ciekawością oczami.
- A jak pani sądzi?

* * *

Jola była zwyczajnym dzieckiem. Przynajmniej do pięciu lat zachowywała się właśnie jak powinno się zachowywać normalne maleństwo. Waliła w pieluszki, płakała gdy jej się coś nie podobało, śmiała się nie wiadomo dlaczego i wrzeszczała gdy miała na to ochotę. W zasadzie była bardzo wesoła i potrafiła tym skupiać na sobie uwagę.
Trwało to przez jakiś czas. Trudno wtedy było zauważyć jakieś niezwykłości i odchylenia od normy. Nawet wtedy, gdy odkręcała główki lub odrywała rączki dla swoich lalek. Uważałam to za dziwne, ale raczej normalne. Jednak dziwne zachowanie z czasem tylko się wzmagało. Po krótkim czasie zauważyłam, że lalki nie są dla niej tym, czym powinny być dla sześcioletniej dziewczynki. Nie potrafiła je ubierać, czesać i poić sztucznym mlekiem. Potrafiła natomiast jak najlepiej obcinać im włosy, odrywać nóżki i rączki, a także wbijać igiełki w gałki oczne.

Wciąż starałam się sobie wmówić, że to brak ojca jest przyczyną nieprawidłowego rozwoju dziecka. W końcu nawet udało mi się siebie przekonać i pogodzić z tą myślą. Czy to jakoś poskutkowało? Możliwie tak. Ale przecież nikt nie wiedział, że jej ojciec wcale nie istnieje. Przynajmniej tego byłam pewna nie pamiętając jak i kiedy zaszłam w ciążę.
Uważałam, że obecna sytuacja była najlepsza dla wszystkich. Nie mogłam dopuścić, aby ktoś się dowiedział jak wygląda rzeczywistość z mojej strony. Zamknięto by mnie w wariatkowie, a Jola ukazałaby się w sierocińcu. A na to nie mogłam po prostu pozwolić. Wolałam już zostawić całą tę zagadkę dla sobie i razem z nią udać się na wieczny spoczynek. Wolałam, aż do momentu gdy zapytałam Jolę dlaczego tak robi, a ona odpowiedziała mi, że tego nauczył ją tatuś.

* * *

Dużego wyboru nie miałam. Mogłam czekać cudów, w które nie wierzyłam, albo skorzystać z pomocy specjalisty. Nie trudno chyba zgadnąć co wybrałam.
Nie ważąc na swoją własną zagadkę i co więcej jej powiązanie ze swoim dzieckiem – zdecydowałam się odwiedzić specjalistę. Lekarzem okazała się kobieta w średnim wieku. Jej doświadczenie w tej dziedzinie prawie malowało się na pomarszczonej twarzy.
- Dzień dobry – z trudem wstała zza stołu, żeby się przywitać. – Proszę siadać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się bardzo sztucznie – Ja właściwie to nawet nie jestem pewna czy dobrze postąpiłam tu przychodząc, ale uważam, że nie zaszkodzi.
- Oj wręcz przeciwnie! Rozmowa i wypowiedzenie się, często potrafi leczyć lepiej niż jakiekolwiek środki chemiczne. Nie mniej, zawsze mogę pomóc wyleczyć duszę, a to pomaga nawet gdy większej pomocy potrzebuje same ciało. Jak rozumiem pani problem polega właśnie na tym pierwszym?
- Tak – potwierdziłam szukając wzrokiem Joli, która przyglądała się wiszącym na ścianie plakatom – Problem chyba tkwi w jej wychowaniu gdzie można winić tylko mnie. Ponieważ pani Jadwigo – odczytałam tabliczkę na stole – ona od urodzenia nie znała ojca. Przyznam z zakłopotaniem, że ja również. I mam nadzieję, że przyjmie to pani do świadomości i nie będzie wgłębiała się w szczegóły mojego zajścia w ciążę.
- Jak pani woli, pani…
- Barbara.
- Pani Barbaro, jakie zauważyła pani nieprawidłowości w rozwoju córki?
Zastanowiłam się przez chwilę jakby tu poprawniej odpowiedzieć.
- Jakieś dziwne zachowania albo wspominania o ojcu? – wyprzedziła mnie.
- Właściwie to tak… i nie.
- Co pani chce przez to powiedzieć?
- Ona od dzieciństwa przejawiała niewyjaśnione objawy brutalności. Znęcała się nad zwierzętami, niszczyła zabawki, a swojej niani nagadała takich rzeczy, że ta wyszła nawet bez słowa.
- Bo ona nie chciała bawić się w Halloween. – mruknęła odwrócona do ściany dziewczynka.
Psychiatra spojrzała dokładnie na dziewczynkę.
- A co to za zabawa?
Jola milczała.
- A co niania musiała zrobić? Czemu jej zabawa się nie spodobała?
Dziewczyna w milczeniu usiadła na kanapie przy oknie. Odchyliła główkę i z otwartą buzią zaczęła przyglądać się niebu.
- Odpowiedz gdy pani doktor pyta – spróbowałam wyciągnąć z dziewczynki jeszcze kilka słow.
- Czy niania cię jakoś skrzywdziła? – Jadwiga odwróciła się w stronę okna i spojrzała na niebo.
- Tam nic nie ma – Jola wyciągnęła rękę w stronę nieba – a mogło przecież być…
- Czego tam nie ma?
- Aniołków, dusz ludzkich, nadziei. Tam nic niema. Jest tylko piekło. Piekło jest na ziemi, a nieba nie ma nigdzie.
- Jak to nie ma? – spojrzałam na dziewczynkę i poczułam jak drży mi głos – czemu tak myślisz?
- On mi powiedział. On wie wszystko. On mnie wszystko pokazał.
Zagryzłam wargi. Zagryzłam z całych sił. Tak, żeby tylko ból zapanował nad moim ciałem. Żebym nie czuła przerażenia. Jadwiga spoglądała na spokojną i przekonaną, w tym co twierdzi, dziewczynkę. Jola była poważna. Jej zawsze roześmiana twarzyczka zamieniła się teraz w pozbawioną jakichkolwiek emocji rzeźbę.
Jadwiga uśmiechnęła się próbując tym przykryć napiętą atmosferę.
- Widziałaś to w filmie? W telewizji, tak? – powiedziała do dziewczynki rzucając we mnie wymownym spojrzeniem. – Widzisz, to tylko filmy. Mimo, że niosą rozrywkę to również przekazują dużo niebywałych informacji. Takich fałszywych, wiesz?
- Wiem – powiedziała to w taki sposób jakby rzeczywiście wiedziała – Te wszystkie niedzielne modlitwy, odmawianie paciorka, żegnania się to wszystko cyrk. Ludzie, którzy tym się zajmują tylko tracą czas i nic nie zmieniają.
- Dziecko… - Jadwiga usiadła przy dziewczynce – kto ci takich rzeczy naopowiadał?
- Mój tata.
- Znasz swojego tatę?
- Aha – Jola odwróciła głowę - siedzi tu przy mnie. Siedzi tak sobie, patrzy na mamę, i mówi, żeby już nie płakała.

* * *

- I co pani o tym wszystkim myśli? – zapytałam niepewnie ocierając łzy – Co się z nią dzieje?
Jadwiga zamyśliła się spoglądając na stos dokumentów.
- Wygląda na to, że brak ojca zmusił ją do stworzenia alternatywy w swojej wyobraźni. Jednak to jak się zachowuje i co mówi nie wskazuje tylko na to. Jestem prawie pewna, że dziewczynka rzeczywiście z kimś obcuję. I ten ktoś ma na nią bardzo znaczące wpływy.
- Ależ nie, to niemożliwe – byłam pewna tego co mówię – gdy jestem na pracy ona nie może wyjść z domu. A tym bardziej nikogo do niego wpuścić.
- Jakby tam nie było – Jadwiga w lekarskim stylu zaczęło coś pisać – wypiszę recept na środek uspakajający. Po tygodniu spodziewam się kolejnej wizyty i mam nadzieję, że wszystko się polepszy.

* * *

W aptece nabyłam wskazane lekarstwa. Nie byłam pewna czy jest to słuszne, ale polegać mogłam tylko na przekonaniu specjalisty. W końcu to ich praca, pomyślałam, w końcu płacą im za to pieniądze, więc muszą się znać na tym co robią…
- Mama? – Jola pociągnęła moją rękę – co tam za lekarstwa kupiłaś?
- Uspakajające – wyjaśniłam – Pomogą ci lepiej spać.
- Tata mówi, że nic mi nie pomogą i tylko wątrobę mi zmarnują.
- A czemu tata myśli, że nic ci nie pomogą?
- Bo jestem zdrowa!
- No to będziesz jeszcze bardziej zdrowa – spróbowałam się nawet uśmiechnąć. Jej przekonanie zaczynało działać nawet na mnie. W dziwny sposób oddalało mnie od rzeczywistości i dawało do zrozumienia, że możliwie to nie Jola potrzebuje pomocy. Możliwie ratunku potrzebowałam ja?

* * *

Minął tydzień i do gabinetu Jadwigi wpadła przerażona pani Barbara. Ciężko dysząc osunęła się na kanapie i zemdlała. Po niecałej godzinie jej stan się poprawił. Leżała w sali i gapiła się na krzyż wiszący nad drzwiami wejściowymi. Gapiła się do momentu, aż weszła pani Jadwiga.
- Dzień dobry.
- Ja pogłupiałam – powiedziała wibrującym głosem – to co się działo przez cały ten tydzień jest niemożliwe. To co zobaczyłam jest całkowicie niemożebne. Pani rozumie? Pani właśnie ogląda wariatkę. Taką całkowicie ogłupiałą wariatkę. Jak wyglądam?
- Niech pani się nie martwi i opowie co się wydarzyło. Jak się czuje Jola? Lepiej?
- Niech pani nie żartuje. Po powrocie do domu takie rzeczy się wydarzyły… Ona… ona takie niestworzone prawdy mówiła…
- Prawdy? – Jadwiga usiadła na krześle przy niej.
- Oj żebyś pani tylko widziała i słyszała to co ja… Ona mówiła o Bogu, o Jezusie, o zmianach w niebie. O pokoju zawartym pomiędzy Bogiem, a szatanem. O zakończonej walce zła i dobra. O tym, że nie ma już nieba, a jest tylko piekło na ziemi. O takich przerażających rzeczach. A później gdy ją zaczęłam uspokajać to powiedziała, że jej nie wierze i że…
- Niech pani się uspokoi. Najlepiej jeżeli opowie pani wszystko po kolei i w szczegółach.
- I ona zaczęła udowadniać. – dokończyła Barbara – najpierw zapytała czy chcę zobaczyć ojca. Odpowiedziałam, że czemu by nie. I ona zaczęła mi objaśniać, że widzieć potrafią nie tylko oczy. Że widzieć można też sercem, wyobraźnią i czymś jeszcze. Nie pamiętam już nawet… I wtedy go zobaczyłam…
- Co pani zobaczyła? – Jadwiga nadal zachowywała spokój i opanowanie – Co to było?
- Wyobraź pani, że na fotelu. Na naszym fotelu w pokoju gościnnym, jak gdyby z nikąd zaczęły się rysować kontury postaci. Najpierw głowa, tułów, ręce, nogi, ogon… Później pani wyobrazić sobie cała ta kreatura pokryła się białym garniturem. A na samym końcu nad głową, która posiadła dwa bycze rogi, namalowała się aureola…
- Pani jest pewna, że to widziała? – nadal opanowana Jadwiga spojrzała na drżące dłonie Barbary.
- Mówię, że ogłupiałam! Aureola taka złocista, świecąca się bladym światłem. Taka jak na portretach osób świętych. A tu siedział czart w białym garniturze i z takową że aureolą na głowie. Siedział tak przez moment i gapił się na mnie. Wyglądał, że się uśmiecha. Ja nawet poruszać się nie zmogłam. Siedziałam oniemiała cała i wpatrywałam się w jego czerwone oczy. Siedziałam tak, aż Jola nie podbiegła do niego i usiadła mu na kolanach obejmując za szuję.
- I co było dalej?
- Dalej obudziłam się w łóżku…
- Znaczy to był sen? – Jadwiga zaciągnęła porządny łyk powietrza.
- Też tak pomyślałam. Byłam szczęśliwa gdy tak sobie o tym myślałam i spoglądałam na uśmiechniętą twarzyczkę mojej Jolinki. Ale całe szczęście wyparowało w momencie gdy ona powiedziała, że tatuś nie chciał mnie wcale przestraszyć.

* * *


Czy człowiek może być pewny tego co widzi? Czy może być pewny, że widziane przez niego rzeczywiście istnieje? A czy potrafi określić co z tego jest dobre, a co złe? Jeżeli tak, to na podstawie czego dokonuje takiego wyboru? Własnego widzimisię, zdania osoby, której ufa lub może biblii?
A czy możemy sobie całkowicie zaufać? Czy może jesteśmy pewni, że zaufana osoba nie popełnia błędu i wybierze właściwie? Albo wierzymy, że pismo święte jest całkowicie nieomylne? Że za dwa tysiąclecia przez które świat odmienił się nie do poznania, tam na górze nic się nie zmieniło? Czy rzeczywiście uważamy, że raz ustawione zasady będą aktualnie nie ważąc na to co się dzieje tu na ziemi?
Ja właśnie w to wierzyłam. Ślepo byłam przekonana, że to kościół ma całkowitą rację i on ustala zasady i wnosi odpowiednie modyfikacje do prawa najwyższego. Jednakże przez te szesnaście lat, które minęły od narodzin mojego dziecka – zrozumiałam, że modyfikacje w piśmie świętym ma prawo nanosić jedynie władca najwyższy.
Samolubność, zazdrość, nienawiść wszystko to, co kiedyś uważałam za zło – teraz zaczęłam spostrzegać jako dobro. Według nowych zasad – każdy robił to co mu się podobało. Każdy myślał tylko o sobie nie zwracając uwagi na innych.
Przez te dziesięć lat żyłam szczęśliwie i miałem wszystkiego w dostatku. Nie brakowało nam niczego. Jednakże teraz nie mogłam się tym cieszyć. Leżałam w szpitalu z chorym sercem i czekałam przeszczepu albo śmierci. Niestety żadne z serc mi nie pasowało i nadzieja ugasała z dniem każdym. Pewnego takiego dnia mój stan bardzo się pogorszył. Lekarze nie skrywali prawdy. Nie skrywali żadnej. Czasu zostawało mi coraz mniej. Jednak pewnego dnia zostałam zawiadomiona, że znalazła się osoba, która jest gotowa oddać mi swoje serce.

Trudno wyobrażałam sobie człowieka, który odważyłby się na taką decyzję. Pragnęłam spojrzeć mu w oczy i powiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna. Właściwie to nawet nie wyobrażałam jak można dziękować takiej osobie. Niestety mój zbawiciel chciał pozostać anonimowym.

* * *

Operacja minęła pomyślnie. Już po niedługim czasie poczułam się znacznie lepiej. Lekarze pozwolili mi siedzieć i oglądać telewizję. Pozwolono mi też odżywiać się nie tylko poprzez kroplówkę. Stopniowo wracałam do zdrowia coraz to bardziej tęskniąc za Jolą. Mimo, że listy otrzymywałam od niej regularnie, to jednak bardzo mi jej brakowało. Najbardziej brakowało tej wesołej twarzyczki i promiennego spojrzenia. Tylko ona potrafiła mnie uspakajać i leczyć swoją obecnością. Wiedziałam jednak, że działalność, jeszcze nielegalnej, sekty jest teraz najważniejsza. Że Jola ma swoje przeznaczenie na tej ziemi i nikt nie może temu przeszkodzić.

Dzisiaj też otrzymałam list. Trzymając go w ręku poczułam, że coś jest nie tak. Spojrzałam na już nieaktualny znak krzyża wiszącego nad drzwiami i zabrałam się do czytania.

Kochana Mamo,

Wszystko co robimy w naszym życiu ma bardzo szerokie skutki dla całego świata. Jednakże wszystkie nasze czyny możemy podzielić na trzy grupy. W pierwszej znajdą się takie, które coś polepszają. W drugiej, znajdą się takie, które coś pogarszają. A odpowiednio w trzeciej – które polepszają i pogarszają coś nawzajem. I całkowicie nie jest ważne nasze przekonanie lub poglądy. Nie ważne jest również co myślimy, co mamy zamiar uczynić, a czego nie. Ważne jest tylko to co zrobimy za życia. Tylko to wykreuje naszą osobowość i pozwoli ludziom wspominać nas jako bohatera, kłamcę, zabójcę albo dobroczyńcę.
Dobrze wiesz jaki teraz jest świat. Oczami można zauważyć w nim wiele zła i również wiele dobra. Ja miałam możliwość spojrzeć na świat nie tylko oczami. Potrafiłam spoglądać również sercem. To co zobaczyłam i starałam się przekazać było niestety dane tylko dla mnie. Wybacz, że pozbawiłam cię możliwości patrzenia na mnie, ale mam nadzieję, że z moim sercem potrafisz zobaczyć o wiele więcej…


Niestety padające z moich oczu łzy, rozmyły atrament i nie pozwoliły odczytać całej treści. Jednakże więcej nie potrzebowałam, żeby zrozumieć czym powinnam teraz patrzeć.


Ostatnio zmieniony 17.01.2005 @ 2:47:58 przez wedd, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 15.01.2005 @ 11:03:29 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 22.05.2003 @ 18:43:57
Posty: 571
Zaczynam odnosić nieodparte wrażenie, że polski nie jest twoim ojczystym językiem. Pomijając jakże liczne błędy, opowiadanie zgrabne, tylko co z tego. Zakończenie przewidywalne, nie wnosi kompletnie nic nowego.
Jeśli jednak od urodzenia mieszkasz w Polsce, jedynym rozwiązaniem byłoby pisać w duecie z osobą pełniącą rolę korektora, ale nie wiem, czy to ma sens.

wedd pisze:
Jednak pewnego dnia zostałam zawiadomiona, że znalazła się osoba, która jest gotowa oddać mi swoje serce. Byłam strasznie zdziwiona jak to teraz, kiedy każdy myśli tylko o sobie i robi co mu się podoba jeszcze zostało takich ludzi.


Pomijając błędy, zakoczyło Barbarę i to pozytywnie to, że ktoś chce popełnić samobójstwo, bo przeciez serce to nie nerka, występuje z reguły solo. Jakoś nie jest to dla mnie dowód na istnienie "lepszych" ludzi, coś co by miało podtrzymać na duchu.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 15.01.2005 @ 11:20:04 
Offline
Bloede Blath aen Laeke Dhromchla

Rejestracja: 17.10.2002 @ 11:59:59
Posty: 13943
Lokalizacja: ze stajenki
Keithe-re pisze:
Zaczynam odnosić nieodparte wrażenie, że polski nie jest twoim ojczystym językiem.

Bo nie do konca jest. Kolega wedd pochodzi z Wilna.

_________________
ggadem lub emalią


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.01.2005 @ 12:32:26 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
Dzieki za komentarze. Faktycznie mieszkam w Wilnie i jakbym nie próbował tego ukrywać i tak wyplynie to jak oliwa. Zreszta wcale tego ukrywac nie zamierzam, a co wiecej nawet czesto wykorzystuje to w opowiadankach. Jak np ten domek na przedmiesciu Wilna i styl mowienia pani Barbary, ktorą rzeczywiscie chcialem pokazac jako rodowa Wilnianke.
Jednakze w koncu zrezygnowalem z brutalnych Wilenskich przekretów np. My poszli do lekarza. My byli nieszczęśliwe itp. Nie lubia, a raczej nie mają w zwyczaju, niestety u nas używania końcówek -śmy.

Pozdrawiam

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.01.2005 @ 12:41:00 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 22.05.2003 @ 18:43:57
Posty: 571
A to przepraszam. Za moją niewiedzę.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.01.2005 @ 13:25:45 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
Keithe-re pisze:
A to przepraszam. Za moją niewiedzę.


A nie ma za co :)

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 21:01:39 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29.12.2004 @ 17:36:18
Posty: 3143
Lokalizacja: Khatovar
Twoją inspiracją było "Dziecko Rosemary"? Napisane sprawnie, nie powiem. Ale co z tym dziennikarzem?
Cytuj:
Przez te dziesięć lat żyłam szczęśliwie i miałem wszystkiego w dostatku. Nie brakowało nam niczego. Jednakże teraz nie mogłam się tym cieszyć. Leżałam w szpitalu z chorym sercem i czekałam przeszczepu albo śmierci

Jak rozumiem, Barbara zawarła jakiś układ z szatanem? Ale co było, gdy Jola odeszła? Bo chyba później wygrała ten milion, zamieszkała w willi. A może cos źle rozumiem?

_________________
- What do you do for fun, Esther?
- I run naked through the pages of the United States Criminal Code. [Boardwalk Empire]
Estheriada
Bierki


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 21:55:32 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
moniqa pisze:
Twoją inspiracją było "Dziecko Rosemary"? Napisane sprawnie, nie powiem. Ale co z tym dziennikarzem?
Cytuj:
Przez te dziesięć lat żyłam szczęśliwie i miałem wszystkiego w dostatku. Nie brakowało nam niczego. Jednakże teraz nie mogłam się tym cieszyć. Leżałam w szpitalu z chorym sercem i czekałam przeszczepu albo śmierci

Jak rozumiem, Barbara zawarła jakiś układ z szatanem? Ale co było, gdy Jola odeszła? Bo chyba później wygrała ten milion, zamieszkała w willi. A może cos źle rozumiem?



Dziekuje za komentarz i spiesze z wyjasnienie.

Jak zauwazylen niestety chyba nikt nie trafil na podstawowa mysl tego opowiadanka. A wiec:

Jola jest nastepca Jezusa, a jej matka niby Maryja gdyz urodzila corke z pomoca wyzsza. Jola ma prawie taka sama misje co i Jezus 2005 lat temu. Powinna nauczyc praw Boskich. Jednakze, jak sama mowi, za dwa tysiaclecia najwyzszy wladca podpisuje pakt o nieagresji z szatanem. Tymze, zmieniaja sie rowniez podstawowe zasady zamieszczone obecnie w biblii. Nie ma takze nieba. (mozliwie z przeludnienia)
Jola rowniez zaklada nielegalna jeszcze sekte (o ktorej zdecydowalem sie duzo nie pisac) ktora naucza ludzi temu co jest aktualne. Gdyz katolicyzm szerzony przez kosciol jest juz przestarzaly i wlasnie doczekal sie odrodzenia.

Co do wygranych pieniedzy to stalo sie to za wola Joli gdyz miala ona jak najbardziej takie mozliwosci.

ps. Opowiadanie nie ma na celu obrazac zadne poglady religijne. Jest to wylacznie fantastyka i za taka powinna byc traktowana.

ps2. wszystkie niejasnosci prosze smialo kierowac do mnie. Z mila checia odpowiem.

ps3. nie kojarze Dziecka Rosemary :)

pozdrufka

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 21:59:42 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
Aha, co sie tyczy dziennikarza to zostal on wezwany w celu opisania calej tej historii i mozliwie w taki sposob przedstawienia obecnej sytuacji religijnej. Po smierci Joli (gdy zdecydowala sie oddac swoje serce dla matki) Barbara postanowila, ze to bedzie najlepszym sposobem by pokazac swiatu prawde.

posdrufka

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 22:10:15 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Bardzo fajnie posługujesz się językiem polskim, bardzo mi sięto podoba, tak miękko, inaczej niż ja słysze i pisługuję się nim na codzień. Bardzo przyjemna odmiana jak dla mnie :) Poza tym dobra narracja, lekka i nienachalna.
Natomiast jeśli chodzi o fabułę to zaczyna się obiecująco, a potem - równia pochyła, niestety :( A szkoda bo w pewnym momencie miałam nawet nadzieję na coś z kręgu "Mistrza i Małgorzaty". Myślę, że gdyby było trochę więcej humoru, to może, może...
Niestety zakończenie już totalnie skopane :( I tak jakby w pośpiechu pisane, żeby jak najszybciej skończyć. Szkoda, bo zapowiadało się doskonale.

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 22:16:02 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
Nocta pisze:
Bardzo fajnie posługujesz się językiem polskim, bardzo mi sięto podoba, tak miękko, inaczej niż ja słysze i pisługuję się nim na codzień. Bardzo przyjemna odmiana jak dla mnie :) Poza tym dobra narracja, lekka i nienachalna.
Natomiast jeśli chodzi o fabułę to zaczyna się obiecująco, a potem - równia pochyła, niestety :( A szkoda bo w pewnym momencie miałam nawet nadzieję na coś z kręgu "Mistrza i Małgorzaty". Myślę, że gdyby było trochę więcej humoru, to może, może...
Niestety zakończenie już totalnie skopane :( I tak jakby w pośpiechu pisane, żeby jak najszybciej skończyć. Szkoda, bo zapowiadało się doskonale.


Dziekuje za komentarz, pochwaly i nie tylko :)
Opowiadanie miało byc poważne i staralem sie by takie zostało rowniez na koncu, dlatego humoru nie mogło tu byc za wiele. Celem nie bylo rozbawienie. Celem bylo przedstawienie Boga jako zmieniajaca sie wzgledem ziemi i ludnosci postac. Uwazam, ze trzeba to traktowac jak najbardziej powaznie...

pozdrawiam :)

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 22:44:14 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Wiem, wiem. Rozumiem, że taki klimat. Ale mnie się najlepiej czytało fragment relacji Barbary ze "spotkania" z ojcem Joli. To było całkiem komiczne i po tej próbce miałam nadzieję na więcej właśnie w ten deseń. Może następnym razem... ;)

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 16.01.2005 @ 22:49:31 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
Nocta pisze:
Wiem, wiem. Rozumiem, że taki klimat. Ale mnie się najlepiej czytało fragment relacji Barbary ze "spotkania" z ojcem Joli. To było całkiem komiczne i po tej próbce miałam nadzieję na więcej właśnie w ten deseń. Może następnym razem... ;)


Trudno napisac tak, by wszyscy sie cieszyli... Nawet Sapka nie wszyscy lubia :)

posdrufka

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 17.01.2005 @ 17:32:37 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29.12.2004 @ 17:36:18
Posty: 3143
Lokalizacja: Khatovar
Cytuj:
Jak zauwazylen niestety chyba nikt nie trafil na podstawowa mysl tego opowiadanka. A wiec:
Jola jest nastepca Jezusa, a jej matka niby Maryja gdyz urodzila corke z pomoca wyzsza. Jola ma prawie taka sama misje co i Jezus 2005 lat temu. Powinna nauczyc praw Boskich.


A wiesz, ze potraktowałam to jako wątek poboczny? Bo za dużo o tym nie napisałes. W sumie bardziej skupiłes się na Barbarze, operacji, bogactwie i dziennikarzu...Cały sens, twoje rozważania, gdzieś umyka

_________________
- What do you do for fun, Esther?
- I run naked through the pages of the United States Criminal Code. [Boardwalk Empire]
Estheriada
Bierki


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 17.01.2005 @ 18:00:16 
Offline
Próba Traw

Rejestracja: 13.07.2004 @ 14:49:56
Posty: 66
moniqa pisze:
Cytuj:
Jak zauwazylen niestety chyba nikt nie trafil na podstawowa mysl tego opowiadanka. A wiec:
Jola jest nastepca Jezusa, a jej matka niby Maryja gdyz urodzila corke z pomoca wyzsza. Jola ma prawie taka sama misje co i Jezus 2005 lat temu. Powinna nauczyc praw Boskich.


A wiesz, ze potraktowałam to jako wątek poboczny? Bo za dużo o tym nie napisałes. W sumie bardziej skupiłes się na Barbarze, operacji, bogactwie i dziennikarzu...Cały sens, twoje rozważania, gdzieś umyka



Widzisz, trudno przewidzieć jak kto odbierze końcową wersję. Dlatego teraz zdecydowałem się na tą aktualizację tekstu o momenty, które wczesniej wyciałem. Po prostu chcialem to zrobic takie tajemnicze, gdzie wszystko nie jest jasne na pierwszy rzut oka. Niestety większosc skupiła się na tym mniej ważnym...

posdrufka

ED


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group