Renegat
Opowiadanie fanfiction.
............................Śpiew ptaków i migotliwe słoneczne światło przebijające się przez korony drzew towarzyszyły jeźdźcowi od wczesnego świtu. Słońce było już wysoko, a on wciąż samotnie przedzierał się przez puszczę. Wszystkich swoich ludzi - szóstkę konnych kuszników, dwóch mistrzów mularskich i czterech rosłych pomocników - wraz z dwoma wozami sprzętu i zapasów, zostawił w obozie rozbitym przy głównym szlaku. To dobrzy ludzie, ale nie chciał wystawiać ich na próbę ponad siły. Końcówkę drogi musiał pokonać sam.
............................Przed chwilą odczuł od dawna oczekiwaną zmianę. Z pewnością to nie droga się zmieniła. Wciąż była tylko wąską ścieżką wśród drzew. Jego nogi tak samo jak przed chwilą ocierały się o chaszcze, a kolczaste gałązki jeżyn czepiały się jego szarego płaszcza. Jednak właśnie teraz stracił ochotę do dalszej jazdy. Bez żadnej istotnej przyczyny nabrał pewności, że jedzie w niewłaściwym kierunku. Chęć zawrócenia konia stała się nieznośna.
............................Podróżny nie zawrócił. Wymruczał zaklęcie ochronne i uśmiechnął się do siebie: był prawie na miejscu. To czar ukrywający chciał go zatrzymać. Zwykłego podróżnika może by zawrócił, lecz nie jego – doświadczonego czarodzieja.
............................Z przyzwyczajenia wysłał sondę, lecz wiedział, że niczego nie znajdzie. Magia tego miejsca nie poddawała się jego badaniu. Była jak wody górskiego jeziora: głęboka, spokojna i potężna. I absolutnie niedostrzegalna dla kogoś, kto szukałby tętniącego źródła.
............................W końcu wśród migoczącego w słońcu listowia pojawiły się plamy śnieżnej bieli. Z każdym krokiem zasłona zieleni stawała się rzadsza, aż nagle, w jednej chwili, oczom podróżnego ukazał się pałac.
............................Choć czarodziej był tu już wielokrotnie, widok wciąż robił na nim ogromne wrażenie. W pierwszej chwili zaskakiwał, zdawał się nierealny. Smukłe wieżyce pięły się wysoko ponad zieleń drzew. Białe, ażurowe łuki i rozety tworzyły konstrukcje tak delikatne, że zdawały się nie wykute w kamieniu, a splecione z giętkich roślinnych łodyg. Po kilku chwilach umysł obserwatora oswajał się z dziwną budowlą, dostrzegał jej piękno i harmonię, wyłapywał ukryte przez budowniczych rytmy. Oko odnajdywało znajome proporcje, uniwersalne zasady przywodzące na myśl strukturę płatka śniegu, lub geometrię żywego liścia. Cały pałac zdawał się być żywą istotą, cudowną rośliną rozkwitłą pośród puszczy. Czarodziej kolejny raz z podziwem i czcią pomyślał o twórcach tego miejsca. Musiał jeszcze chwilę postać, nasycić oczy cudem w całej jego okazałości, nim wjechał między drzewa ogrodów.
............................Okalające pałac ogrody także nie przypominały ludzkich – właściwie były częścią lasu. Elfy korzystały z darów przyrody, ale nie formowały jej przemocą według własnej woli. Mech i brązowa ściółka lasu płynnie przechodziły w soczystą murawę ścielącą się do samej bramy pałacu. Trawa była intensywnie zielona, mimo panujących od wielu dni upałów.
............................Bez przeszkód przejechał pod białą, ażurową bramą i znalazł się na pałacowym dziedzińcu. Końskie podkowy zadzwoniły po marmurowych płytach, płytkie echo odbiło się od cienistej kolumnady okalającej plac.
............................Zatrzymał się obok marmurowej misy fontanny. Jego wzrok przyciągnęły bajecznie kolorowe mozaiki falujące pod powierzchnią wody. Na twarzy poczuł dotyk kropelek mgiełki, mieniącej się w słońcu kolorami tęczy. Czarodziej zsiadł z konia, nabrał w dłonie wody i obmył twarz. Potem oboje – jeździec i koń – ugasili pragnienie.
............................Z pałacu wyszedł wysoki, jasnowłosy Elf. Skrzyżował ręce na piersi i przyjrzał się przybyszowi. Zauważył jego prosty podróżny strój i przypasany do boku miecz.
............................- Postrach szczurów wybrał się na grubego zwierza – powiedział z lekką tylko kpiną w głosie, dowodzącą niezwykłej sympatii dla przybyłego. – A może porzuciłeś pracę naukową , aby na starość zakosztować wojaczki?
............................Czarodziej wierzchem dłoni obtarł wodę z ust.
............................- To moja praca porzuciła mnie, paniczu Espane, - odrzekł cierpko. – Przed tygodniem wybuchła wojna. Jestem uciekinierem we własnym kraju.
............................- A, to witamy w klubie – Elf wyszczerzył równiutkie zęby.- Poproś o naukę naszych Wilków. Dowiesz się jak kryć się po lasach, pić wodę z leśnych źródełek i rozpoznawać północ po pniach drzew.
............................- Nie drwij ze mnie – czarodziej zacisnął usta w wąską kreskę. Od dawna starał się o dostęp do elfich ksiąg. - Mam pilne wieści dla waszej Królowej.
............................Elf uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
............................- Znamy wszystkie Twoje wieści, magiku. Od trzech dni zachód słońca przesłaniają dymy pożarów. Członkowie Rady od dawna zastanawiają się, czy bardziej zbierasz dla nas wieści, niż nosisz je dla d’hoine. Że tak się wyrażę - palą się do tego, aby zadać Ci parę pytań. Z pomocą czerwonego żelaza.
............................Czarodziej wiedział wystarczająco dużo o Elfach, by zachować kamienną twarz. To był blef obliczony na przestraszenie człowieka. Elfy uważały okazywanie uczuć za dowód prymitywizmu, niedorozwoju emocjonalnego. Ogromną satysfakcje sprawiało im odczytywanie uczuć z ludzkich twarzy.
............................Gdy stało się jasne, że tym razem czarodziej nie dostarczy rozrywki, Elf bez słowa odwrócił się i ruszył do pałacu. Otworzył drzwi, ale zatrzymał się, odwrócił przez ramię i z wypracowaną niedbałością powiedział:
............................- Królowa przychyliła się do twojej prośby. Wbrew opinii Rady, oraz mojej własnej.
............................Ażurowe drzwi trzasnęły z odgłosem zadającym kłam ich delikatnej strukturze. Czarodziej pozostał sam na dziedzińcu. Powoli przeszedł pod ocienioną kolumnadę i przystanął przy pięknym różanym krzewie. Po raz kolejny rozmyślał nad wydarzeniami ostatnich dni, nad wyborami, które skazały go na wygnanie. Czy mógł postąpić inaczej? Czym się kierował? Z pewnością nie sympatią do Elfów. Trudno było ich lubić – dumnych i aroganckich, ciężko pracujących na swą opinię istot pozbawionych uczuć. Ile lat życia mógłby zaoszczędzić, gdyby zechciały podzielić się z nim choćby małą cząstką swej wiedzy. Z drugiej strony...
............................Z drugiej strony uważał, że należy dotrzymywać układów. Że królewskie słowo więcej waży niż cedr i mahoń z puszcz Kaedh Vain, że pieczęcie władców mają większą wartość od wosku, na którym zostały odciśnięte.
............................Jednak żaden z władców nie zareagował, gdy pośród puszcz na wieki oddanych we władanie Elfom, pojawiły się osady drwali. Nie zareagowali i później, gdy osadnicy przywieźli żony, rzemieślników i kapłanów, gdy wokół osad pojawiły się baszty i ostrokoły. Ani gdy na ziemi wydartej puszczy pojawiły się chłopskie pługi.
............................Dopiero gdy elfie Wilki spaliły dwie ludzkie osady, w stolicy zawrzało: książęta i kupcy, mieszczanie i chłopi, zgodni jak nigdy, zażądali krwi. Wybuchła fala prześladowań, konfiskat i deportacji. Elfy, którym udało się ujść z redańskich miast tylko z wyciętą na czole runą elle, mogły mówić o wyjątkowym szczęściu.
............................W podsycaniu nienawiści czarodzieje także mieli swój udział: Wielka ekspedycja marszałka Raupennecka nigdy nie doszłaby do skutku, gdyby nie milcząca zgoda Rady. Jego samotny głos sprzeciwu nie przechylił szali, za to ściągnął na głowę nienawiść novigradzkich wielmoży. Nie sprzeciwił się ani Wielki Bekker - niedołężny, zaśliniony starzec, ani Giambattista, który już od lat nie wystawiał nosa poza szkołę w Mirthe. Ostatecznie Rada nie zajęła stanowiska, pozostawiając wolną rękę władcom. Przed tygodniem wojska Raupennecka bez przeszkód sforsowały Likselę i wkroczyły na ziemie Elfów, mordując i paląc wszystko, co napotkały na swej drodze.
............................Czarodziej usiadł na ławeczce w cieniu oplecionej bluszczem kolumnady. Zmęczenie podróżą dawało mu się we znaki. Cichy, jednostajny szept fontanny koił zmęczone zmysły. Harmonijne łuki i wieże pałacu przyciągały wzrok, zapraszały, niczym kształty młodej dziewczyny, aby podziwiać ich doskonałe proporcje.
............................Pałac nie posiadał żadnych umocnień. Elfy nie miały najmniejszych szans na skuteczną obronę przed ekspedycją. Czarodziej wiedział, że pod ciosami bojowych młotów i toporów marmur z Amell kruszy się jak lukrowane ciasteczko.
............................Elaine Findabair, Pani Dol Blathanna spod długich rzęs obserwowała siedzącą na tronie starą kobietę. Patrzyła na żywą legendę uwięzioną w pomarszczonym ciele, o którego pięknie przypominały jedynie błyszczące szmaragdowym blaskiem oczy. Trudno było uwierzyć, że siedzi przed nią ostatnia Podróżniczka, która przed wiekami przybyła do nich poprzez Wrota Światów.
............................Żywa legenda siedziała zgarbiona, zgięta pod brzemieniem lat i wydarzeń, wpijając pożółkłe palce w poręcze tronu. Oczy pozostałych sześciorga Elfów utkwione były w napiętej twarzy Królowej. W sali tronowej pałacu Shaerrawedd panowała pełna oczekiwania cisza.
............................- Nie będziemy walczyć - zmęczonym głosem powiedziała Królowa.
............................Salę wypełnił polifoniczny pomruk uwag i komentarzy.
............................- Pani Shiadhal ! – młoda Elfka uniosła się w fotelu. Miała na sobie czarny, wojskowy strój ze skórzanymi butami powyżej kolan, zdaniem Elaine absolutnie nieodpowiedni dla Elfki królewskiej krwi. Jej wysoki, zapalczywy głos przebijał się ponad głosami innych członków Rady – Jeśli teraz się cofniemy, już zawsze będziemy uciekać!. Musimy przyjąć bitwę, póki jeszcze mamy armię. Nasze Wilki wciąż budzą grozę wśród d’hoine. Mamy łuczników, którzy...
............................ Aelirenn ! – siwowłosy elf przerwał jej ostro, spojrzeniem przyszpilił do fotela – zrozum, luned, Królowa nie będzie się przed tobą tłumaczyć. Podjęła decyzję.
............................Elfka opadła na fotel, przygryzła wargę. Z jej twarzy można było czytać emocje jak z księgi. Jak z twarzy ludzi.
............................Królowa uniosła dłoń i pomruk na sali zgasł.
............................ - Nie możemy sobie pozwolić na militarną klęskę ani na bohaterską śmierć – mówiła wolno, z wysiłkiem, wyraźnie akcentując słowa. – Naszym obowiązkiem jest przetrwanie. Przeniesiemy stolicę do Dol Blathanna. Pani Findabair obiecała nam schronienie.
............................- Dolina Kwiatów jest do Twojej dyspozycji – Elaine Findabair uprzejmie skłoniła głowę. Jakże mogłaby odmówić Królowej? – Tam d’hoine nas nie dosięgną. Zbudowaliśmy system umocnień i przejść, dzięki któremu możemy bronić się wieki.
............................Królowa spojrzała na nią dziwnie. Co było w tym wzroku? Litość? Rozbawienie?
............................Przed rzeźbą z białego marmuru stoi wysoki Elf w prostej, szarej tunice. W jego włosach widać pasma siwizny. Elf cierpliwie poleruje marmurowe ramię posągu. Co jakiś czas prostuje się, przechyla głowę i ocenia efekt swojej pracy. Polewa marmur wodą z konchy, nakłada na szmatkę trochę pasty i - garbiąc się nieco – powraca do pracy. Na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu. Posąg niedługo będzie gotowy. ............................W tle bieleje rozłożysta bryła pałacu. Marmur jest tak jasny, że kłuje w oczy. Niektóre łuki wznoszą się strzeliście ku niebu, ale wiele z nich ledwie wystaje z ziemi, wspierając się na misternej konstrukcji rusztowań. Budowa potrwa jeszcze wiele dziesięcioleci. Elfy są długowieczne. ............................Kilka kroków od rzeźbiarza stoi mały chłopiec. Trzyma w ręku konika rzeźbionego w lipowym drewnie. Konik ma małą głowę i bardzo cienkie pęciny. Z jasnego drewna wyrzeźbiona jest nawet powiewająca w pędzie grzywa. Chłopiec w skupieniu obserwuje pracę wysokiego Elfa. W jego wielkich, migdałowych oczach odbija się biel rzeźby. I bezgraniczny podziw. ............................Oczy są okrągłe ze zdziwienia. Płoną szafirowym blaskiem w twarzy kilkunastoletniej, popielatowłosej dziewczynki ubranej w prosty podróżny płaszcz. Dziewczynka stoi pośród rumowiska kamiennych płyt i potrzaskanych kolumn, obrośniętych bluszczem, mchem i pokrzywą. Nie ma pałacu. W jej oczach pojawia się żal, niejasne ale dławiące poczucie straty. ............................Wielkie, szafirowe oczy mają kształt migdałów. Należą do pięknej, lecz niemłodej Elfki, która....
.............................................................................. ... stała przed nim, przyciskając do piersi zniszczoną księgę. Czarodziej odsunął od siebie senne obrazy dla bieli dziedzińca i szumu fontanny. Ale żal ze snu, żal za snem, już zapuścił w nim korzenie. Kątem oka zauważył pogardliwe uśmieszki Elfów z królewskiej świty. Trochę za szybko wstał z ławki, zapanował nad zawrotem głowy i ukłonił się przed Elfką.
............................- Squass me – wyszeptał, nie próbując nawet wydobywać dźwięku z zaschniętego gardła.
Królowa zbliżyła się, wyciągając ku niemu księgę.
............................- Dziękuję, Pani – powiedział, delikatnie odbierając księgę z rąk Elfki. Wciąż nie był pewien, czy nie śni. – Wszystko, co mogłem Ci zaoferować, to spóźnione ostrzeżenie. Czemu, Pani, zmieniłaś decyzję?
............................- Myślałeś, że kupisz u mnie księgę? Za zasługi? - uśmiechnęła się, ukazując rząd małych, równych zębów. – Zaiste, nisko nas oceniasz, magiku.
............................- Próbuję Cię zrozumieć. Oddajesz niebezpieczną broń najgroźniejszemu wrogowi...
............................- Moi wrogowie są tam – Elfka ruchem głowy wskazała zachód. – Palą i zabijają. Ciebie nie ma wśród nich. Choć pragniesz naszej wiedzy bardziej niż czegokolwiek na świecie.
............................Elfka spojrzała czarodziejowi w oczy. Nie wyczuł magicznego sondowania, lepkiego dotyku w głowie. Ale pod jej spojrzeniem poczuł się nagi, przezroczysty jak woda w misie fontanny prześwietlana promieniami słońca.
............................- Co zrobisz z księgą? Powiedz, magiku, jaki użytek zrobisz z wiedzą, której tyle lat pragnąłeś?
............................- Chciałbym... - zająknął się, odkaszlnął w zwiniętą dłoń. Pod tym spojrzeniem jego plany nagle straciły wyrazistość, stały się naiwne i dziecinne. - Mam nadzieję... skorygować parę ludzkich cech. Potrafię już wyizolować i zablokować pewne geny...
............................Stara Elfka uśmiechnęła się smutno.
............................- Czy naprawdę myślisz, że jesteś w stanie uleczyć swój gatunek? Możesz poprawić wyłupiaste oczy, wyostrzyć zmysły. Ale czy sprawisz, by ludzie zaczęli zastanawiać się nad tym, co zmysły im przekazują? Możesz nadać smukłości okrągłym uszom, ale czy potrafisz wysmuklić duszę, by skłaniała się ku rzeczom wielkim i pięknym? Bądź ostrożny z genetyką, magiku, bo możesz stworzyć monstrum.
............................Stara kobieta odwróciła głowę, trzy razy klasnęła w dłonie.
............................- Odjeżdżamy – powiedziała władczym tonem. Dziedziniec natychmiast zaroił się od małych, szarych Elfek wynoszących z pałacu pakunki, zwoje i skrzynie.
............................- Ja niedługo odejdę, magiku – spojrzała mu w oczy, a czarodziej od razu pojął o czym mówi. – Niedługo Wrota Światów znów się dla mnie otworzą. Ale zdążyłam zrobić zasiew. Zostawiam drobną cząstkę siebie, którą czeka długa i mroźna zima, nim będzie miała szanse wykiełkować. Dlatego zgodziłam się na Twoją prośbę. Żebyś i ty miał swoją szansę, nim staniesz przed Wrotami, które otworzą się dla Ciebie. To ostatnia wola starej kobiety.
............................Czarodziej otworzył usta, ale uciszyła go ruchem dłoni.
............................- Jestem stara. Starsza od niektórych gatunków w Twoim świecie. Ale nawet ja nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Żarna Losu mielą powoli, magiku. Kto wie, co z tego wszystkiego wyniknie?
............................Znów się uśmiechnęła, tym razem wesoło, prawie łobuzersko. Przez krótką chwilę dostrzegł w niej piękną dziewczynę. Z innych miejsc, innych czasów.
............................- Żegnaj, magiku – odwróciła się, zrobiła krok ku grupie Elfów, którzy obstąpili ją ze wszystkich stron, pochłonęli jak wody jeziora.
............................- Żegnaj, Królowo – odpowiedział cicho. W ostatnim słowie zawarł szacunek, jakim dotąd nie obdarzył żadnego władcy.
............................Zapakował starą księgę do juków, wsiadł na konia i ruszył przez kamienne płyty dziedzińca. Przed białą bramą zatrzymał się, obejrzał, ostatni raz objął wzrokiem smukłe wieże pałacu. Jestem ostatni, pomyślał. Nie, jestem jedynym człowiekiem, który widział Shaerrawedd. Poczuł jak na gardle zaciska mu się koścista dłoń żalu. Wysiłkiem woli powstrzymał łzy napływające mu do oczu. Nie przy Elfach.
............................Przejechał przez bramę i skierował konia na leśną dróżkę prowadzącą do głównego szlaku. Jutro o świcie zwiną obóz i wyruszą na wschód.
............................Na północny wschód, ku górom i Dol a’Mohren.
............................Dolinie Starego Morza.
_________________ Chwała filozofom!
Ostatnio zmieniony 19.01.2005 @ 2:16:45 przez Geoffrey Monck, łącznie zmieniany 6 razy
|