Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 28.03.2024 @ 18:09:25

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 154 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
Post: 20.03.2006 @ 22:32:14 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29.01.2003 @ 16:25:54
Posty: 7116
Lokalizacja: Ankh-Morpork naszego świata/...
Dobre, dobre bo polityczne...

_________________
lɔlɔ̃... Mou lon, ogni agbe gne. Edji le djom!
Liga Niezwykłych Dżentelchamów + Brygada Malkawiańskich Cyklistów.

Gdy nastały jesienne dni
jeden drobny gest
zmienił widzenie świata


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.03.2006 @ 0:58:43 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 15.09.2004 @ 22:19:48
Posty: 583
A może jakaś podpowiedź co do zakończenia , choćby mała?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 26.03.2006 @ 2:12:33 
Offline
Kochanek Vesemira
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.10.2002 @ 16:09:47
Posty: 16427
Owszem. Będzie rozpierducha :)

_________________
Eckstein, Eckstein, alles muss versteckt sein.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2006 @ 0:12:03 
Offline
Myszowór
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05.06.2005 @ 20:36:06
Posty: 954
Lokalizacja: z Valnor
No dobrze. Ale kiedy będzie kolejna część? Hę? Kiedy??? :)

_________________
- Strzelajcie! Strzelajcie, ^cenzura^! – Giertych teatralnym gestem rozpiął koszulę – W gołą, ^cenzura^, pierś celujcie! Na stos, ^cenzura^, rzuciliśmy! Swój życia los, ^cenzura^! - Sexbeer :]


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.04.2006 @ 19:10:08 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Tu też zaorali kraj ;););)

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 25.05.2006 @ 21:58:32 
Offline
Rębacz z Crinfrid
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.10.2004 @ 14:37:29
Posty: 1340
Lokalizacja: Z kontowni albo z nienacka
Halo, Sex, nie chciałbym ponaglać, ale... ;-)


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 01.06.2006 @ 13:09:07 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 15.09.2004 @ 22:19:48
Posty: 583
...może by tak wątek watykański?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 01.06.2006 @ 13:33:16 
Offline
Leeeniwa Wiewiórka

Rejestracja: 22.05.2003 @ 17:02:23
Posty: 21351
Lokalizacja: Wonderland
Biedny Sexbeer, napastowany przez niecierpliwych fanów i w dodatku przez odświeżany co kilka dni post Radagajsa. Ja bym się zbuntowała:D

_________________
Przyszłam na świat po to
Aby spotkać ciebie
Ty jesteś moim słońcem
A ja twoim niebem
Po to jesteś na świecie
By mnie tulić w ramionach


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 01.06.2006 @ 15:11:54 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 15.09.2004 @ 22:19:48
Posty: 583
Ala pisze:
Ja bym się zbuntowała:D


A na czym miałby polegać jego bunt?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 01.06.2006 @ 15:43:44 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 15:03:20
Posty: 7148
Lokalizacja: Gdynia -> Warszawa
Na wirtualnym kopnięciu w rzyć ponaglających? :)

_________________
Ha! Węgle jak u taty!
Moje dziewczęta updated!
I jeszcze jedna
Ech, wakacje


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.06.2006 @ 11:18:13 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 15.09.2004 @ 22:19:48
Posty: 583
apaczyk pisze:
Na wirtualnym kopnięciu w rzyć ponaglających? :)


W kolejności , w jakiej ponaglali?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.06.2006 @ 11:36:10 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.09.2002 @ 18:24:13
Posty: 14122
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Nie no błagam, przejdźcie z tymi pierdołami do pogadanek, albo na PW.

_________________
Z poważaniem, Donna Ezena Capo di tutti capi Nazguli Ortografii
And when your heart begins to bleed, you're dead and dead, indeed.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.06.2006 @ 19:06:23 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 15.09.2004 @ 22:19:48
Posty: 583
W porządku , chociaż to pierwsze wydaje się być bardzo zajęte.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 22.06.2006 @ 12:58:55 
Offline
Feldmarszałek Duda
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.01.2005 @ 16:52:42
Posty: 4469
Lokalizacja: Lublin
wreszczie znalazłem czas, żeby przeczytać. Nie mam pytań, poza jednym: kiedy dalsze części??

_________________
"Max jest pijący, lubi rajdy samochodowe i ma polar z teleportem do browaru"
"A morał tej historii mógłby być taki: mimo że cukrowe to jednak buraki"
Nie jestem dobrym człowiekiem.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 31.07.2006 @ 2:53:12 
Offline
Kochanek Vesemira
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.10.2002 @ 16:09:47
Posty: 16427
No i są dalsze części :)

3.

-To się zaczęło… zaczęło się… – Giertych rozejrzał się niepewnie po skromnym audytorium – oracja to, ^cenzura^, nie będzie, ale to dla mnie trudne. Macie piwo?
Podali. Łyknął.
-Najchętniej to bym, wiecie, zachował wszystko w tajemnicy, ale skoro sytuacja zmusza… – kontynuował – Ale nie będziecie o tym rozpowiadać?
Zaprzeczyli.
-Dobrze, bo, wiecie, to jest dla mnie i żony trochę wstydliwe, no i jeszcze władza czuwa – łyknął jeszcze raz – Pamiętacie jeszcze jak nad Warszawą przeleciał bolid? Wtedy, co papież umarł?
Pamiętali. Smuga światła pojawiająca się znikąd na tle rozgwieżdżonego nieba została powszechnie przyjęta za zwiastun wiadomości, jakie następnego dnia napłynęły z Watykanu. Nawet Stefan, śpiewający kiedyś o nabijaniu księży na pal, uznał, że coś musiało być na rzeczy.
-Umówiłem się wtedy z kumplami na szrocie na piwko. No i sytuacja zaczęła się rozwijać w kierunku ^cenzura^…

***

Księżyc świecił krwawo, złowieszczo. Nawet koty czuły się nieswojo, widząc swojską, marcową noc poddaną nienaturalnej mocy karmazynowego blasku. Chłód ciągle unosił się w powietrzu. To nie był dobry czas na piwny wieczór w plenerze. Roman Giertych jednak na to nie zważał. Nie zważał też na fakt, że miejsce, w którym umówił się z kolegami z roboty, trudno było nawet jako „plener” określić.
Stare złomowisko samochodowe na Białołęce zaproponował magazynier, tłumacząc to prostym faktem posiadania kluczy do bramy. Kiedyś, wyjaśniał, prowadził tam interes jego wuj, realizując rządowe zlecenia i dorabiając sobie na boku handlem częściami zamiennymi. Teraz jednak wuj dawno leży pochowany, a reszta rodziny głowy do biznesu nie miała. Duża działka na obrzeżach miasta ciągle nie mogła doczekać się kupca, więc, jak to tłumaczył magazynier, grzechem by było nie korzystać z okazji. Oddalenie od ludzi, bliskość od fabryki, całkowity spokój – to były argumenty nie do podważenia. Dlatego po skończeniu zmiany, zamiast rozjechać się do domów, wpakowali się do autobusu, ostatnie pół kilometra przeszli pieszo, a teraz, z puszkami Mocnego Farmera w dłoniach, wpatrywali się w stosy przerdzewiałych wraków, ciągnące się przed nimi w jasnokrwistą noc.
Nie rozmawiali o polityce – to było zbyt niebezpieczne, a poza tym bezsensowne. Rozmawiali o rzeczach naprawdę ważnych. O pracy. O rodzinach. O tym, jak wszystko drożeje, a żyć trzeba. O tym, jak ostatnio trudno dostać talon na benzynę czy buty dla dzieci. Rozmawiali, a nad nimi piętrzyły się zakazane auta. Setki renaultów, hond i volkswagenów, które dekret sołtyssimusa o promocji krajowego przemysłu motoryzacyjnego wysłał na śmietnik historii – w przenośni i dosłownie. Wuj magazyniera miał za życia wiele roboty.
Rozmawiali więc, otuleni w kurtki i rozsadzeni wygodnie na dachu wielkiego jeepa, gdy niebo przemówiło głosem bogów. Uderzenie niebiańskiego młota o niebiańskie kowadło kazało im spojrzeć w gwiazdy. Wtedy poraziła ich supernowa, wybuchająca na nieboskłonie z siłą tysiąca słońc. Coś bardzo białego i bardzo hałasującego przeleciało im nad głowami, by zniknąć za odległą stertą starych karoserii. Potem był huk, wstrząs, grudki ziemi opadające na twarze i głucha, martwa, czerwona cisza.


***

W mieszkaniu należącym oficjalnie do wdowy po bogatym polskim biznesmenie (która od dłuższego czasu mieszkała w Ameryce) rozległ się dzwonek. Młody człowiek, ubrany w T-shirt i dżinsy, nawet nie wstał od komputera, choć wzdrygnął się z wyraźnym niepokojem. Kliknął parę razy myszką i na monitorze pojawił się ziarnisty obraz kobiety stojącej na klatce. Korytarz za nią był pusty. Kliknął raz jeszcze, by przekonać się o całkowitej pustce panującej w kabinie windy. Wejście na klatkę i ulica również wydawały się czyste. To go nieco uspokoiło. Jeszcze raz pogratulował sobie pomysłu zamontowania w strategicznych miejscach bezprzewodowych kamer japońskich, sprowadzonych oficjalnie jako części do ciągnika.
-Słucham? – rzucił przez zamknięte drzwi.
-Mam… mam ważną sprawę do nadania – dobiegł go jękliwy szept
-Nie rozumiem pani – rzucił zimno, bez zastanawiania się. Podstawowa reguła: nie wolno się zastanawiać. Każde zawahanie w głosie, każda nienormalna pauza mogłaby zostać wykryta i właściwie zinterpretowana przez kogoś do tego szkolonego. Co oznaczało tylko jedno – wpadkę.
-Mam wiadomość do przekazania. Komunikat. Nie mogę czekać. Proszę mnie wpuścić.
-Proszę odejść. Pani mnie nachodzi. Proszę odejść albo wezwę milicję.
Blefował. Liczył jednak, że ona tego nie zauważy. Zakładając nawet, że była czysta, zjawiła się tu niezapowiedziana, bez standardowego hasła i odzewu. Tabuny niespodziewanych gości nie mogły się dobrze przysłużyć Sprawie.
-Słuchaj no, redaktorku – głos zza drzwi niespodziewanie stwardniał – Szłam tu w pełnym skwarze, mam małe dziecko na ręku, bolą mnie nogi i mam migrenę. Nie mam zamiaru sterczeć pod drzwiami tylko dlatego, że tobie tak się podoba. Muszę się rozmówić z mężem, teraz i już!
-A któż to taki?! – odpowiedział drwiąco. Kobieta podała imię i nazwisko. To wystarczyło. Padł na kolana, przytłoczony siłą wspomnień, które zalały jego pamięć, i nie zważając na reguły bezpieczeństwa, natychmiast otworzył.

***

-Mówię wam, ^cenzura^, nie idźmy tam. To nie jest miejsce dla nas – wybełkotał pierwszy suwnicowy, nie mogąc oderwać wzroku od smugi dymu unoszącej się kilka stosów od nich.
^cenzura^ – odciął się kierownik zaopatrzenia – Tam może coś być. Może… - zadumał się, trąc ręką trzydniowy zarost – może będziemy, ^cenzura^, sławni?
-Niby jak? Co tam, ^cenzura^, może być? – odezwał się brygadzista, czochrając się odruchowo po berecie z antenką.
-Maliny! – księgowy wywinął Farmerem, pokrywając wszystkich dookoła cienką warstwą chmielu.
-Dajcie mu, ^cenzura^, jego pigułki – rozkazał kierownik znużonym tonem. Księgowy nie po raz pierwszy wykazywał oznaki rozbratu z rzeczywistością.
-Maliny! Porzeczki! Daktyle!
-Może to jest jakiś, ^cenzura^, ^cenzura^ rządowy eksperyment? Ja naprawdę nie chcę tam iść. – pierwszy suwnicowy zachowywał zdrową dozę sceptycyzmu.
-Mówię ci, ^cenzura^. W Ameryce od razu przyjeżdża telewizja. Ludzie są w gazetach, na ekranie, dostają flotę za wywiady. Sam, ^cenzura^, dyrektor będzie się nam kłaniał! Albo nawet te cwele z centrali!
-Cicho! – krzyknął magazynier – To jest, ^cenzura^, mój szrot! To ja decyduję.
-To idziemy czy nie?- spytał się brygadzista.
-Myślę…
-Czereśnie!
-Zamknij się. Myślę, że powinniśmy uwzględnić opinię wszystkich. Pirat, ch..., gdzie jesteś?! Musimy się ciebie spytać! Piraaaat!
Giertych był już na wąskiej ścieżce między wrakami. Dym wznosił się wysoko, nie można było zgubić drogi. Ostra igła w sercu popędzała go.. Wiedział, że nie może nie dotrzeć na miejsce katastrofy. Nie może nie dowiedzieć się, co to było. Ostatnim razem czuł się tak, gdy maglował przed komisją śledczą tych łajdaków, zdrajców, Żydów i masonów (nie udowodniono im tego, prawda, ale to wina tych skorumpowanych i antypolskich sądów), Kuny i Żagla. Nie czuł chłodu, pot spływał mu po twarzy. No i ten księżyc. Ten nierzeczywisty, czerwony księżyc.
Gdy dym był już bardzo blisko, zboczył ze ścieżki i zaczął wspinać się po samochodach, gumofilce same znajdowały podparcie. W połowie wysokości wcisnął się we wnękę między dwoma oplami i szedł dalej wąskim, trójkątnym korytarzem, uważając na ostre kawałki blachy. Nagle od uderzenia ostrego, gryzącego dymu zakręciło mu się w nosie. Wyszedł na sam brzeg wybitego w samochodowym płaskowyżu krateru. Stąpając po osmalonych, połamanych lub na pół stopionych fragmentach nadwozi, zbliżał się do leżącego na dnie obiektu. Jakby do kuli tkwiącej w środku krwawej, poszarpanej rany.
To coś było kiedyś zapewne białe. Miało kształt bardzo pogniecionego stożka, a zamocowane po bokach tuleje będące najprawdopodobniej silnikami świadczyły, że obiekt został stworzony do poruszania się na długie dystanse. W miejscu jednej ziała czarna dziura, z której wystawały poszarpane metalowe bebechy. Poszycie zostało na dużej powierzchni osmalone spalenizną, ale nie na tyle, by zakryć znak będący najdziwniejszym elementem całości. Herb Stolicy Apostolskiej.


***

Rozalia Giertych trzymała w jednej ręce nosidełko ze Scypionem, w drugiej kartkę z adresem wygrzebaną w szufladzie męża, dzięki której dotarła tam, gdzie chciała, i była wściekła. Na siebie, że tak późno o tym pomyślała. Na Scypiona za jego wyczyny. I na dupka za drzwiami, który robił wszystko, by była jeszcze bardziej wściekła.
Toteż, gdy drzwi się w końcu otworzyły, wparowała do mieszkania, zlustrowała krytycznie gospodarza i dała upust swojej furii.
-Co ksiądz sobie, do cholery, wyobraża?! – wrzeszczała, nie zważając na to, że Scypion się obudził i zaczął płakać – Matce z dzieckiem kazać czekać? Na klatce? Na skwarze?! Wiem, że dzieci to dla księdza temat zapewne obcy – dodała jadowicie – ale to nie zwalnia księdza z uprzejmości i szacunku!
-Skąd… skąd pani wie, że jestem księdzem? – młody człowiek w obliczu pełnej dekonspiracji nie dbał już o nic.
-A stąd – żona Giertycha podetknęła kartkę duchownemu przed oczy. Świstek, zeskrobany zapewne z jakiegoś warszawskiego muru, reklamował rodzinną firmę piorącą dywany. Tylko wtajemniczeni – a wtajemniczonym zostawało się po wysłuchaniu odpowiedniej ilości godzin audycji i odkryciu, że emitowane co jakiś czas reklamy owej firmy mają drugie dno – wiedzieli, że pod wskazanym adresem znajduje się coś innego. Roman Giertych w chwili większej trzeźwości umysłu tego dokonał i nie zapomniał podzielić się z żoną.
To właśnie mężczyzna, z którym Rozalia była związana, był powodem, dla którego młody człowiek płaszczył się na podłodze w ekstazie. Dobrze jeszcze pamiętał niekończące się lekcje w gimnazjum, podczas których, siedząc w tylnej ławce, roztrząsał z kolegami zło tego świata. Nieodmiennie dochodził do wniosku, że za wszystko odpowiedzialni są Żydzi i nieodmiennie podziwiał tych, którzy zdecydowali się wydać im długą, trudną walkę. Jego chłopięce serce biło mocniej, gdy widział w telewizji lub na ulicy dobrze zbudowanych, krótko ostrzyżonych młodych mężczyzn oczyszczających świat ze zgnilizny moralnej. Chodził na siłownię, by nabrać masy, a jego największym marzeniem było przystąpienie do falangi najlepszych obywateli jego ojczyzny. Do Młodzieży Wszechpolskiej. A może gdzieś, kiedyś, w odległej przyszłości słowa uznania z ust pierwszego patrioty Rzeczypospolitej, Romana Giertycha.
Potem, oczywiście, nadszedł Sołtyssimus i plany legły w gruzach. Młodzieńcza miłość, choć trochę zakurzona, nie wygasła jednak. I dlatego młody człowiek, któremu życie kazało wybrać celibat i służbę w Radiu Wolna Maryja, padł na kolana przed kobietą swojego mistrza. Przed matką bogów, cesarzową, dominą.
Rozalia Giertych tymczasem rozglądała się, nerwowo kołysząc Scypiona. Na szczęście spał, oszczędzając postronnym niespodzianek, których zdecydowanie nie powinni oglądać. Gdy tylko w trakcie zwyczajnej kąpieli jakimś sposobem wstał, podparł się o powierzchnię wody i zaczął człapać w tę i z powrotem po brodziku, śmiejąc się jak podczas dobrej zabawy, świat wokół niej się zmienił. Owszem, święcie wierzyła w wyjątkowość swojego dziecka, ale nie spodziewała się, że przejawi się ona tak szybko. Ani w taki sposób.
-Gdzie jest jakiś mikrofon? – spytała się duchownego, patrząc na z pozoru najnormalniejsze w świecie mieszkanie.
-Schowany. Konspiracja, rozumie pani – ksiądz starał się pozbierać, choć podniecenie dalej przelewało się przez jego duszę, serce i, co go najmocniej przeraziło, lędźwie. Idąc sztywno niczym automat i modląc się, by królowa wszechświata nie zwróciła uwagi na jego spodnie, podszedł do komputera.
-Wszystko jest tutaj – „o, pani”, dodał w myślach – Właśnie leci godzina z muzyką chrześcijańską, więc nie muszę się wtrącać. Mam tu dyżur do szóstej, potem na noc przychodzi brat Barnaba, a rano brat Eustachy. Minimum ludzi i sprzętu. Tylko niech pani poczeka, aż piosenka się skończy, nie chcę żadnego zamętu. Włączę głośniki, żeby pani się nie dłużyło.
Albo Rozalia miała pecha albo Radio Wolna Maryja nie dysponowało bogatym zasobem muzyki, w każdym razie przez następne parę minut w pokoju rozbrzmiewały dźwięki klasycznej Arki Noego, jeszcze zanim na emigracji w Ameryce przerzuciła się na gospel. Wreszcie ksiądz dyżurujący wziął wydobyty z gęstwiny kabli mikrofon do ręki i powiedział wyćwiczonym, radiowym głosem:
-Drodzy radiosłuchacze, Pan z wami. Przepraszam wszystkich miłośników dobrej muzyki za kilkuminutową przerwę, jednak zostałem poproszony o udostępnienie czasu antenowego przez rodzinę, którą wszyscy zapewne kochamy i pamiętamy. Proszę bardzo, pani… - zorientował się, że kobieta z najwspanialszym nazwiskiem w historii nie zdradziła mu swojego imienia.
-Daj mi to – Rozalia wyrwała mu mikrofon z ręki – Słuchaj no, jełopie – zaczęła – Nie myśl sobie, że możesz szlajać się z kumplami, ile chcesz. Nie myśl sobie, że możesz mi dowolnie ściemniać przez telefon! Jesteś moim mężem i ojcem mojego syna! Masz wobec nas obowiązki! Dlatego rozkazuję ci – nabrała powietrza – Romanie Giertychu, wróć do mnie. Wróć natychmiast i bez żadnych dyskusji. Czekam na ciebie drugi dzień i dłużej nie będę. A do wszystkich, którzy mnie słuchają, mam prośbę. Jeśli ktoś zobaczy mojego męża na ulicy, niech mu da zdrowo w mordę. Ode mnie. Żeby, ^cenzura^ pamiętał. Bo jest mężem i ojcem. I zawsze będzie choćby nie wiem, ile chlał. No to tyle.
Ksiądz był oczarowany siłą i prostotą przekazu. Radio Wolna Maryja kolejny raz uczyniło wielkie dzieło.

_________________
Eckstein, Eckstein, alles muss versteckt sein.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 154 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group