Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 28.03.2024 @ 14:18:13

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Życie...
Post: 17.10.2005 @ 22:26:12 
Offline
Yarpen Zigrin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15.11.2004 @ 23:09:35
Posty: 2437
Lokalizacja: Z Tychów, tak a nie inaczej, przez mieszkańców zwanych
Prolog

Niech będzie przeklęty ten, kto budzi się każdego ranka, niech umysł jego wyschnie, a on oślepnie i ogłuchnie. Dzień po dniu, człowiek otwiera oczy z nadzieją na szczęście, miłość… ale i tak gówno z tego wynika. Jak zwykle zresztą. Dżoj otworzył, jeszcze zaspany, oczy. Półprzytomny rozejrzał się po pokoju, wolał go jednak nie oglądać, przynajmniej nie w takim stanie. Obok łóżka stało krzesło, to był chyba najważniejszy mebel w jego życiu. Dąb… tak… zrobione było z drewna dębowego. Właściwie to miał gdzieś jego przeszłość, tak naprawdę ważne było tylko to, co się na nim znajdowało. Spodnie… cóż było w nich takiego cudownego? Chłopak sięgnął ręką do kieszeni, szukając czegoś, leku na samotność, leku na życie. Ale pod palcami wyczuł tylko kilka ziaren piasku i zupełną pustkę.
- ^cenzura^… – szepnął, a następnie nasunął starą, podartą i poplamioną kołdrę na głowę. – Nie może być. – Wciąż nie mógł uwierzyć w to wszystko. Nerwowo przewrócił się na drugi bok, a jego ciało trzęsło się coraz bardziej. Sam nie wiedział, czy to przez zimno, złość, czy też przez neogarnioną potrzebę. Zamknął oczy i błagał… błagał żeby to nie była prawda. Nagle jego głowa uderzyła o ziemię, teraz już miał pewność, że nie śpi. Jednak nadal nie odważył się spojrzeć na swój pokój. Lewa powieka drgnęła, obraz był rozmazany i jakiś odległy. Poczuł się nierealnie, jakby całe jego życie było jedną wielką iluzją, niewartą nawet odrobiny uwagi. Podłoga powoli stawała się coraz bardziej wyraźna, widział już teraz leżące niedaleko okruchy, resztki po wczorajszym posiłku. Dmuchnął tak, że wyschnięte kawałki chleba rozpierzchły się po pokoju. Wtedy nagle dostrzegł to, czego tak szukał i pragnął. Leżało przed nim, na wyciągnięcie ręki, pod krzesłem. „Musiały wypaść jak rzuciłem spodnie na krzesło” – pomyślał. Teraz poczuł, że jego serce zaczęło bić o wiele szybciej. Po prostu musiał ich dotknąć, gdyż tak podpowiadał mu umysł. Jeden gwałtowny ruch dłoni i już trzymał w niej niewielki zwitek papieru. Podparł się drugą ręką i usiadł na podłodze, cały czas mocno, a zarazem delikatnie zaciskając dłoń na swej zdobyczy. Upewnił się, że złapał równowagę, a następnie zaczął rozwijać papier, a trzeba przyznać, że robił to z największą uwagą i ostrożnością, zupełnie jakby dotykał ciała ukochanej kobiety. Wrażenie musiało być dosyć podobne. Po krótkiej chwili, jego oczom ukazały się trzy skręty, resztka z tego, co kupił w zeszłym tygodniu od Mario. Wziął jeden z nich, a pozostałe starannie owinął, w zmięty kawałek papieru. Odłożył je ostrożnie na krzesło, spojrzał ze złością na spodnie, które go tak wystraszyły, ale szybko i to uczucie zniknęło, miał to, czego chciał, nic już się nie liczyło. Wstał i ruszył w kierunku stolika, na którym leżał stary długopis, kilka zapisanych kartek papieru oraz pudełko zapałek. I to właśnie tych ostatnich potrzebował. Otworzył okno… stare drewniane okno, biała farba była spękana i gdzieniegdzie zaczęła odpadać, właściwie to niewiele było miejsc, w których pozostała nietknięta przez czas. Jego oczom ukazało się podwórko, oraz ponure blokowisko, nigdy nie mógł znieść tego widoku, ale to przecież był jego dom, czy tego chciał, czy też nie. Zapalił skręta i zaciągnął się, dym wypełnił jego płuca. Kiedyś było zupełnie inaczej, to co teraz jest takie zwyczajne, stanowiło niesamowitą przyjemność dla umysłu i ciała. Już nawet nie odczuwał efektów palenia. Chce, czy nie musi to robić... a mówią, że to nie uzależnia. Gówno prawda! Znów może myśleć, funkcjonować normalnie, o ile normalnością można to nazwać. Dzień w końcu się dla niego zaczął.


Rozdział pierwszy

W krótkim czasie zdążył się ubrać, spodnie leżące do tej pory na starym krześle, w tej chwili znalazły się na jego nogach. Odruchowo, do lewej kieszeni schował swój zwitek, a do prawej paczkę zapałek. Niby wszystko było w porządku, ale coś nie dawało mu spokoju. Wyciągnął papierowy prostopadłościan, to cholerne słowo usłyszał w szkole, kiedy jeszcze do niej chodził. Teraz jednak miał wakacje i miał głęboko w dupie wszystko to, czego się w niej dowiedział. To pudełko, kawałek papieru, w którym znajdowały się zapałki, stanowiło dla niego zbawienie, źródło życia i ognia, który je rozpala. Z ciężko bijącym sercem zajrzał do środka i zobaczył to, czego oczekiwał. Uspokoił się nieco i próbował spowolnić oddech, przez który zaschło mu w gardle. Wewnątrz było wciąż kilkanaście zapałek, co powinno mu starczyć na następne dni. Tak więc, gdy już był pewien tego, że ma wszystko, czego mu potrzeba, schował pudełko z powrotem do kieszeni, koniecznie do prawej. Ruszył w kierunku łazienki, aby choć trochę umyć się po nocy. Pod nogami chrzęściły wciąż zeschnięte okruchy chleba, wprost nieznośnie uczucie, ale nie miał ochoty się tym specjalnie przejmować. Podłoga w łazience była jeszcze mokra, najwyraźniej niedawno ktoś z niej korzystał. Może jego ojciec? Nie… on wychodzi z domu około szóstej, a teraz już była jedenasta, do tej pory podłoga by wyschła. Więc może żona ojca, wredna zdzira. Była zaledwie siedem lat starsza od niego, a zachowywała się jakby, była co najmniej jego matką. Miał jej po prostu dosyć, ojciec po śmierci żony nie czekał długo, szybko otrząsnął się z żalu i znalazł sobie długonogą brunetkę, przeszło dwa razy młodszą od niego. Tego jednego nie był w stanie mu przebaczyć. Strasznie go ^cenzura^ to, że nawet nie wytarła po sobie podłogi, w ogóle rzadko ją widywał w domu, jak coś robiła. Niemal zaraz po ojcu wychodziła z domu i wracała wieczorem. Nawet jeśli się puszczała, mało Dżoja to wszystko obchodziło, to w końcu życie jego staruszka. Odkręcił kurek z ciepłą wodą, a następnie ten z zimną. Dosyć długo zmieniał ich ustawienie, aż nie otrzymał odpowiedniej temperatury. Wetknął korek w odpływ umywalki i patrzył jak poziom wody się podnosi. Jeszcze tylko kilka kropli zburzyło powierzchnię, potem stała się gładka, i delikatna niczym szkło. Można się było przejrzeć zupełnie jak w lustrze. Magiczne zwierciadło prowadziło prosto, do świata całkiem odmiennego od tego, w którym przyszło mu żyć. Niczym Alicja spróbował wkroczyć, do swojej krainy czarów.
Jego matka wciąż żyła, uśmiechała się i tuliła go do piersi. Spędzała z nim każdą wolną chwilę, pomagając mu w odrabianiu lekcji. Ojciec wracał wcześnie z pracy, siadał w fotelu, czytał gazetę, a potem rozmawiał z rodziną aż do wieczora. Wszyscy zamieszkali w małym, skromnym domku na przedmieściu. Niegdzie nie było widać tej wiedźmy, która przepuszczała większość pieniędzy, jakie stary zarobił. Dżoj nigdy nie nosił tego przezwiska, był po prostu Natanielem, właściwie nigdy nie wiedział, dlaczego otrzymał takie, a nie inne imię. Dnie całe spędzał w domu oglądając telewizję, lub na dworze grając w piłkę z przyjaciółmi, ludźmi którzy potrafili go zrozumieć. Nie było piwa, wódki, zioła, czy też nawet wina pod sklepem. Wyszedł z rodzicami do parku na mały spacer, zawsze lubił drzewa, te wszystkie dźwięki wydawane przez naturę, oraz zapach. Ach ten zapach! Nie było nic piękniejszego niż delikatna woń trawy, drzew i kwiatów unosząca się w powietrzu. Biegał, skakał wysoko, ciągle się śmiejąc i wskazując palcami na piękne stawy, po powierzchni, których pływały kaczki i łabędzie. Lecz ten śmiech szybko przerodził się w płacz, tak radośnie miotał się, że nie zauważył kamienia, o który się potknął. Zmartwiona matka podbiegła do niego prędko i przytuliła mocno. Od razu poczuł się lepiej, mając blisko kochającą go osobę, przestał wychwytywać oznaki bólu, to ciepło potrafiło wszystko zagłuszyć. Ojciec żartobliwie pogroził palcem i pogłaskał chłopca. Nat już nie mógł się smucić, gdyż nie miał powodu.
– Chodź – rzucił wesoło ojciec – pójdziemy teraz do sklepu i tam kupimy Ci, co tylko będziesz chciał. Zgoda? – po tych słowach uśmiechnął się i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku synka. Nie musiał długo czekać na reakcję, która była natychmiastowa. To już nie on przekonywał syna, ale młodzieniec ciągnął go w kierunku sklepu z zabawkami. Matka chwyciła za drugą rękę swojego najukochańszego, bo jedynego, dziecka. W trójkę weszli do obszernego działu, w którym półki wprost uginały się pod ciężarem, wszelkich pluszaków, klocków i samochodzików. Istny raj, dla kogoś w jego wieku, nie mógł oderwać oczu od tych wszystkich przedmiotów, a jego serce przepełniała niesamowita radość.
Nagle otworzyły się oczy i jedyne, co zobaczył to woda, wszędzie dookoła woda. Wlewała się do płuc, przez usta i nos. Z jednej strony czuł, że wcale nie chce ratunku, teraz dopiero poczuł jak blisko niego jest śmierć. W swe ręce dostał sposobność, chwilę, w której może zadecydować o swoim dalszym losie. Jednak instynktownie próbował się wyrwać z tego martwego odrętwienia. I ta właśnie myśl przeważyła, ostatkiem sił wyciągnął głowę z umywalki, poczym upadł na podłogę. Ledwie udawało mu się łapać oddech. Rozglądał się próbując uspokoić nieco swe, bijące mocno serce. Położył się na mokrej podłodze i spojrzał na żółty sufit, pośrodku którego wisiała stara lampa.

To tylko fragment, ale poprosiłbym o jakieś szczere komentarze i w miarę konstruktywną krytykę.

_________________
21. 04. 2006


Ostatnio zmieniony 08.11.2005 @ 21:25:47 przez Glifion, łącznie zmieniany 3 razy

Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 18.10.2005 @ 11:59:28 
Offline
Wiecznie pijane medium płci żeńskiej
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24.04.2003 @ 17:00:18
Posty: 11145
Lokalizacja: Warszawa
Sympatycznie się to czyta. Ma klimat. Kilku ( nastu :) ) potknięć językowych czy logicznych nie brakuje
( drugie "niech" w pierwszym zdaniu umieściłbym zaraz po przecinku, wynika zamiast wyniknie w zdaniu drugim, zdanie "Jak zwykle zresztą" jest IMO zbędne, ... )
, ale to kwestia głównie wytrenowania w pisaniu.
Jeszcze mam uwagę. żę dość krótki jest ten fragment, mógłbyś wrzucić mając trochę więcej.

_________________
13.04.2010 - You have taken sky from me...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 18.10.2005 @ 15:34:31 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05.07.2004 @ 17:51:40
Posty: 385
Lokalizacja: Cholerna ziemia śląska
A ja się męczyłem przy lekturze tego, niedługiego przecież, tekstu. Po pierwsze - twoja interpunkcja jest chyba bardziej chaotyczna niż bieliźniarka Slaanesha. Przecinki powdziubywane to tu - to tam dezorientują, tym bardziej że używasz zdań wielokrotnie złożonych.

Po drugie - opowiadanko jest praktycznie o niczym. Przegadany wstęp o kacu półsieroty. Nie rozumiem, po co skupiać się przy okazji na kształcie pudełka zapałek, ilości farby na okiennym oknie itp. Nic to nie wnosi do fabuły, a w moich oczach stanowi nietrafiony zabieg mający dodać tekstowi dramatyzmu. Tymczasem męczy jeszcze bardziej.

Poza tym styl jest w porządku. Zachęcam jednak do tego, by nie siadać do klawiatury bez pomysłu na tekst. Bo może wyjść taki polukrowany pączek bez nadzienia.

Nie zniechęcaj się jednak. Pisz, pisz, pisz.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 18.10.2005 @ 16:10:47 
Offline
Yarpen Zigrin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15.11.2004 @ 23:09:35
Posty: 2437
Lokalizacja: Z Tychów, tak a nie inaczej, przez mieszkańców zwanych
Padawan pisze:
Sympatycznie się to czyta. Ma klimat.


Dziękuję bardzo nie spodziewałem się takich słów tutaj usłyszeć :)

Padawan pisze:
Kilku ( nastu :) ) potknięć językowych czy logicznych nie brakuje


Mało piszę i nie posiadam jeszcze tyle doświadczenia, żeby unikać błędów. Postaram się poprawić.

Padawan pisze:
Jeszcze mam uwagę. żę dość krótki jest ten fragment, mógłbyś wrzucić mając trochę więcej.


Fragment jest krótki, zbyt wiele zajęć mam i tylko chwil kilka mogę na to poświęcić. Chciałem przeczytać komentarze ludzi bardziej doświadczonych w tym zakresie. Cóż mi da, że chwalą to ludzie w wieku 11 lat. Jak mówią człowiek uczy się na błędach, ale najpierw musi je poznać. Najlepiej już na początku.


tansky pisze:
A ja się męczyłem przy lekturze tego, niedługiego przecież, tekstu. Po pierwsze - twoja interpunkcja jest chyba bardziej chaotyczna niż bieliźniarka Slaanesha. Przecinki powdziubywane to tu - to tam dezorientują, tym bardziej że używasz zdań wielokrotnie złożonych.


To niestety moja bolączka odkąd pamiętam. Zawsze lubiłem stawiać mnóstwo przecinków. Tekst jest ciężki... hmm to możliwe, przyznam, że to co piszę nigdy nie czyta się lekko.

tansky pisze:
Po drugie - opowiadanko jest praktycznie o niczym. Przegadany wstęp o kacu półsieroty. Nie rozumiem, po co skupiać się przy okazji na kształcie pudełka zapałek, ilości farby na okiennym oknie itp. Nic to nie wnosi do fabuły, a w moich oczach stanowi nietrafiony zabieg mający dodać tekstowi dramatyzmu. Tymczasem męczy jeszcze bardziej.


Zacznijmy od końca. Nie ma to dodawać dramatyzmu, bo nie o to przecież chodzi. Tu raczej chodzi o pokazanie... albo i nie, to się wyjaśnie jak skończę całość. Fabuła, fabuła, akcja i akcja. Czy tylko to się liczy? Na wszystko przyjdzie właściwa pora, a wtedy miejmy nadzieję wszystko się wyjaśni. Kac półsieroty... hmm to takie życiowe, to nie jest jedyny taki przypadek. Nie można powiedzieć, że jest o niczym, chwilowo nie dzieje się nic ważnego, ale czy od początku muszą odpadać kończyny? Pożyjemy zobaczymy.

tansky pisze:
Poza tym styl jest w porządku. Zachęcam jednak do tego, by nie siadać do klawiatury bez pomysłu na tekst. Bo może wyjść taki polukrowany pączek bez nadzienia.


Pomysł jest i to nawet dosyć wyraźny. Jako autor, czytając pierwsze kawałki widzę już zarys przyszłej akcji, która nie będzie najważniejsza dla całości.

tansky pisze:
Nie zniechęcaj się jednak. Pisz, pisz, pisz.


Trudno mnie zniechęcić. :))

_________________
21. 04. 2006


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 18.10.2005 @ 16:22:47 
Offline
Adept
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05.07.2004 @ 17:51:40
Posty: 385
Lokalizacja: Cholerna ziemia śląska
Cóż, pozostaje mi zatem tylko czekać na ciąg dalszy. Może sam wycofam część swoich zastrzeżeń. Albo dołożę parę jeszcze. :)

Powodzenia!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08.11.2005 @ 19:48:23 
Offline
Yarpen Zigrin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15.11.2004 @ 23:09:35
Posty: 2437
Lokalizacja: Z Tychów, tak a nie inaczej, przez mieszkańców zwanych
Kolejny fragment (: troszkę wulgarnie się zrobi... prosiłbym o w miarę konstruktywną krytykę i wytknięcie błędów, o ile się komuś chce (:

Delikatnie kołysała się uprzednio poruszona przez gwałtowne ruchy wewnątrz łazienki. Oczy chłopca usilnie podążały za nią, śledziły każdy jej szczegół i zmianę kierunku, aż się całkowicie nie zatrzymała. Dopiero wtedy wyrwał się z tego dziwacznego pół-snu. Gdy już był całkowicie pewny, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, podniósł się i stanął na nogach. Nie wiedział ile czasu spędził z głową w umywalce, minutę? Dwie? Dziesięć? Właściwie nie miało to większego znaczenia, w końcu żyje i ma się całkiem dobrze, a to powinno być chyba najważniejsze. Czyż nie? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Znów zbliżył się do umywalki, tym razem jednak z większą ostrożnością i wręcz nawet… z pewnym lękiem. Włosy nadal miał mokre, więc nie wsadził ponownie głowy do wody. Szampon, szczotka, pasta do zębów i był jak nowo narodzony. Nie uniknął jednak powtórnego zanurzenia głowy w wodzie, lecz teraz wszystko poszło jak należy. Z wieszaka ściągnął swój zielony ręcznik, szybko i sprawnie wysuszył włosy, wytarł twarz i odwiesił go z powrotem na właściwe miejsce. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że spodnie, które miał na sobie, były mokre. Najprawdopodobniej było to wynikiem długiego leżenia na podłodze, nie zastanawiał się długo. Ściągnął szybko spodnie i zostawił je na podłodze łazienki. W końcu i one kiedyś wyschną, nie miał ani czasu, ani ochoty na ich rozwieszanie. Opuścił łazienkę i udał się do swojego pokoju po nowe spodnie, jak zobaczył, w szafie leżała zaledwie jedna sucha i czysta para. To były jego ulubione dżinsy, które zakładał jedynie od święta. Ubrał świeże skarpetki, buty, koszulkę i bluzę z kapturem. Gdy człowiek się tak ubiera, staje się obiektem, który wyróżnia się wybitnie, budzi nawet lęk u staruszek. Przeklęte stereotypy! Kilku bandytów założy na głowę kaptur, żeby nie było widać dobrze ich twarzy i zaraz każdy, kto posiada takowy, staje się potencjalnym przestępcą w oczach ludzi. Dżoj poprawił ułożenie „kapuzy”… jak on nie znosił tego słowa, wdawało mu się jakieś takie zamierzchłe i przestarzałe. Stojąc przed lustrem, do przypomniał sobie słowa cytatu z filmu, który oglądał u kumpla… „Jak tatuś zrobi dzióbek, to nie ma ch... we wsi” i od razu poprawił mu się humor. Próbował znaleźć jakiś głębszy sens w tych słowach, ale po chwili wydały mu się straszliwie prostackie. Spojrzał po raz ostatni na zegar, który wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści, a potem skierował się do drzwi wyjściowych z mieszkania. Chwycił za klamkę i nagle się zatrzymał. Stał w ten sposób kilka minut, nagle przez jego głowę zaczęły przelatywać najróżniejsze myśli i wspomnienia. Było to dosyć dziwaczne, gdyż nagle odczuł pewną wewnętrzną pustkę, spowodowaną brakiem bliskiej osoby, w postaci jakiejś kobiety. Uśmiechnął się lekko, od długiego czasu wmawiał sobie, że nie potrzebuje kontaktów z innymi ludźmi, zawsze uważał się za samowystarczalnego. Gdy jednak ocknął się z tego dziwacznego odrętwienia, zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał o kluczach do mieszkania, może i niewiele w nim było, ale tak czy inaczej nie mógł pozwolić na to, żeby ktoś wyniósł z niego przedmioty, które jeszcze pozostały po matce. Na szafce w przedpokoju leżał spory pęk metalowych, aluminiowych kluczy. Każdy jeden miał swoje własne znaczenie, historię i cel bytu. Wziął je i zamknął drzwi, gdy tylko znalazł się po drugiej ich stronie. Klucz nadal pozostawał w zamku, a on znów zatrzymał się na kilka chwil, tym razem jednak nie z powodu problemów egzystencjonalnych, ale zastanawiał się, o czym teraz mógł zapomnieć. Jednak nic nie przychodziło mu do głowy… nie czekał na windę, wyobraził sobie odór, jaki się w niej unosił od kilku dni. Była to wstrętna i odpychająca mieszanka alkoholu, moczu i wymiocin. Wybrał zatem schody, pomimo że zapach tam był dosyć podobny, to jednak nie aż tak intensywny. Zbiegł po nich szybko, aby jak najszybciej opuścić ukochany budynek-blok.
Na zewnątrz, wcale nie było lepiej niż w środku, wszechobecna szarość przygnębiała, ogromne budowle otaczały niewielki, betonowy plac zabaw. Jedynie kilka drzew sprawiało, że człowiek mógł poczuć się nieco bardziej naturalnie, tak jak czuli się ludzie pierwotni… Dżoj instynktownie odczuwał brak wolności. Jak się można czuć swobodnie pośród stali, szkła i tej całej sztuczności? W piaskownicy, na placu bawiła się grupka dzieci wszystkie wesołe, szczęśliwe. Kilka matek siedziało nieopodal i plotkowały na wszelakie tematy, raz ciszej, a zaraz potem zupełnie głośno, śmiejąc się przy tym grubiańsko. Widok bawiących się dzieci strasznie go irytował, być może, dlatego że sam tęsknił za taką beztroską, to były piękne czasy, gdy samemu nie trzeba było się o nic martwić, wszystko było w rękach rodziców. Jednak wraz ze śmiercią matki wszystko się zmieniło, jego świat się zaczął walić. Ciężko mu było dorastać bez matki, to niewątpliwie pozostawiło po sobie jakiś ślad, w jego psychice. Na ławce pod drzewami siedziało dwóch chłopaków, obaj byli chyba w wieku Dżoja. Rozmawiali niezbyt głośno, na ich widok twarz Nataniela nieco się rozjaśniła, postanowił podejść do nich, miał nadzieję, że uda mu się jakoś rozwiązać problem. Jak postanowił, tak zrobił i w ten sposób rozpoczęła się dla niego pierwsza rozmowa tego dnia.
- Aaa… witam, witam! – powiedział jeden z siedzących na ławce, powiedział to głosem nieco posępnym, a jednocześnie oschłym, w którym dawało się wyczuć jakąś kłamliwą radość i oraz obojętność. – Chodź do nas, może usiądziesz? – Spytał i spojrzał na swojego kolegę, który bez chwili zastanowienia, wstał i oddalił się, w kierunku drzew. Usiadł na trawie opierając się o jedno z nich.
Dżoj zbliżył się do siedzącego, czuł jednak ciągle pewien niepokój, ta postać napełniała go przeróżnymi uczuciami, jak chociażby strach, niby czego miał się bać… od palenia tego całego zielska, powoli stawał się coraz bardziej przewrażliwiony. Mimo wszystkich oporów usiadł obok niego, ławka wydała mu się wyjątkowo twarda i niewygodna, a letnia temperatura sprawiała, że farba która ją pokrywa, stała się lepka. Miał tylko nadzieję, że nie pozostaną potem ślad na ubraniu, których nie będzie w stanie doprać. To było jednak jego najmniejsze zmartwienie. Rzucił jedynie okiem na chłopaka siedzącego pod drzewem.
– Siema Mario bracie… – Odezwał się w końcu, lecz nadal nie bez lęku.
– Tak, tak. Miło, że się w końcu pokazałeś. Dawno cię nie widziałem, pomyślałem nawet, że mnie unikasz. – Odpowiedział, położył prawą nogę na drugiej i jedną rękę położył na oparciu ławki. Zamknął oczy i czekał na jakąś odpowiedź. Gdy cisza się przedłużała, a oczekiwane słowa nie padły, spojrzał na Nataniela wzrokiem, od którego chłopaka oblał zimny pot. – Oczywiście pamiętasz o swoim długu. Ostatnio brałeś u mnie trochę na kredyt, jak chyba wiesz coś takiego robię tylko dla przyjaciół, dlatego też oczekuję zwrotu kasy. Obaj wiemy, że lepiej będzie oddać.
– Nie martw się… oddam – Powiedział nieco zaniepokojony, nie czuł się najlepiej. Znacznie lepiej dla niego by było gdyby pozostał dziś w domu.
– Zatem pytam się kiedy? Kiedy mogę oczekiwać na zwrot?
– Jeszcze w tym tygodniu…
– Co ty ze mną w ch... lecisz, czy co?! – Wrzasnął Mario najwyraźniej mocno zdenerwowany, kobiety siedzące na ławce nieopodal przerwały dotychczasowe plotki. Chłopak siedzący pod drzewem zerwał się, ale ruch dłonią wykonany przez kolegę, uspokoił go całkowicie. – Tak samo mówiłeś ostatnim razem i chcę zobaczyć tą kasę jeszcze dziś! Rozumiesz, ^cenzura^?! – Zapytany pokiwał głową, odpowiadając twierdząco na pytanie. – A więc dobrze, gówno mnie obchodzi jak, chcę ją dostać dziś wieczorem. Będę z kilkoma kumplami w Kairo, dziś jest większa impreza, bramkarz cię wpuści bez problemu, tylko się przedstaw En.
Mario wstał z ławki i odszedł w kierunku monopolowego, a chłopak siedzący do tej pory pod drzewem, udał się za nim. Dżoj pozostał na miejscu nie mogąc się ruszyć. Po jego głowie krążyło tysiąc różnych myśli, których nie był jeszcze w stanie ogarnąć. Przypominał sobie każde jedno słowo z tej niezbyt przyjemnej rozmowy. Serce biło mu bardzo szybko i głośno, czuł że mocno zbladł.

_________________
21. 04. 2006


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08.11.2005 @ 20:36:54 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.12.2004 @ 21:09:53
Posty: 3423
Lokalizacja: Poznań - Trzcianka, Trzcianka - Poznań.
Na początku trochę za gęsto pojawiają się spodnie. Jest kilka zdań, które inaczej ujęte byłyby zgrabniejsze i łatwiejsze w odbiorze. Pierwszy fragment był lepszy. IMHO wszystko oczywiście. Czekam na kolejną część. Z zaciekawieniem:]


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08.11.2005 @ 21:03:19 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21.04.2005 @ 2:59:03
Posty: 3537
Lokalizacja: Koszalin
Cytuj:
...odwiesił go z powrotem na właściwe miejsce


Skoro go odwiesił to wiadomo, że z powrotem. I po co właściwe? IMHO tak brzmiało by lepiej: odwiesił go na miejsce.

Cytuj:
...słowa cytatu z filmu


Zbędny wyraz, albo słowa z filmu, albo cytat z filmu. Słowa cytatu brzmią... Źle brzmią.

Cytuj:
Wziął je i zamknął drzwi, gdy tylko znalazł się po drugiej ich stronie


Piękne zdanie ;-).

Cytuj:
...kłamliwą radość i oraz obojętność.


Zdecyduj się, albo "i", albo "oraz".

Tyle wyłapałem w biegu. Natomiast, co do oceny tekstu to, no cóż, nie mój klimat. Jednak życzę powodzenia.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.01.2006 @ 22:22:25 
Offline
Yarpen Zigrin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15.11.2004 @ 23:09:35
Posty: 2437
Lokalizacja: Z Tychów, tak a nie inaczej, przez mieszkańców zwanych
Wciąż siedział na ławce nie mogąc się z niej podnieść. Zamknął oczy i zacisnął je tak mocno jak tylko potrafił, próbując oderwać się od tego wszystkiego i chcąc zapomnieć. Otworzył je… świat był niewyraźny, rozmazany, taki nierealny, że aż bolało go wszystko. Obraz przed jego oczami szybko się zmieniał, nie miał pojęcia co się z nim działo. Bloki, huśtawki, coś jeszcze, a potem znów to samo i coraz prędzej i prędzej. Upadł na ziemię. Wciąż kręciło mu się w głowie, obraz wciąż się mieszał, pomimo że już się nie poruszał. Plotkujące kobiety, przerwały swoje zajęcie i przyglądały mu się z pogardą oraz oburzeniem. Lekki uśmieszek gościł na ich ustach, wkrótce przemienił się w szepty, ironiczne dźwięki. Nataniel zerwał się na nogi, szybko otrzepał z siebie kurz i ostatni raz spojrzał w stronę piaskownicy. „I wy, moja droga gówniarzerio, będziecie mieli problemy… bawcie się spokojnie póki możecie, póki nie macie zmartwień!” Nie zwracał już uwagi na kobiety, odwrócił się i poszedł zdobyć pieniądze, które był winny Mario…

Rozdział Drugi

Już drugą godzinę włóczył się po ulicach miasta, zupełnie jakby nie miał żadnego celu w tym, co robił. Czas płynął nieubłaganie, a Dżoj nadal nie znalazł sposobu na zdobycie potrzebnych pieniędzy. O pójściu do ojca nie mogło być mowy, macocha całe dnie spędzała poza domem, niewiadomo z kim i po co. W samym mieszkaniu nie było rzeczy, które można by sprzedać. Gdyby nigdy nie zaczął palić, pewnie nie byłoby problemu… ale teraz było już trochę zbyt późno na takie refleksje. Właściwie jak to się stało, że zajarał po raz pierwszy? Próbował myśleć, lecz nie mógł się skupić na jednym obrazie. W końcu wszystko zaczęło się segregować, tak jak należy.
Ciemna noc, gwiazdy i głośna muzyka dobiegająca z wnętrza klubu, ciągle nie dawały się uspokoić. Straszliwie irytowały go takie imprezy, gdzie wszystkie dziewczyny ostro piły i dupiły się po kątach bez opamiętania, z byle kim. Nataniel miał już dość siedzenia, gdy inni się dobrze bawili. Alkohol tylko pogłębiał jego przygnębienie, dlatego też po kilku głębszych, wyszedł na dwór żeby się nieco przewietrzyć, ale zimny wieczór potrafił skłonić jedynie do refleksji. Gwiazdy błyszczały mocno, światła w pobliskich blokach już pogasły… zrobiło się tak pusto dookoła. Oparł się o stalową barierkę i zaczął się wpatrywać w czarne niebo, jedynie różnobarwne błyski z wnętrza klubu zakłócały tą wizualną ciszę. Oddech przyspieszał i zwalniał, głowa zaczęła coraz mocniej pulsować, serce biło szybko i głośno, niemal zagłuszając muzykę. Chciał przeskoczyć przez barierkę i uciec jak najdalej stąd, ale powstrzymywała go obietnica, dana pewnej koleżance. Miał zostać do końca na imprezie, musiała przekonywać go długo, bardzo długo, ale w końcu się udało. Sam nie wiedział dlaczego się właściwie zgodził, czy dlatego, że chciał się wyrwać z domu, czy dla uczucia, które do niej żywił. Kochał ją bardzo, skrycie, nigdy nie odważył się jej tego powiedzieć. Była jego koleżanką z klasy, a on nigdy nie trawił takich związków. Jej oczy prześladowały go w nocy, ciemno-brązowe niemal czarne, piękne i wielkie, migdałowe. Śniła mu się często, jednak mimo swojej miłości, czuł do niej wielką nienawiść, czasem jej zachowanie doprowadzało go do szału. Nawet teraz, gdy tak patrzył na niebo, widział ją w całej okazałości, tęsknił do niej, pomimo tego, że była tak blisko. Sam nie mógł zrozumieć, co w tej chwili do niej czuł. Jednak bardziej od niej potrzebował teraz, czymś zająć swój skołatany umysł, jakiejś rozmowy z kumplami, wyjścia kulturalnie na piwo. Robiło się powoli zimno, coraz więcej osób wychodziło z klubu, ale muzyka nie cichła. Śmiechy się wzmagały, doprowadzając chłopaka do białej gorączki. Stał coraz mocniej zaciskając ręce na barierce, poczuł, że w tej chwili mógłby ją wyrwać i rzucić nią w kogoś. Wydawało mu się, że ktoś stanął obok niego i nie mylił się. To był Mario, którego poznał na jakiejś imprezie… to chyba była jakaś popijawa w piwnicy, w którymś z pobliskich bloków, była to nawet ładnie urządzona miejscówka z meblami, radiem i lodówką. Wewnątrz mieściło się kilkanaście osób, lecz niedawno została zajęta przez administrację budynku, ze względu na częste zakłócanie ciszy nocnej. Mario zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na stojącego obok chłopaka, wyjął z kieszeni paczkę papierosów, zapalniczkę i zapalił. Dym papierosowy od zawsze drażnił Nataniela, więc miał ochotę odejść, lecz po chwili usłyszał.
– Może chcesz zajarać? – Spytał stojący obok, nie patrząc na tego, do którego kierował swoje słowa. Dżoj nie miał najmniejszego zamiaru palić tego świństwa, ale nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdy palący znów się odezwał. – Nie mam na myśli fajek… mam coś znacznie lepszego. Chcesz? – Dopiero, gdy wyrzucił papierosa spojrzał na chłopaka.
– Co masz na myśli? – Spytał Nataniel niepewnie, wodząc oczami po ziemi. Nie wiedział czego się może spodziewać, słyszał co nieco o swoim rozmówcy. Bez niego nie odbywała się żadna impreza w tej dzielnicy.
– Chcesz sobie zajarać zioło. Mam przy sobie parę blantów, mogę ci jednego dać. – Gdy nie doczekał się odpowiedzi, zmienił nieco ton głosu i zapytał. – Myślałeś kiedyś o śmierci, marzyłeś o zakończeniu swoich cierpień emocjonalnych? – Gdy Nataniel skinął twierdząco głową, Mario uśmiechnął się lekko i wyciągnął z kieszeni skręta. Uniósł go dwoma palcami na wysokość oczu, tak aby obaj widzieli go dobrze. – To! Nie pozwoli ci już dłużej tak myśleć. Poczujesz się dużo lepiej i oderwiesz się nieco od rzeczywistości.
– Nie… ja nie palę… – Padła odpowiedź, słowa nieśmiałe, zupełnie jakby zrozumiał infantylność swoich słów. Poczuł się jak dziecko, które wstydzi się zrobić czegokolwiek, pod czujnym wzrokiem mamusi. Słowa wypowiedziane przez drugą osobę, zaczęły szybko krążyć po jego głowie, uruchamiając wielką machinę refleksji.
– Nie będę Cię próbował przekonać. Jak nie chcesz to nie.– Zacisnął lekko dłoń na skręcie i wsadził ją do kieszeni. Zapadła cisza, nawet pomimo głośnej muzyki, czuło się niezręczność sytuacji.
– Zaczekaj! – Wykrzyknął, poczuł jednocześnie, że dobrze postąpił nie dając mu odejść. Miał ochotę spróbować czegoś nowego, ale też chciał jakoś podziałać, na swój obolały i umęczony umysł. Niemal błagalne spojrzenie sprawiło, że Mario uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie. Nataniel jednak poczuł krople zimnego potu spływające po plecach, miał wrażenie, że za chwilę zdarzy się coś złego.
– Masz… – powiedział Mario, jakby od niechcenia i rzucił Dżojowi skręta, pomimo że stał zaledwie metr, może trochę więcej od niego. – Ten jest za darmo, mam nadzieję że ci się spodoba, to moja specjalna mieszanka. Jak to mówią u nas… Enjoy! – Po tych słowach odwrócił się w stronę barierki i wychylił się przez nią. Stał tak przez krótką chwilę w zamyśleniu. Cisza pogłębiała się coraz bardziej, a po chwili stała się niezręczna dla Nataniela. Nie miał zapalniczki, ani nawet zapałek, jakoś głupio mu było prosić Mario o coś jeszcze. Ten jednak czuł, czego potrzeba jego nowemu, stałemu klientowi. Wyciągnął z kieszeni nową, plastikową zapalniczkę i rzucił w taki sam sposób, jak to wcześniej zrobił ze skrętem.
Dżoj przyjął chętnie i ten podarek… jednak nadal wahał się co do tego, czy jest gotów na krok, który jeszcze przed chwilą postanowił wykonać. Mimo wszystko przeważył strach, strach że zostanie wyśmiany za swój brak odwagi, że zbłaźni się przed nowym znajomym. Wziął zatem blanta do ust i drżącymi dłońmi próbował posłużyć się zapalniczką. Nie wychodziło mu to przez dłuższy czas, aż po kilku próbach, w końcu udało się. Pierwszy strumień dymu wpłynął do jego płuc. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, przez chwilę miał wrażenie, że się za chwilę udusi. Dym drapał go i gryzł, a każda sekunda, gdy był w środku, wydawała się wiecznością. Wraz z oddechem wypłynął na zewnątrz przez nozdrza. Chłopakowi zakręciło się w głowie, mimowolnie zaciągnął się drugi raz. Teraz jednak było gorzej niż poprzednio, dym wydał się jeszcze bardziej nieznośny, ale z chwilą gdy opuścił jego ciało, poczuł ulgę. Dlaczego to sobie robi? Dlaczego musi się truć i dusić… widać tak musiało być. Przez parę chwil miał ochotę zwymiotować, ale to szybko przeszło. Zaczęło się robić błogo, świat wokół stał się jeszcze mniej realny niż do tej pory. Dżoj wypalił całego skręta, oparł się o tą samą barierkę, choć teraz wyglądała nieco inaczej. Mocno przetarł oczy, przez chwilę czuł się dziwnie, nie mógł ustać spokojnie w jednym miejscu.


Cóż kolejny... ekhm fragmencik. Koszmarnie ciężko idzie mi pisanie tego, ale obiecalem sobie, że to ukończę. C.D. nastąpi :)

_________________
21. 04. 2006


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.01.2006 @ 22:45:36 
Offline
Król Dezmod
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.12.2004 @ 21:09:53
Posty: 3423
Lokalizacja: Poznań - Trzcianka, Trzcianka - Poznań.
Nie mam czasu na wyłapywanie błędów, więc tylko to, co wybitnie rzuciło mi się w oczy...
Glifion pisze:
...Robiło się powoli zimno...

powoli robiło się zimno.
Glifion pisze:
...zrobiło się tak pusto dookoła...

Dookoła zrobiło się tak pusto.
Ten fragment IMO zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Opowiadanie (czy co tam z tego masz zamiar zrobić:P) zapowiada się nadal baaardzo obiecująco. Czyta się przyjemnie i lekko.
Czekam na dalsze rozdziały.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 02.01.2006 @ 23:07:48 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.09.2004 @ 11:38:26
Posty: 7402
Lokalizacja: Kraków/Warszawa
Postaram się jutro znaleźć czas na przeczytanie całości. Na razie widzę, że styl jest mocno przyciężkawy, a to nie pomaga w odbiorze. No i ten nieszczęsny nadmiar przecinków...

Glifion pisze:
Tekst jest ciężki... hmm to możliwe, przyznam, że to co piszę nigdy nie czyta się lekko.


Powinno być odwrotnie- ty ciężko pracujesz pisząc, czytelnikowi lekko się to czyta. To jest coś, nad czym koniecznie trzeba popracować.

Glifion pisze:
Pomysł jest i to nawet dosyć wyraźny. Jako autor, czytając pierwsze kawałki widzę już zarys przyszłej akcji, która nie będzie najważniejsza dla całości


Widzisz, tylko pomysł to jest coś, co dość szybko powinien być w stanie dostrzec czytelnik.

Update: przeczytałam całość, jak obiecałam. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że ze stylem jest bardzo cienko i trzeba nad tym popracować. Zbytnią wagę przywiązujesz do szczegółów, jak to już napisano przy okazji tego nieszczęsnego pudełk zapałek. Popadasz chwilami w bardzo górnolotne tony.
A tutaj kilka rzeczy, które szczegółnie zwróciły moją uwagę:

Cytuj:
Dosyć długo zmieniał ich ustawienie, aż nie otrzymał odpowiedniej temperatury


Czyli jednak nie miał odpowiedniej temperatury wody.

Cytuj:
Kilka matek siedziało nieopodal i plotkowały na wszelakie tematy


Siedziało i plotkowało, nie plotkowały. Zgodność rodzaju jest konieczna:)

Cytuj:
Jak postanowił, tak zrobił i w ten sposób rozpoczęła się dla niego pierwsza rozmowa tego dnia


Bardzo niezręczne jest to zdanie. Wprowadź inaczej dialog.

Cytuj:
powiedział to głosem nieco posępnym, a jednocześnie oschłym, w którym dawało się wyczuć jakąś kłamliwą radość i oraz obojętność.


Nie za dużo emocji jak na jeden głos?:)

Cytuj:
Lekki uśmieszek gościł na ich ustach, wkrótce przemienił się w szepty, ironiczne dźwięki


Co za ironiczne dźwięki?

Cytuj:
niewiadomo


nie wiadomo

Cytuj:
jedynie różnobarwne błyski z wnętrza klubu zakłócały tą wizualną ciszę


Wizualna cisza? No proszę. Ale "tę", jeżeli już, nie "tą". Zakłócały kogo?co? tę ciszę, nie kim?czym? tą ciszą:)

Cytuj:
Nie będę Cię próbował przekonać


Piszesz opowiadanie, nie list. Zaimki nie powinny byc pisane wielkimi literami.

_________________
I will always need your love/Wish I could write it in the daily news
You, on the other hand, are a sweet little eclair on the outside and a pit bull on the inside- Charlaine Harris


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group