Alakhai pisze:
Na pewno wywaliłbym w cholerę "Pamięć, Smutek i Cierń", "Koło czasu" i "Rapsodię", bo nudne i wtórne.
Doprawdy, niezły jesteś :) Biorąc pod uwagę, że przynajmniej pierwszych dwóch nie skończyłeś (a prawdopodobnie nie wyszedłeś poza pierwszy tom), to trzeba mieć mój tupet, żeby się tak autorytatywnie wypowiadać :P
Alakhai pisze:
Uprzedzając zarzuty i odpowiadając Vaninowi: to nie jest i nie miała być lista najlepszych dzieł w historii fantasy. To jest lista pozycji, które miłośnik fantasy powinien znać, bo albo są dobre, albo wywarły wpływ na gatunek, albo coś wnoszą do niego itd.
Jeżeli chodzi o sam kanon, to po pierwsze, żeby go stworzyć, trzeba przeczytać przynajmniej wszystkie pozycje, które się na tej liście znalazły, a jak już tu napisano, Sapkowski tego nie zrobił. Tym samym "jego" kanon można o KDR.
Jeżeli chodzi o samą kwestię fantasy vs. sf, to dla mnie sprawa jest tak oczywista, że w ogóle nie powinna podlegać dyskusji. Fantasy, nawet to spośród tych 10% które nadaje się do czytania, to w miażdżącej większości retelling. Jako taki, poza ewentualnymi nowymi środkami wyrazu (a przykłady tego można policzyć pewnie na palcach obu rąk), nie wnosi NIC nowego.
Science fiction ma o wiele większe możliwości i tutaj, spośród tych czytalnych 10% jest o niebo więcej przykładów ponadczasowości dzieł. Co ważniejsze, często okazuje się, że dopiero po wielu latach sf staje się naprawdę zrozumiałe (i nie chodzi mi tu bynajmniej o kwestię technologii - żeby daleko nie szukać - "Handlarze kosmosem" to doskonała ilustracja do mojego twierdzenia. Pięćdziesiąt lat temu ta książka nie wywoływała takiego efektu jak teraz).
Alakhai pisze:
Zresztą jeśli chodzi o mój gust w dziedzinie SF, to mniej więcej wyjaśniałem go wam w sobotnią noc u Asiołka.
No więc twój gust / sposób wyboru książek do czytania jest co najmniej kontrowersyjny. Pomijając już sam fakt tego, że od wielkiego dzwonu idziesz do księgarni i sięgasz samodzielnie po jakiś tytuł, to czytanie klasyki opierając się o kryterium Nebula/Hugo jest dosyć odważne. To mniej więcej tak, jakbyś wybierał filmy bazując na ilości Oskarów, które dostały - sam zresztą to krytykujesz.