Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 27.04.2024 @ 16:46:08

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 154 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
Post: 02.03.2005 @ 20:20:16 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.06.2003 @ 19:39:10
Posty: 12936
Lokalizacja: Wrocław
A ja się wystraszyłam tego mniejszego zła i chyba jak dojdzie co do czego zagłosuję na Samoobronę. ;)))))))))

_________________
PCR, when you need to detect mutations
PCR, when you need to recombine
PCR, when you need to find out who the daddy is
PCR, when you need to solve a crime


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.03.2005 @ 20:24:29 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Bardzo fajnie, Sexbeer :) Jeszcze, jeszcze - skandował tłum ;)

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.03.2005 @ 22:51:28 
Offline
Evangelina Parr
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 19:20:38
Posty: 31741
Lokalizacja: z miejsca zwanego Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata
Sexberissimus uniósł prawicę a epicki wiatr zwichrzył nieco jego spiżowy wąs... ;))))

_________________
Czułe pozdrowienia! Co cię gniecie?
* * *
Pies, który szczeka, jest niedogotowany - przysłowie chińskie.


THIS IS NOT A LOVE SONG


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 03.03.2005 @ 19:57:57 
Offline
BiałyPłomień Tańczący Na Modemach Wrogów
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.09.2002 @ 18:06:43
Posty: 6856
Lokalizacja: Wzgórek św. Nowotki
Sexbeer, rewelacja. Dawaj dalszy ciąg :))

_________________
The infection has been removed
The soul of this machine has improved


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 04.03.2005 @ 11:30:12 
Offline
Próba Traw
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01.02.2005 @ 16:20:30
Posty: 84
Lokalizacja: gród koziołka-matołka Lublinem zwany
Szacuneczek!

_________________
I love smell of napalm in the morning...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 04.03.2005 @ 12:59:00 
Offline
Dijkstra
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21.09.2002 @ 12:19:06
Posty: 8591
Lokalizacja: Ultima Thule
Kiedy więcej?:)))))

_________________
Święte Gramatyko i Ortografio, módlcie się za nami.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 04.03.2005 @ 17:51:39 
Offline
Feldmarszałek Duda
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.01.2005 @ 16:52:42
Posty: 4469
Lokalizacja: Lublin
jestem strasznie zły bo nie mam czasu teraz przeczytać rrrrrr, ale w pierwszej wolnej chwili to uczynię pozdrawiam wszystkich.
Ha przeczytałem, dobre. nawet bardzo dobre. Sex czekam na więcej

_________________
"Max jest pijący, lubi rajdy samochodowe i ma polar z teleportem do browaru"
"A morał tej historii mógłby być taki: mimo że cukrowe to jednak buraki"
Nie jestem dobrym człowiekiem.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 15.03.2005 @ 14:05:23 
Offline
A teraz wymyśl sobie coś fajnego
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22.09.2002 @ 23:20:56
Posty: 13851
Lokalizacja: Jelenia Góra
http://www.esensja.pl/komiks/wiesci/tekst.html?id=2063

Skoajrzyło mi się :DDDD

_________________
O czarach co cierpliwe są i łaskawe, nie szukają poklasku
a nawet - w co uwierzyć trudno - nie unoszą się pychą
plugawe języki mówiły, że już ich nie ma.



Strona domowa Stelli i Kamila


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 23.03.2005 @ 19:20:06 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27.10.2004 @ 16:43:01
Posty: 289
Lokalizacja: Jelenia Góra
Ciąg dalszy nie zawodzi. Prosimy więcej :)

_________________
Czy nie możemy sie modlić o coś dobrego, na przykład o precyzyjne bombardowanie ?

Paragraf 22

Za nóżki i o ścianę !!! Na pohybel idiotkom.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 0:15:18 
Offline
Kochanek Vesemira
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.10.2002 @ 16:09:47
Posty: 16427
Z okazji Wielkanocy prezent czyli dokończenie 1 rozdziału :) Enjoy :)

Scypion Giertych był mały, łysy i wyrażał szczerą niechęć do świata czymś zbliżonym do pisku szlifierki, wydobywającym się z bezzębnych ust. Ojciec, przytrzymując się szczebelków łóżeczka dla zachowania równowagi, stał nad nim smętnie z tetrową pieluszką w dłoni.
-I ty, ^cenzura^, chcesz być mesjaszem? – spytał retorycznie.
Przyszły zbawiciel ludzkości beknął, pierdnął i wrócił do ryczenia.
-No tak – Roman Giertych potrząsnął głową, chcąc odegnać od siebie senność, która, nie wiedzieć czemu, dopadła go po czterech puszkach Farmera – Chodź tu, mały. Bo znowu Rozalia mnie ^cenzura^.
Najmłodsze pokolenie starego patriotycznego rodu poddało się zabiegom higienicznym stosunkowo łatwo. Giertych lekko chwiejnie, ale sprawnie zdjął z syna pieluszkę, po czym ruszył w poszukiwanie zasypki. Znalazł ją w kuchni (zaraz obok soli i ketchupu), wrócił do pokoju i kontynuował operację. Kapanie wody z niedokręconego kranu i monotonna koronka różańcowa z radia zlewały się w usypiający szum. Ciało Giertycha zajmowało się tylko utrzymywaniem równowagi i pielęgnowaniem dziecka, podczas gdy umysł wędrował daleko. Hen, w chwalebnej przeszłości.
Kiedyś był wielki. Kiedyś był kochany. Jednocześnie był też nienawidzony, ale przez to mógł z dumą powiedzieć, że jest politykiem kontrowersyjnym. Lata, gdy z sejmowym ław prowadził krucjatę przeciw komunistom, gdy zza stołu komisji rozbijał w pył krętactwa i mataczenia, gdy reporterzy musieli stawać na palcach, by złapać w kamerach błysk jego spojrzenia, były najpiękniejszymi w jego życiu. On, dumny kontynuator misji dziejowej swojego rodu, spełnił wszystkie powinności prawdziwego mężczyzny – spłodził dwoje cudownych dzieci (co prawda córki, ale wciąż miał nadzieję), zbudował dom i posadził drzewo. Stał się gwiazdą medialną. Enfant terrible polskiej polityki. Biczem Bożym. Był wielki.
To wszystko minęło. Jak łzy w deszczu.
Doskonale pamiętał pisk opon wozu strażackiego zatrzymującego się pod domem. Krzyk Barbary, broniącej dzieci. Płacz Marii i Karoliny oderwanych od zabawek i wyniesionych gdzieś w ciemność. A przede wszystkim ból. Ból od ciosów toporków zadanych jeszcze w salonie, ból od sznurów krępujących ręce i nogi, ból gaśnicy wpijającej się w kręgosłup, gdy zatrzaśnięty w sekcji narzędziowej jechał w nieznane. A to i tak było preludium.
Przesłuchiwali go długo i wytrwale. Lodowata woda, prąd, wyrywanie paznokci, miażdżenie jąder – przeżył to wszystko. Oprawcy nie osiągnęli może maestrii stalinowskich mistrzów, ale nadrabiali to gorliwością i świeżymi pomysłami. Pytania nie były tak finezyjne jak jego własne z czasów zasiadania w komisji, ale swoją rolę spełniały. Leżąc w wiecznych ciemnościach na zawszonym sienniku tęsknił w bezgłośnym szlochu za rodziną i myślał, że może by znowu ją zobaczył, pocałował żonę, pobawił się z córkami, gdyby tylko powiedział to, czego oni chcieli. Wreszcie pękł. Przyznał się do wszystkiego, co mu zarzucano. Wtedy przesłuchania się skończyły. Wrócił w mrok, gdzie został sam ze swymi koszmarami. I wydawało się, że wszyscy o nim zapomnieli, gdy w jakiś czas później wyciągnięto go, na wpół oszalałego, z celi. Umyto go, ogolono i zabrano na rozmowę z jakimś urzędnikiem w szarym garniturze. Ciężkie były twoje winy wobec Ludowej Rewolucji, mówił urzędnik. Ciężkie i zasługujące na sprawiedliwą karę. Ale Partia i Sołtyssimus potrafią przebaczać. Potrafią docenić skruchę syna marnotrawnego. Dlatego wystarczy tylko, że podpiszesz ten papier. Uznaj obecną władzę, przeproś za swoje zbrodnie i obiecaj żyć lojalnie i w zgodzie z prawidłami Rewolucji. A wtedy puścimy cię wolno. Oczywiście, możesz odmówić i gnić do końca życia w pokoiku o wymiarach trzy na trzy. Wybór należy do ciebie.
Giertych bez mrugnięcia okiem podpisał.
Wysadzono go z samochodu w centrum Warszawy z paroma złotymi w kieszeni, nowymi dokumentami i kluczami do mieszkania, które w nieopisanej dobroci zapewniła partia. Od razu dostrzegł, że coś się zmieniło. Zamiast mercedesów, opli i renaultów ulicami przejeżdżały polonezy, maluchy, a nawet najprawdziwsze wozy drabiniaste. Z głośników zawieszonych na co drugiej latarni dudniły jakieś ludowe przyśpiewki. Na elewacji wieżowca Novotelu doczepiony został hełm strażacki i dwa skrzyżowane toporki. Duże litery pod spodem układały się w napis DOM POGROMCÓW KURA. Rotunda PKO sądząc po otaczającym ją wianuszku ludzi służyła na gigantyczną budkę z piwem. Pałac Kultury natomiast, z zamurowanymi oknami, dobudowanymi paroma elementami i ciężarówkami grzecznie stojącymi na Placu Defilad mógł służyć tylko za monstrualnych rozmiarów elewator. Niestety, to nie był błąd Matrixa. To była rzeczywistość.
Mieszkanie nie zaliczało się do imponujących, ale z pewnością gwarantowało przeżycie. W skrzynce pocztowej od razu znalazł wezwanie do pracy w jakiejś fabryce na obrzeżach Pragi. Osiem godzin dziennie spędzonych na sortowaniu śrubek nie było intelektualnie stymulujące, ale gwarantowało w miarę przyzwoity zarobek. Wieczory spędzał na oglądaniu telewizji – stary odbiornik wygrzebał gdzieś na śmietniku – piciu piwa i ćwiczeniu kocich ruchów przed plakatem z Brucem Lee (również ze śmietnika). Życie towarzyskie w kolejce przed nocnym nie wymagało ognistych filipik, wielopiętrowych sofizmatów, czy argumentacji godnej Cycerona. Odkrył z melancholijną konstatacją, że do przeżycia wystarczy pięćset słów, z czego pięćdziesiąt uznanych za wulgarne i wcale mu to nie przeszkadzało. Nikt go nie poznawał – pokancerowana, pobliźniona twarz różniła się od tej błyszczącej w wiadomościach i programach publicystycznych. Czasem tylko ktoś zaczynał się dłużej jej przyglądać, Giertych mroził go wtedy spojrzeniem zimnym jak woda, w której go podtapiano. Żony i dzieci nigdy więcej nie zobaczył.
A trzy lata temu zaczął zwracać uwagę na pewną sprzątaczkę z wieczornej zmiany. Efektem był ślub, syn i ta tajemnicza przepowiednia. Wypowiedziana w niezwykłych warunkach, wracająca do przeszłości, o której dawno zapomniał, burząca małą stabilizację jego życia. Świat znów upominał się o Romana Giertycha. Roman Giertych miał świat głęboko w dupie.
-Dobra mały, skończyłem – zwrócił się do syna – To siedź cicho. Teraz tatuś się wykąpie i pójdzie odetchnąć świeżym powietrzem.
Scypion siedział cicho, jednak Giertych wiedział z własnego doświadczenia, że spokój będzie trwał góra pięć minut. Między innymi dlatego zamierzał wyjść z domu – chciał zwalić opiekę nad dzieckiem na wracającą z zakupów Rozalię. Poza tym pogoda była ładna, alkohol buzował w żyłach, a zapas piwa w lodówce się skończył. Tak, stanowczo powinien iść się rozerwać.

***
-Wolę nie wiedzieć, ile nas to wszystko kosztuje – premier Podkański z wyraźną niechęcią patrzył na stadion. Sołtyssimus właśnie wracał do loży honorowej, ołtarz powoli demontowano. Za chwilę miała się rozpocząć świecka część uroczystości – w meczu popisowym reprezentacja strażaków miała się zmierzyć z reprezentacją rolników. Do tej pory strażacy zawsze wygrywali. Nikt nie przewidywał, że tym razem będzie inaczej.
-Stać nas – z tylnego rzędu syknął minister finansów Poznański – To człowiek wymyślił prawa ekonomii. Więc i człowiek może je zmieniać, jasne?
-Ale po co to całe świętowanie? – szef rządu wpadł w ton Marlona Brando z „Ojca Chrzestnego” – Nie lepiej wydać na dopłaty? Matko Boska, jak to mnie denerwuje.
-Bogowie nad nami czuwają – Poznański był niezmiennym optymistą – Ty się, stary, uspokój i nie siej zamętu. Od pieniędzy to ja tu jestem.
-Ale ja nie jestem od szastania nimi. A zresztą... Co ja mogę? No nic, Kazimierz, nie denerwuj się tak. Wstawaj, Witaszek – Podkański kopnął marszałka Izby Chłopskiej drzemiącego smacznie w rzędzie przed nim – Szef idzie.
Istotnie, odprowadzany przez czwórkę kosynierów specjalnym przejściem w kierunku wyścielanego atłasem fotela na środku loży podążał sam sołtyssimus. Ludzie całowali ślady jego stóp.
-Podobało się wam, moi drodzy poddani? – spytał głosem dźwięcznym jak dzwon, siadając na fotelu.
-Jak zawsze, o Boski Oraczu – odpowiedziała chórem reszta loży.
-Cieszę się, kochani – do spiżowych dzwonów dołączyła słodycz malin – Bogowie obdarzyli nas pomyślnością. Jak co roku zresztą. Ach – pojawiła się liryczna nuta – jak słodko jest patrzeć na szczęście narodu. Prawdziwie mu bogowie dogodzili, zsyłając takiego przywódcę. Nieprawdaż, drodzy poddani?
-Tak, o Wielki Waldemarze, Imienniku Królów Skandynawskich – drodzy poddani starali się nie krzywić.
-Podam się do dymisji, Renata – Podkański w chwili ciszy szepnął do wicepremier – Ja już tego nie wytrzymuję. To było dobre na krótką metę, ale nie na tyle.
-Nie mirmiłuj – Renata Beger udowodniła swoją znajomość komiksów – Siedzimy przy nim i jest nam dobrze, no nie? Inna droga to samobójstwo. Jak wsadzenie jaj do sieczkarni. No nie, Andrzej?
-Jasne, jasne – Andrzej Lepper uchylił na moment rondo kapelusza, po czym wrócił do piłowania paznokci.
-A temu co się dzieje, bąk pogryzł, czy jak? – wicepremier dla zamanifestowania własnego stanowisko strzepywała nieistniejący kurz z garsonki – Dziwaczeje człowiek na stare lata, to moje zdanie.
-Moi dzielni współpracownicy w boju o triumf Ludowej Rewolucji, uciszcie się – sołtyssimus łagodnie przywołał ekipę rządową do porządku – Za chwilę zachwycimy bogów i naród elementem ludycznym w postaci sportowego starcia dwóch klas przodujących. Niech zwycięży lepszy. Podziwiajcie.
Świta Wodza Narodu z obowiązku wpatrzyła się w boisko. Zabrzmiał pierwszy gwizdek. Podkański modlił się o szybką i bezbolesną śmierć. Nie mógł znieść myśli, że jutro spędzi cały dzień w tym samym miejscu. Pojutrze też. I popojutrze też. Cała impreza miała trwać tydzień.

***
Reprezentacja strażaków po dwudziestu minutach wygrywała trzy do zera. W letnim konkursie skoków w Garmisch-Partenkirchen podium w komplecie okupowali Chińczycy. Na pierwszym miejscu listy przebojów niemieckiego MTV uplasowała się albańska transseksualistka coverująca klasyczną piosenkę o hajdukach. Młodszy redaktor Nasiuda wściekły zapował po kanałach. Zadany artykuł o wystawie bron i pługów Ostródzie był już prawie gotowy, brakowało dosłownie paru słów, kiedy system operacyjny Gospodarz 3.0 (przez bardziej doświadczonych użytkowników nazywany Ślimakiem), osobiste dzieło samego sołtyssimusa, ni z tego, ni z owego się zawiesił. Ponowne uruchomienie poskutkowało podziałem dysku na pięćdziesiąt partycji, ustawieniem domyślnej czcionki na alfabet koreański i oczywiście utratą danych.
Krzysztof wchodził powoli w stan rezygnacji. Nie napisze artykułu – trudno. Piotrowski go opieprzy – trudno. Szypuła puści się z Piotrowskim – cóż, trzeba podejść do sprawy filozoficznie. Jebał to pies.
BBC pokazało migawkę z dożynek w ramach kuriozum, by spełnić wymogi sezonu ogórkowego. Mecz dobiegał końca, rolnikom udało się wbić honorowego gola, ale odrobienie różnicy siedmiu bramek wydawało się raczej nierealne. Na bieżni krzątali się już technicy, montujący scenę i głośniki pod kolejny punkt programu, koncert znanego artysty ludowego, Mikołaja Jaskini. Sołtyssimus siedział w wieńcu z kłosów zboża na głowie, unosząc do ust kiść winogron. Angielski komentator opowiadał kolejną porcję polish jokes. I wtedy właśnie odezwał się sygnał gadu-gadu.
Młodszy redaktor Piotrowski, szczerze zdumiony (ustawił sobie przecież status na niedostępny) podszedł do komputera. W dolnym rogu ekranu widniał sygnał koperty. „Nieznajomy przesyła wiadomość”. Kliknął.
„Witaj, Neo”, wyświetliło się pod ikonką z żółtym słoneczkiem.
„Kretyn”, pomyślał Krzysztof i zamknął okno. Po pięciu sekundach przyszła kolejna wiadomość.
„Podążaj za białym królikiem”.
„Odejdź stąd i wychędóż się sam”, odpisał, przypominając sobie jedną z ulubionych lektur młodości.
„To nie są zgrywy. To jest na poważnie”, pojawiło się po chwili.
Krzysztof zirytowany włączył opcję wyszukiwania. Komputer długo mielił dane, wreszcie wyrzucił wynik. Sam numer, bez imienia, nazwiska czy wieku. To przestawało być śmieszne.
„Dlaczego nie jesteś na stadionie, jak każdy porządny obywatel?”, zapytał zgryźliwie. „Wiesz, że to niekonstytucyjne”, dopisał w następnej wiadomości. „Przyjdą Pogromcy Kura i cię ukarzą”, dodał w jeszcze następnej.
„Nie rób sobie jaj. Chodzi nam właśnie o to, by rozwalić system. Jesteś potrzebny do spisku. Przyłączasz się?”
Nasiuda nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać, czy iść do redakcyjnej lodówki w nadziei na trochę alkoholu. Wraz z nadejściem Rewolucji władza wszczęła walkę z internetową wolnością słowa, walkę, co tu dużo mówić, beznadziejną. Pomimo oficjalnej cenzury i kontroli wysyłanych i odbieranych treści, sieć była wylęgarnią idei wstecznych, antypolskich oraz antychłopskich. Gadu-gadu stało się jednym z najpopularniejszych kanałów przygotowań rewolucyjnych – głównie z tego powodu, że jako program polski zostało zaakceptowane przez Urząd Dostępu do Informacji z przeznaczeniem do prywatnej korespondencji – i przez to najczęściej śledzonym. Sam Krzysztof był świadkiem, jak kolega z roku, niejaki Bobrowiecki, chciał zorganizować w ten sposób marsz gwiaździsty przed Dom Partii. Zniknął bez śladu dwa dni przed sesją.
„Z debilami nie rozmawiam”, odpisał. Już miał zamknąć, kiedy wyskoczyła kolejna odpowiedź.
„Popatrz na biurko Szypuły”. „Nie, po drugiej stronie”. „Po twojej drugiej stronie, idioto”.
Na biurku pani redaktor leżał rozłożony numer „Chłopki”, czołowego czasopisma kobiecego. Połowę strony zajmowała reklama corocznego, dożynkowego rave folk party w klubie Epicentrum. Grał DJ White Rabbit.
„Idziesz?”, pojawiło się na ekranie.

***

Klub Epicentrum już z zewnątrz błyskał światłami i dudnił dźwiękiem. Bity dochodzące ze środka nakładały się na warkot samochodów zajmujących miejsca na parkingu. Ludowa Rewolucja przetoczyła się walcem po klubowym życiu stolicy, zamykając bądź wyburzając większość lokali, ale Epicentrum cudem się ostało, zmieniając tylko nazwę z kosmopolitycznego Ground Zero na bardziej polską. Teraz na parkingu miejsce bmw zajęły duże fiaty, ale rodzaj klienteli i muzyka pozostały bez zmian.
Krzysztof przeciskał się w stronę baru, patrząc z odrazą na otaczający tłum. Na corocznej dożynkowej imprezie po prostu wypadało być, więc do klubu zwaliła się masa chłopów, chłoporobotników, parobków i fornali ze wszystkich okolicznych powiatów. W efekcie pod sufit latały berety z antenką, gdzieniegdzie pobłyskiwał przemycony tulipan lub chrzęściła sztacheta, a zapach machorki unosił się w powietrzu. Jednym słowem party.
„Piwo”, Krzysztof wysłał myślosygnał do barmana. Bał się, że zostanie zignorowany – przy barze tłoczyła się co najmniej dwudziestka mięśniaków myśląca o tym samym. Na szczęście barman miał widocznie dobrze skonfigurowany przesiew i chwilę później kufel pienistego napoju stał dumnie przed redaktorem Nasiudą. „Też mam ochotę”, dopłynęła go myśl wytapirowanej blondynki przeciągającej się seksownie na stołku obok, ale zignorował ją i ruszył w parkietowe pandemonium. Starał się myśleć o rzeczach przyjemnych – smaku piwa, rytmie muzyki, długich nogach dziewczyn – oraz na odbieraniu sygnałów innych. Paru byczków podpierających ścianę wysyłało słabo krytą chęć ^cenzura^ komukolwiek, w efekcie w promieniu kilku metrów od nich nie było żywej duszy. Połowa parkietu chciała iść do łóżka, paru fornali informowało jednostajnym potokiem myśli, że są gejami i szukają propozycji, a ochroniarze co pięć minut wysyłali mocny jak dzwon komunikat „Uważajcie, chamy, i nie myślcie o niczym niebezpiecznym”. Żeby organizować spisek w lokalu z orwellianą w powietrzu, trzeba było mieć nieprzeciętną odwagę.
Orwelliana, lub według oficjalnej terminologii gaz telepatyczny, pochodziła najprawdopodobniej z izraelskich laboratoriów, choć plotki mówiły też o Rosji, Korei Północnej, bądź dawnym NRD. W każdym razie na przełomie dekad pojawiła się w holenderskich i niemieckich klubach, początkowo jako nowinka, potem jako skuteczny sposób na osiągnięcie transowego zespolenia i ekstazy. Szybko została zauważona przez rząd polski, który ponoć zamówił od Izraela większe ilości substancji w zamian za parę patentów na czołgi napędzane rzepakiem. Od tej pory żadna większa impreza klubowa nie mogła się bez niej obejść. Orwelliana natychmiast się spodobała – dzięki niej znacznie łatwiej było nawiązać znajomość, pójść do łóżka, a nawet zasygnalizować nieznajomemu, by zwolnił toaletę – lecz dla państwa okazała się prawdziwym skarbem. Barmani, ochroniarze i wmieszani w tłum kapusie byli specjalnie przeszkalani, tak by sondować umysły innych i doszukiwać się wszelkich myśli wrogich Ludowej Rewolucji. Przez pierwsze pół roku Epicentrum, Park czy Dziwadłą (dawniej Hybrydy) nieustannie otaczał wianuszek radiowozów i pojazdów strażackich. Potem nieco się przerzedziło – ludzie nauczyli się panować nad swoimi myślami, bądź w ogóle przestali chodzić do klubów, zwalniając miejsce okolicznym wsiom. Pewna atmosfera paranoi i tak pozostała.
„Weź mnie!”, korpulentna brunetka w mini wystrzeliła sygnałem o mocy migrenotwórczej. Krzysztof odpowiedział jej kłębem myśli o samogwałcie i nimfomanii, wrócił do wysyłania ostrzegawczego komentarza „Niosę piwo, cofnijcie się” i skierował się w stronę konsolety. Pochylony nad nią DJ White Rabbit z migającymi w trzech kolorach sztucznymi uszami rzeczywiście przypominał królika, jeśli oczywiście króliki mają złote zęby i noszą okulary w gwiazdki.
-Joł, ziomy!!! – wrzasnął – Teraz coś z ewergrinów! Przy tym wasze ojce się bawiły!
„Wszyscy do góry, cała sala się buja, to nie koniec imprezy, nie dajcie...”, popłynęło z głośników. Tańczący dokończyli.
Teraz do Krzysztofa powinna podejść tajemnicza nieznajoma w skórze. Tak było w filmie. Biorąc poprawkę na realia, zamiast skóry powinien być prześwitujący staniczek z migającymi diodami, ale i tak ktoś musiał się zjawić. Ale poza czysto seksualnym zainteresowaniem z obu stron nikt nie wysyłał sygnału świadczącego o chęci kontaktu. Redaktor Nasiuda kluczył zirytowany między lożami, gdy znajoma twarz przykuła jego uwagę.

***

Giertych siedział samotnie w loży, wysyłając silny sygnał „Jestem w nastroju nieprzysiadalnym”. Działało.. Do klubu trafił właściwie przypadkiem – wyrzucili go z baru nieopodal za doprowadzenie do bliskiego kontaktu stołka i głowy pewnego jegomościa, który ośmielił się źle wyrazić o królu angielskim (powód dobry jak każdy inny), więc poszedł szukać ukojenia tutaj, szczególnie, że w święta państwowe nie płaciło się za wstęp. Pochylał się więc nad nie wiedzieć, którym piwem, starał się nie myśleć o niczym i podglądał tańczące małolaty, gdy poczuł kontakt. Jakiś młody człowiek stał w przejściu między lożami ze wzrokiem skierowanym w jego stronę.
„Giertych!”, pomyślał Krzysztof.
„Ja!”, pomyślał Giertych.

***

-Stary... – wybełkotał Giertych, zygzakując po pustym parkingu – Po... czym... mnie... poznałeee... ^cenzura^! – padł tyłkiem na beton
-Po spojrzeniu – redaktor Nasiuda, jako niższy, miał lepiej wyważony środek ciężkości i dlatego zachowywał równowagę – Inkwizytorskie miałeś. Jak za dobrych czasów. I ta gęba. Poharatana, ale ta sama. Rzeczy pewne się nie zmieniają.
-Ale to... skończone – Giertych gramolił się z ziemi – Nie przypominaj. Minęło. Za wiele... przeszeeee...
-Wiem. Urzekła mnie twoja historia – Krzysztof pomógł towarzyszowi wstać – Ale się nie poddawaj. Nie możesz. Symbolem jesteś, legendą. W ogóle.
„Serio?”, słaba myśl napłynęła do mózgu Nasiudy. Lekko się przestraszył – wyszli z Epicentrum już parę godzin temu, orwelliana powinna wywietrzeć z ubrań. Ale poza tym jednym słowem do znieczulonej dymem i alkoholem świadomości nie przedostało się nic. Można było zaryzykować.
-Słuchaj, Roman... Jakby to powiedzieć... Co o sołtyssimusie myślisz?
-Nienawidzę. Kutasa złamanego nienawidzę – wycedził Giertych.
-A w spisku jakimś działasz? Chcesz go... – długo szukał odpowiedniego słowa – no wiesz, killym?
-Killym to ja zawsze... i wszędzie... Jego... i wszystkich...
-O, to dobrze – ucieszył się Krzysztof – Bo już myślałem, że to jaja były. Chodź do mnie. Jutro opowiesz wszystko.
-Tak jest, tak jest – głowa Giertycha ciążyła ku ziemi.
-Będzie z nas para! Bohaterowie! O stary, czego my dokonamy! Bryłę świata... no wiesz, nie? A teraz może zaśpiewamy coś?
„Niezłomny jest Związek republik swobodnych, Ruś Wielka na setki złączyła je lat”, poniosło się pijackim tonem w zimnym powietrzu przedświtu. Bezpańskie psy i koty pochowały się w zaułkach i po piwnicach, trafnie wyczuwając przesłanie tych głosów. Bo szły za nimi śmierć i zniszczenie.

***

Scypion Giertych przeciągnął się, mlasnął i popatrzył niebieskimi oczkami na jaśniejące niebo. Zaczynał być głodny, a źródło pokarmu spało jak zabite w innym pokoju. Po chwili przemyśleń doszedł do wniosku, że zacznie krzyczeć dopiero za chwilę. Teraz był dobry czas, by się pobawić.
Spojrzał na parapet. Między doniczkami leżała skutecznie trafiona packą mucha, z organami wewnętrznymi zamienionymi w rozpryskaną plamę. W niemym krzyku wznosiła łapki ku sufitowi.
-Gugu – powiedział Scypion. Mucha zaczęła bzyczeć.

_________________
Eckstein, Eckstein, alles muss versteckt sein.


Ostatnio zmieniony 31.03.2005 @ 23:58:55 przez Sexbeer, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 21:58:05 
Offline
A teraz wymyśl sobie coś fajnego
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22.09.2002 @ 23:20:56
Posty: 13851
Lokalizacja: Jelenia Góra
Postmodern na szkielecie Matrixa :D "Sołtyssimus" coraz lepszy. MEGAROTFLE przy : "Boskim Oraczu", systemie operacyjnym Gospodarz 3.0, fornalach - gejach, "Ja" pomyślał Giertych. Chcę ciągu dalszego :) Brawa za nazwę Orweliany :)

_________________
O czarach co cierpliwe są i łaskawe, nie szukają poklasku
a nawet - w co uwierzyć trudno - nie unoszą się pychą
plugawe języki mówiły, że już ich nie ma.



Strona domowa Stelli i Kamila


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 22:08:26 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Sexbeer - czapki z głów.
Jest coraz lepiej :)
Do tego co napisał Zamorano dodam jeszcze, że odcinek zakończył się idealnie wyważonym akcentem. <skandowanie> Sexbeer, Sexbeer, Sexbeer </skandowanie> :)

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 22:11:29 
Offline
Evangelina Parr
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 19:20:38
Posty: 31741
Lokalizacja: z miejsca zwanego Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata
"Giertych"
"Ja"

Nie, no - przeboskie :)) Rżałem, jak koń - ta metafora wydaje mi się akuratna :) No i gaz Orwelliana, Giertych w nastroju nieprzysiadalnym....Aaaa! :)

_________________
Czułe pozdrowienia! Co cię gniecie?
* * *
Pies, który szczeka, jest niedogotowany - przysłowie chińskie.


THIS IS NOT A LOVE SONG


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 22:22:17 
Offline
Villentretenmerth

Rejestracja: 04.08.2003 @ 19:27:23
Posty: 5488
Jeszcze tylko wspomnę, że tym razem nie tylko i wyłącznie sam komizm z góry na dół. Fragment z opisem przesłuchań i łamania Giertycha jest IMO naprawdę dobrze napisany i chyba nikomu nie jest do śmiechu go czytając...
No i subtelne uwagi dotyczące "małej stabilizacji" nie tylko w wydaniu indywidualnym (Giertych, Nasiud) ale także jako zjawiska na skalę społeczną (myśli narodu w Epicentrum).

_________________
"Bla bla pod burym bla bla żywopłotu
Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu.
W mokrej glinie łopatą wykopany dół,
Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół."
Shague Ghintoss by Jake Jackson

ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 29.03.2005 @ 22:27:13 
Offline
Evangelina Parr
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23.09.2002 @ 19:20:38
Posty: 31741
Lokalizacja: z miejsca zwanego Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata
No dokładnie. Oby autorowi starczyło weny, będzie niekiepska rzecz.

_________________
Czułe pozdrowienia! Co cię gniecie?
* * *
Pies, który szczeka, jest niedogotowany - przysłowie chińskie.


THIS IS NOT A LOVE SONG


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 154 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group