Po jego chropowatej twarzy delikatnie spłynęła łza, przelewając się przez pobitewne blizny. Okrąg złożony z pięciu menhirów i ogromny dąb w środku. Wszystko się zgadza! Postać przejechała ręką po kruczoczarnych, zwichrowanych włosach kaszląc przy tym przez łzy. Sięgnął zabliźnioną ręką do skórzanego pasa i wyjął małą kryształową szybkę. Spojrzał na nią przez światło księżyca. Widoczny był na niej magicznie zapisany portret kobiety.
Pięknej kobiety.
Uśmiechała się do oglądającego, a uśmiech ten był anielsko cudowny. Jej kasztanowe włosy sięgały do ramion a niesforna grzywka opadała na zielone oczy.
- Cena którą zapłaciłem była zbyt wysoka - opuścił głowę i schował szybkę za pasek.
Chwycił żelazny klucz na łańcuchu zawieszonym na szyi. Milczał. Wiedział, czym to się skończy, ze po tym co zrobi już nic innego nigdy się nie skończy.
Ani nie zacznie.
Z oddali było słychać coraz głośniejszy tupot koni.
- Tak szybko mnie znaleźli? - Ścisnął klucz tak mocno, ze ręka mu zadrżała. Podjął decyzję.
Wyciągnął rękę z kluczem w kierunku dębu i przekręcił w powietrzu pełny obrót. Powietrze dookoła zawirowało a jego niebieska, postrzępiona szata tańczyła w rytm wiatru który po chwili umilkł. Na jego twarzy zawitało zdziwienie. Nagle z wnętrza dębu wystrzeliła purpurowa fala świetlna która po dojściu do menhirów znikła. Z drzewa odpadł mały kawałek kory a przez miejsce w którym odpadł biła błękitna poświata. Przysłaniając ręką oczy podszedł do drzewa. Dotknął kory przy świetle. Ta także odpadła, a po niej następne odsłaniając portal.
Przekroczył go.
Stał tam, naprawdę stał. Dokładnie tak jak w legendach, na środku Urborus zwinięty w ósemkę a po bokach sylwetki anioła i diabła. Wskazówki sięgały mu do pasa...
- Wszechzegar - Zaśmiał się pod nosem - czas całego świata odmierzany jest przez niego... i tylko dzięki niemu - Wyjął z wyświechtanej pochwy na plecach katanę, prezent od przyjaciela z innego kontynentu – ale już niedługo.
Z wyciągniętą kataną zaczął kroczyć w kierunku sekundowej wskazówki.
- Stój! - krzyknął jasnowłosy człowiek w skórzni wchodzący przez portal
Zaraz za nim weszło jeszcze pięciu mężczyzn i kobieta, wszyscy także byli w skórzniach.
- Garet, czy ty wiesz co chcesz zrobić?
Jasna cholera nie zamknąłem portalu! Garet przeklinał siebie w myślach. Odwrócił się w ich stronę i znowu wykonał obrót kluczem w powietrzu zamykając portal.
- Tak... wiem... - odpowiedział beznamiętnie
- Nie zmuszaj mnie do tego - jasnowłosy dotknął głowicy miecza przy pasie
Garet zaśmiał się.
- Wiem, że to będzie jałowa walka ale i tak będziemy próbować. Powiedź mi jeszcze tylko dlaczego?
- Naprawdę nie wiesz dlaczego?
- Garecie, wiele lat temu nasz kraj miał zostać zniszczony przez watahę goblinów górskich pod dowództwem ogra Ulryka. Powiedziałeś, ze zrobisz wszystko aby ratować ludzi, wszystko. Sam, bez niczyjej pomocy, dobrnąłeś na szczyt góry Sytam i otrzymałeś dar od bogów. Dzięki niemu powoli wypleniłeś zło z naszego kraju. Stałeś się bohaterem, dlaczego teraz chcesz zniszczyć to czego broniłeś stawiając wtedy na szale własne życie?
- Dar? – zaśmiał się obłąkańczo – Ty to nazywasz darem? - spojrzał mu prosto w oczy - To jest zwykłe przekleństwo.
W jego oczach dojrzał płomień nienawiści.
- Nie dajesz mi innego wyjścia - powiedział przez zęby jasnowłosy i wyciągnął ze świstem miecz.
- Nie, to ty sobie nie dajesz wyjścia. Możesz spokojnie patrzeć jak robię swoje bo i tak walka ze mną nie ma najmniejszego sensu.
- Kpisz sobie!
Cisza.
- Masz racje. Kpie, kpie z samego siebie, bo ja sam na twoim miejscu zrobiłbym to samo.
Garet chwycił oburącz katanę i skierował ostrze w jego kierunku.
- Choć więc - powiedział zawadiacko
Jasnowłosy ruszył w jego kierunku a za nim pozostali wojownicy. Jasnowłosy odwrócił głowę do tyłu
- Elein, ty nie.
Kobieta zdziwiła się. Ze zdziwioną twarzą wyglądała jeszcze ładniej niż normalnie chyba dzięki temu śmiesznemu grymasowi ust.
- Dlaczego?
- No bo ja cię... proszę. To zbyt niebezpieczne.
- Ale ja chcę walczyć...
- Elein!
- Dobrze już dobrze.
Elein schowała miecz.
Garetowi, jasnowłosy i Elein kogoś przypominali. Jego i...
Jasnowłosy dalej szedł w kierunku Gareta i zatrzymał się dopiero dwa metry przed nim, a pozostali spokojnymi krokami okrążyli go, tworząc wielokrotną flankę. Stali tak, a w tle poruszała się sekundowa wskazówka odmierzająca życie i istnienie. Wszyscy wiedzieli, że nagle wszystko się rozpęta, ale każdy czekał na ruch tego drugiego. Po chwili nie wiadomo było kto zaczął. Miecze zaczęły ze świstem ciąć powietrze. Pierwsze skrzyżowania mieczy, pierwsze iskry od uderzeń. Garet mimo osaczenia łatwo unikał ciosów, stawało się to dla nich irytujące. Oni próbowali przewidzieć każdy jego następny ruch, on natomiast myślał inaczej. Odtwarzał w głowie wszystkie przeprowadzone pojedynki i bitwy. Kierowało się nie przeczuciem a wyłącznie doświadczeniem. Postanowił teraz przejść do ofensywy. Wybrał na chybił trafił jednego z wojowników i ciął primą. Przeciwnik był na tyle dobry aby zrobić paradę i od razu zripostować. Ale i tak nie mógł równać się z Garetem który zaatakował potężną secundą. Przecięty na pół miecz upadł na tarczę zegara. Po chwili obok upadło bezwładnie ciało wojownika ze zmasakrowaną twarzą. Kolejny próbował zmylić Gareta fintą ale nawet nie zdążył przejść do ataku. Jego głowa przeturlała się kawałek po zegarowej tarczy i spadła w otchłań czasu. To jest to! Pomyślał jeden z nich i próbował zepchnąć Gareta w otchłań. On zaś jednak zatrzymał się na granicy tarczy zegara i otchłani jakby oparł się o mur.
- Zdziwieni? Nawet jakbym chciał, nie mogę spaść w otchłań i zginać.
Jasnowłosy w furii posłał do Gareta długą kombinację szybkich cięć. Prima, secunda, finta i znowu prima, i znowu secunda i jeszcze mocniej i jeszcze szybciej. Ale Garet tylko parował, parował i śmiał się. Jasnowłosy z coraz większą wściekłością zadawał ciosy.
Śmiech.
Dosyć tego!
Jasnowłosy zrobił potężne cięcie od prawej, Garet stracił równowagę, i poprawił błyskawicznie od lewej. Krew trysnęła mu na twarz. Garet padł na plecy. Rana na korpusie była rozległa, ale on ciągle się uśmiechał. Śmiał się plując krwią aż do momentu w którym przestał oddychać . Jasnowłosy sięgnął po klucz. Szarpnął kilka razy ale łańcuch nie chciał oderwać się od szyi. Widocznie był magicznie przymocowany. Garet błyskawicznie chwycił katanę i leżąc jeszcze zamachnął się na Jasnowłosego który odskoczył w ostatnim momencie. Powoli wstał. Jego śmiertelna rana zaczęła się zasklepiać pozostawiając po sobie jedynie bliznę:
- Mój dar... – powiedział powoli śmiejąc się – tak naprawdę jest gorszy od przekleństwa...
- Milcz! – krzyknął jasnowłosy – Jesteś bohaterem, od stuleci pieśni o twoich dokonania są na ustach milionów ludzi, a nawet elfów i krasnoludów. Każde dziecko chce być takie jak ty. Dzięki swojej nieśmiertelności na zawsze będziesz się pławił w swojej sławie. Ponawiam pytanie: Dlaczego?
- Ja uratowałem ten świat i to ja mogę go zniszczyć.
- Ty go uratowałeś ale go nie stworzyłeś. Nie masz prawa decydować o jego istnieniu! Jesteś okrutny i podły!!!
Cisza. Jasnowłosy przyjął postawę obronną, był pewien, że Garet teraz go zaatakuje.
Mylił się.
- Znowu masz rację, jestem okrutny i podły. Wtedy byłem gotów poświęcić swoje życie dla milionów istot, a teraz chce poświęcić te miliony tylko i wyłącznie dla siebie. Brzydzę się, brzydzę się własnym egoizmem.
- Teraz ty masz rację. Kiedyś byłeś naszym zbawcą, a teraz jesteś naszym katem i to dla zabawy, bo jaki może być inny powód? Nuda przysłania ci rozsądek. Nie masz czym już się cieszyć bo wszystko już masz. WSZYSTKO !!!
- Wszystko? – Garet zaczął powoli iść w jego kierunku
- Nie, nie mam wszystkiego. Z chęcią oddałbym to twoje „wszystko” żeby znowu mieć przy sobie tą osobę - z jego oczu pociekły łzy
- Ja chce tylko JĄ! – podniósł do góry katanę i zamachnął się na jasnowłosego który z łatwością uniknął ciosu.
- JĄ! - Garet robił cięcie za cięciem powtarzając tą bardzo krótką prośbę ale mającą dla niego niewyobrażalne znaczenie. Każdy cios był coraz bardziej chaotyczny i pozbawiony techniki.
To była czysta furia.
- Ale nie mogę jej mieć zpowrotem...
Po chwili trzej pozostali przy życiu ludzie w skórzniach byli już przy Garecie, a walka rozpoczęła się na nowo. Tym razem Garet nie kierował się doświadczeniem, czy choćby przeczuciem. Nie kierował się niczym. Znowu zabrzmiała muzyka walki, szczęknięcia mieczy i świsty ostrzy. Wskazówka sekundowa zaczęła się do nich zbliżać. Kiedy była już w miarę blisko Garet wskoczył na nią, rozległ się huk i zniknął. Wojownicy stali jak wryci. Wskazówka zrobiła dwa ruchy w ich stronę odmierzając kolejne dwie sekundy istnienia. Nagle jeden z wojowników się rozpadł! Po prostu rozpadł, poćwiartowany na setki kawałków. Po chwili dojrzeli Gareta stojącego na wskazówce. Dziwnie się zachowywał, mrugał oczami w oszałamiającym tępię, a jego ręka która była przy boku po chwili drapała kark z tyłu. Garet zeskoczył na tarczę.
- Już wiem! – krzyknął jeden z wojowników – kiedy się stoi na wskazówce twoje ruchy są przyspieszone! - spojrzał z wyższością na upadłego bohatera.
Pewnie myśli, ze jest geniuszem, o to chodzi, Garet chciał, żeby tak myślał. Wojownik skoczył w kierunku wskazówki.
O to chodzi.
Kiedy tylko jej dotknął na jego miejscu pojawił kupka kości. Trwało to niecałą sekundę. W niecałą sekundę jego ciało postarzało się o kilkadziesiąt lat, a może i więcej. To samo działo się z ciałem Gareta ale czy coś takiego robi różnicę nieśmiertelnym? Jasnowłosy zacisnął mocniej dłonie na mieczu, a jego mięśnie drgały ze złości. Ciął Gareta od prawej ale on gładko wykonał paradę i od razu zripostował. Po chwili była to już tylko chaotyczna wymiana ciosów: prima, parada, secunda, parada. W pewnym momencie skrzyżowali miecze i zaczęli się nimi siłować. Ich zalane potem twarze były od siebie w odległości zaledwie kilku centymetrów. Wodniste i zmęczone oczy weterana patrzyły na gładką twarz nowicjusza, a błękitne i pełne życia oczy nowicjusza spoglądały na pełną blizn twarz weterana.
- Ta walka nie ma sensu, nikt ani nic nie może mnie zabić, a już zwłaszcza ty – wysapała ciężko Garet
- Może nie będę musiał.
Jasnowłosy odepchnął Gareta nogą i od razu ciął poziomo od prawej. Krople krwi spływały leniwie po ostrzu. Głowa Gareta leżała obok korpusu z zastygniętym zdziwieniem na twarzy.
Jasnowłosy podniósł ją. Uciął głowę tak żeby łańcuch z kluczem był przy niej, a nie przy korpusie. Chwycił klucz i wykonał nim obrót otwierając portal.
- Marcus, weź jego korpus i przejdź przez portal.
- A ty?
- Ja będę musiał zamknąć portal od tej strony, to jedyne wyjście.
- Ale...
- Idź już, to rozkaz!
- Ja zamknę portal, ty idź
- Zlekceważysz rozkaz dowódcy?
- W takiej sytuacji: tak.
- A prośbę przyjaciela?
Marcus odwrócił wzrok... po chwili przeszedł przez portal ciągnąc bezgłowe ciało za ręce.
Jasnowłosy spojrzał na Elein wymownie podnosząc brwi.
- Nie idę, zostaję z tobą – powiedziała Elein krzyżując ręce na piersiach
- Co?
- Zostaję.
- Natychmiast przechodź przez portal!
- Podaj mi tylko powód.
- Proszę bardzo: Nie ma sensu żeby więcej ludzi ginęło.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Jasnowłosy otworzył usta i próbował coś powiedzieć ale słowa więzły mu w gardle. Elein podeszła do niego. Jej długie, czarne włosy zwisały przez prawe ramię, a mały zadarty nosek idealnie współgrał z drobną twarzą. W jej granatowych oczach z łatwością można by się zgubić i jasnowłosy właśnie to robił. Gubił się, nie mogąc powiedzieć tego czego oczekiwała.
Nagle odcięta głowa zamieniła się w popiół i rozleciała. Przez portal wskoczył Garet z odrośniętą głową. Wyciągnął rękę w kierunku jasnowłosego. Klucz wyleciał mu z dłoni i już po chwili znajdował się między palcami Gareta, który zrobił nim obrót w powietrzu i zamknął portal. Jasnowłosy zaklął pod nosem i podszedł do Gareta.
- Mam już na ciebie sposób - uśmiechnął się
Garet odwzajemnij uśmiech
- Nie boisz, ze znowu ci go odbiorę? - ciągnął dalej
Garet rzucił za siebie klucz, który odbił się od krawędzi tarczy zegara i spadł w otchłań czasu.
- Nie – odparł spokojnie Garet
Jasnowłosy zalał się zimnym potem.
Wszystko stracone...
Zamroczyło go przed oczami
Wszystko stracone!!!
- Kończmy już to – mówiąc to, Garet wyciągnął zza pasa na klatce piersiowej shirukena i rzucił nim w kierunku jasnowłosego.
Metalowa gwiazdka mknęła na wprost świszcząc przy tym. W końcu świst ustał. Jasnowłosy odbił mieczem shirukena, który wbił się w tarczę zegara.
- Będę walczył do końca, póki sił mi starczy i choćby nie było już żadnej nadziei.
- Pleciesz banały jak w pierwszej lepszej książeczce dla dzieci.
- Wiem, ale w prawdziwym życiu takie banały są potrzebne najbardziej.
- Znowu muszę przyznać ci rację.
Kolejny shiruken pomknął w kierunku jasnowłosego. Zderzenie z ostrzem, iskra. Tym razem gwiazdka poleciał gdzieś w górę. Trzeci shiruken krzywo odbił się od miecza i zboczył w bok. Usłyszeli przeciągliwy krzyk. Jasnowłosy cały pobladł i powoli odwrócił się. Elein leżała we krwi, gwiazdka raniła ją blisko szyi. Powoli ulatywało z niej życie. Szybko podbiegł do niej i padł na kolana. Co ja najlepszego zrobiłem! Pierwszy raz od tamtego dnia Garet czuł się tak niewyobrażalnie podle.
Od tamtego dnia w którym...
Jasnowłosy ciągle klęczał przed umierającą Elein z opuszczoną głową.
Milczał.
Tak jak Garet dnia w którym umierała kobieta z portretu.
Alderin.
- Powiedź jej to... – rzekł cicho Garet
Jasnowłosy odwrócił głowę w jego kierunku, a w jego oczach szalała wściekłość.
- Milcz... – wysapał przez zęby
- Nie popełniaj tego błędu co ja... – kontynuował Garet
Jasnowłosy ciągle patrzył na niego z płonącą nienawiścią ale powoli docierał do niego sens słów upadłego bohatera. Tak więc odwrócił się i powiedział Elein te dwa słowa. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i umarła.
Umarła szczęśliwa.
Jasnowłosy wstał i odwrócił się do Gareta unosząc ponownie miecz, lecz on tylko wykonał mały ruch ręką i sparaliżował nogi nowicjusza.
- Od początku mogłeś to zrobić?
Garet szedł w kierunku wskazówek.
- Więc od początku się nami bawiłeś! Ty... ty... brak mi słów żeby powiedzieć kim jesteś.
Garetowi także brakło słów żeby siebie opisać. Wiedział, że robi źle, nie podobało mu się to ale to robił. Ostatni raz uniósł swoją katanę która przez setki lat stała się już cała karmazynowa, od krwi milionów ludzi i nieludzi których zabił. Ale już za chwilę ta katana nigdy już nie poczuje smaku krwi.
Ani żaden inny miecz.
Nikt już nie umrze ani się nie narodzi.
Nikt już nigdy nie zrobi nic.
Skoczył w kierunku wskazówek które akurat ułożyły się jedna na drugiej.
Katana, która była magicznie przystosowana do upływu czasu, roztrzaskała sekundową wskazówkę
Sekundy w minuty.
Kolejną także.
Minuty w godziny.
I następną.
Godziny w wieczność.
Wszystko dookoła i w całym wszechświecie zastygło. Zamieniło się w kamień, a kamień jest zimny, szary i martwy. Chwile przed tym jak czas przestał istnieć sylwetka anioła powiedziała
- On był zły
a sylwetka diabła
- On był dobry.
|