Trzy dni temu: jako dwórka latałam po mieszczącym się nad brzegiem jeziora (chyba był nawet jakiś festyn wędkarski) renesansowym Wawelu i szukałam ze znajomym ochmistrzem jakiegoś kotka bez zębów:)
Dwa dni temu: Ministerstwo oświaty wykryło luki w szkolnym programie nauczania. Zgodnie z nowym rozporządzeniem studenci, którzy nie zaliczyli na czas sesji, musieli się teraz wrócić do podstawówko-liceum na jakiś kurs uzupełniający. No i chodziliśmy tacy ponurzy na głupie drętwe lekcje, a ja czułam, że już niczego nie pamiętam i świat mi się wali. Okropne, okropne naprawdę.
Dzisiaj: biegłam na jakiś trening z rozpuszczonymi potarganymi kłakami, w gieźle i traperach na gołe nogi. I w biżuterii. Weszłam do jakiegoś mojego nowego domu, gdzie było sporo ludzi, chyba współlokatorów. Poza moim normalnym tapczanem na podłodze stał taki kojec dla dzieci, w którym miałam spać. Nagle w budynku zaroiło się od groźnych przestępców, którzy udawali listonoszy, tyle tylko, że odbierali ludziom listy, zamiast je roznosić. Moi współlokatorzy (agenci) nie wiedzieli dokładnie o co chodzi owym przestępcom, więc podjęłam się rozpracowania jednego z nich. Zaprosiłam go do domu (dalej byłam w gieźle), usadziłam na tapczanie i zaczęłam dyskretnie wypytywać o to i owo. Chłopak skarżył się na kaszel i ból gardła, więc wybiegłam do kuchni i zaangażowałam wszystkich do poszukiwania butelki z przeziębieniową ziołową nalewką. Nie pamiętam jak się to skończyło:)
_________________ Święte Gramatyko i Ortografio, módlcie się za nami.
|