Disclaimer: opowiadanie to (na szczęście krótkie) powstało inspirowane własnymi samotnymi powrotami do domu po zmroku. Dopiero potem zorientowałam się, że podobny motyw poruszał Jon Mirande w swoim "Pewnej nocy w parku". Zastanawiałam się, czy nie dać tego samego tytułu, stwierdziłam jednak, że opowiadanie Mirande nie było rdzenną inspiracją, raczej wtórną. W każdym bądź razie tekst Jona również polecam jako inne potraktowanie podobnego tematu. Można przeczytać przed lekturą "Arbuza", można po. Zapraszam.
ARBUZ
- Wczoraj wieczorem zamordowano kogoś w naszym parku - cmoka ponuro moja babcia przy śniadaniu - Gardło poderżnięte nożem. Mówiłam wam tysiąc razy, żebyście tam z Elką nie chodziły po zmroku. Mówiłam?
Wydaje się niemal zadowolona. Z namaszczeniem gładzi szary papier dziennika, którego brudnoczerwone litery opowiadają o straszliwym zajściu. Wygląda to tak, jakby głaskała ten artykuł, dostarczający tak wspaniałej wody na jej młyn.
- Eee, to znowu dresiarze - z Elką wchodzi do kuchni zapach perfum i pobrzękiwanie biżuterii - albo kibole. Ten zamordowany to jakiś łysy. Mówili właśnie w radio.
- Ja pytam, gdzie jest policja? - jęczy babcia - Gdzie jest straż miejska? Dawniej tak nie było, żeby człowiek wychodził z domu i podrzynali mu gardło na ulicy. Teraz są jakieś zezwierzęcone czasy. I ci ludzie też jak zwierzęta. Dżungla, mówię wam. Mówię?
Elka wzdycha i wziąwszy z suszarki nóż do chleba, zaczyna szykować sobie śniadanie. Babcia wpatruje się w nią z otwartymi ustami, zbierając energię do dalszego wywodu. Miarowy ruch ostrza piłującego pieczywo zdaje się ją jednak hipnotyzować, uspokajać, istnieje szansa, że może wykład zostanie nam oszczędzony.
Nic z tego jednak.
- Gośka, kawa ci stygnie.
Słowa mojej siostry ponownie mobilizują babcię.
- Od dzisiaj - wyrokuje, uderzając płasko dłonią o gazetę - od dzisiaj jesteście w domu o ósmej. Nie ma odwołania. Wolno wam chodzić po ulicy tylko wtedy, gdy jest jasno.
- Babciu - Elka zaciska zęby, aż jej twarz wykrzywia się w grymasie. Bardzo chce powiedzieć coś niemiłego, od czego ostatkiem sił się powstrzymuje.
- Tak.
- Babciu!
- No co?
- Przecież wracam z Adamem. On mnie zawsze odprowadza. Co niby może mi się stać?
- A co ty mi dziecko z tym Adamem wyskakujesz! - piszczy babcia - Co on, twój mąż czy co? Jego tak bardzo obchodzi, czy ci się coś stanie, tak? To ty jeszcze, dziecko, życia nie znasz. Świata nie znasz. A skąd wiesz, czy to on cię kiedyś nie zamorduje? On mi się wcale nie podoba, ten Adam cały! Znasz go?
Moja siostra zaciska ręce na nożu do masła. Nic jednak nie poradzi. Z oczu ciekną jej łzy, rozmazując staranny makijaż. Niebiesko-czarna krecha płynie po policzku, zamieniając twarz w paskudną maskę. Elka poddaje się i ociera ją rękawem bluzki. Teraz i bluzka, taka śliczna i błękitna, też jest umazana na czarno rozpuszczonym tuszem.
- Ty jesteś wstrętna! - syczy siostra, nie patrząc na babcię - Jakie ty masz właściwie prawo, żeby mi mówić takie rzeczy? Jakie masz podstawy, żeby się go czepiać? To ty życia nie znasz, przecież od lat siedzisz w domu, przeżuwasz tylko te gazety, jak krowa na pastwisku! Zresztą to my ci je kupujemy, nasze pieniądze zżerasz! Bo ty umiesz tylko łapę wyciągnąć i powiedzieć "daj", a i tak ci się wszystko nie podoba! Na naszej łasce jesteś, wiesz? Pamiętasz o tym? Żeby nie my, tobyś tu zdechła z głodu, bo nikogo nie masz, pamiętasz?!
Babcia sapie, boję się o jej astmę, wygląda jakby miała wstać i dać wnuczce w twarz, ale przecież nie wstanie. Może i zdarzały się cuda pod wpływem modlitwy, ale wściekłość jeszcze nikogo nie podniosła z wózka inwalidzkiego.
- Jak wy śmiecie?! - wrzeszczy, tradycyjnie rozciągając winę na nas obie - To ja was tyle lat karmiłam, żmije jedne, wychowywałam, człowiek się poświęcał, przecież sieroty, mówię, bo wasza druga babcia, mamuśka waszego tatula, to sobie za granicą siedzi i nic jej nie obchodzicie! I taka wdzięczność! Człowiek się troszczy, chce uchować przed nieszczęściem, przecież to mogło spotkać którąś z was! Gośka po nocy z marketu wraca, to jej mogli gardło poderżnąć, ale ciebie to nic nie obchodzi, bo ty myślisz tylko o tym swoim lalusiu, my cię z siostrą nic nie obchodzimy! Ty dziwko jedna!
Elka hipnotycznym ruchem kładzie nóż na blat, a potem bez słowa wyrzuca dopiero co zrobione kanapki do kosza. Babcia chce ją powstrzymać, w końcu kłótnia nie kłótnia, ale jak można jedzenie wyrzucać, w domu jest bieda i tak dalej - ale nie może nic powiedzieć, straszny wzrok wnuczki zamyka jej usta. Siostra przelotnie głaszcze mnie po ramieniu i wychodzi do przedpokoju. Słyszymy jeszcze jej przygotowania do wyjścia, przerywane cichym pochlipywaniem. Potem rozlega się potworny huk zatrzaskiwanych drzwi, który trzęsie chyba całym blokiem.
I znowu cisza.
Patrzymy z babcią na siebie nawzajem.
Babcia pierwsza spuszcza wzrok. Zdejmuje okulary i starannie układa je na gazecie. Potem popycha koła wózka i przejeżdża w kierunku zlewu. Wiem, że chce zademonstrować mi swoje poświęcenie, że to zmywanie ma być jakimś gestem uniewinnienia się, przypomnienia o stosunkach panujących w domu.
- Na którą dzisiaj idziesz do pracy? - pyta nieco drżącym głosem, nie odwracając głowy w moim kierunku.
- Na popołudnie.
- Ciebie żaden chłopak nie odprowadza?
- Nie, babciu.
- Ty jesteś dobre dziecko, Gosiu - w głosie babci słychać odrobinę aprobaty.
Niby wszystko wraca do normy. Ale rozmowa się urywa, bo o czym mówić dalej? O pracy? O Elce? O Adamie? O łysym zamordowanym wczoraj wieczorem w parku? Piję swoją ostygłą już do końca kawę i patrzę na stół, na tą przeklętą gazetę, na babcine okulary, okruchy po śniadaniu i nóż z piłką, który Ela zostawiła po krojeniu. Nóż był stary, jeszcze z tego innego świata, zanim pijani nocni rajdowcy położyli kres istnieniu naszych rodziców. Pamiętam, jak gładko wchodził w soczyste arbuzy i grube płaty mięsa, przetwarzane przez matkę na kotlety. Z owoców ciekł czerwony sok, z mięsa ciekła krew. Krew na jezdni i rozbite arbuzy ich głów.
Mówiłam wam tysiąc razy, żebyście tam z Elką nie chodziły po zmroku. Babciu, nie mogę nie chodzić po zmroku, pracę kończę o jedenastej albo i później, Ela się jeszcze uczy, kto ma nas utrzymywać? Jak mamy niby wyżyć z twojej renty - wszystkie trzy? Muszę tam chodzić i będę tam chodzić, wszystko drożeje, sama najlepiej wiem, wbijam te ceny w kasę, jedna za drugą, jedna za drugą, pasty do zębów, skarpety, masło, mleko, ryby, owoce, papierosy. Mnożą mi się przed oczyma, godzina za godziną. Babciu, nie wiesz jak można od tego zgłupieć. Gdzie jest policja? Gdzie jest straż miejska? A myślisz, że ja ich kiedyś widziałam, przemykając się jak najciszej nocą przez park? Teraz są jakieś zezwierzęcone czasy. I ci ludzie też jak zwierzęta. Masz rację babciu, jestem zwierzęciem, ja, człowiek szary i słaby, którego nie stać na samochód, nie stać na ochroniarza, zagoniony w piętkę drobny gryzoń współczesności. Sparaliżowany lękiem, że usłyszy za plecami kroki, że ktoś zawoła nagle "ej ty!", że poczuje szarpnięcie za ramię albo cios w głowę. Moje nerwy są napięte jak struny, zmysły podskakują z przerażeniem na każdy szelest. Jestem tak strasznie sama, kiedy wracam nocą przez park, Ela przynajmniej ma Adama, więc nie wie, jak to jest. I ty też nie wiesz, jak to jest, babciu, nie znasz tego dławiącego strachu, kiedy on chwyta cię za ramię i obraca mocnym szarpnięciem, widzisz jego ponury wzrok i wiesz, że tym razem nie skończy się na oddaniu portfela i zegarka, chcesz wrzeszczeć, ale nie możesz, i tak nikt cię nie usłyszy, nie ma policji, nie ma straży miejskiej, jesteś tylko ty - ofiara i on - drapieżnik. Strach paraliżuje ci ruchy, ale sięgasz do kieszeni płaszcza, bo to po prostu jedyne, co można zrobić, nie wiesz, czego on chce i nie chcesz się dowiedzieć, nie dbasz czy to będzie rabunek czy gwałt, czy oba, po prostu sięgasz tam, gdzie nosisz ten nóż z innego świata.
I rozkrawasz arbuza.
_________________ You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel! Elaine Marley-Threepwood
Ostatnio zmieniony 23.03.2005 @ 11:56:18 przez meadwyn, łącznie zmieniany 2 razy
|