„Słuchaj uważnie”… cichy szept, kilka niezrozumiałych słów, trzask łamanego drewna. Co jakiś czas dało się usłyszeć słowa „albo będziesz tego żałował”. Rozmowa urwała się dosyć szybko, z wnętrza domu dobiegały wciąż odgłosy nerwowego ruchu, po chwili ze środka wybiegł młody chłopak, w wieku może piętnastu lat, o kruczoczarnych włosach i równie mrocznych oczach, jednak było zbyt ciemno by ktoś mógł dostrzec te szczegóły, właściwie ulice o tej porze były puste. Niemal wszyscy mieszkańcy już dawno położyli się spać, ledwie w kilku oknach widać było migoczące światło dogasających świec. Na twarzy chłopca malowało się przerażenie, a właściwie strach o własne życie. Biegł wąskimi uliczkami, coraz bardziej oddalając się od tego domu. Niebo było zachmurzone, tylko co jakiś czas światło księżyca prześwitywało między nimi, w takich chwilach widać było co niesie w dłoniach ów uciekinier, a był to mały, jednakże całkiem ładnie zdobiony sztylet, gdzieniegdzie splamiony krwistą czerwienią. Młodzieniec zniknął za rogiem…
Rozdział I
Słońce prażyło niemiłosiernie, Paladyn spojrzał w górę w jego stronę, przysłaniał oczy chroniąc je przed nadmiernym światłem, niewielkie promyki padały na jego spoconą twarz, prześwitywały między palcami. Żołnierz spuścił głowę, przymknął oczy i głęboko odetchnął, powietrze było wyjątkowo gorące i duszące. Już ledwo trzymał się na nogach, choć dopiero minęło południe, miał dość swojej ciężkiej, płytowej zbroi, a zwłaszcza obowiązku jej noszenia. Żaden kodeks, czy regulamin nie przewidywał takich sytuacji, a przydałoby się żeby to ktoś w końcu zmienił. Nagrzana stal, z której wykonano pancerz parzyła go coraz bardziej i wydawała się być cięższą niż przed chwilą. Do tego wszystkiego doszła sprawa tego zagadkowego morderstwa, co miał o tym wszystkim myśleć? Sam nie wiedział, dopiero dotarł na miejsce zdarzenia, wokół kręciło się kilku strażników, raz po raz odpędzających tłumy gapiów. „Ludzie potrafią być tacy bezmyślni, biją się i tłoczą byle tylko zobaczyć ciało…” pomyślał i spojrzał na ludzi, hałas był nie do zniesienia, krzyki i podniecenie silnie na niego podziałały, ledwo powstrzymał się od narastającej chęci wyciągnięcia miecza. Ani jednej chmurki na niebie, która by choć na chwilę przysłoniła ten ogień i żar lejący się z nieba…
- Kapitanie! – krzyknął do niego żołnierz i zasalutował. – Jak to dobrze, że już pan jest. Musi pan to zobaczyć od rana szukamy śladów jednak nie trafiliśmy jeszcze na nic szczególnego. – Spojrzał na milczącego Paladyna, po jego twarzy spływał pot, niezrażony strażnik zwrócił się do niego ponownie – Niech pan wejdzie do środka, tam jest trochę chłodniej niż tu na zewnątrz, może zapach nie jest najprzyjemniejszy, jednak na pewno będzie lepiej niż wśród tych wszystkich wrzasków…
Paladyn spojrzał na niego gniewnie, tak że chłopak spuścił wzrok, widać było, że jest zmieszany i nie bardzo wie co ma dalej robić. Kapitan przestał zwracać uwagę na młodzieńca, znów poczuł tą nieodpartą chęć znalezienia się w środku. Spojrzał na okno znajdujące się od frontu, widział kilku krzątających się po pokoju strażników. Był w tym jakiś dziwny bezład, ich mimowolne zachowanie zaczynało go coraz bardziej bawić. Młody strażnik gdzieś zniknął. „Pewnie wrócił do środka – pomyślał – doskonale pamiętam czasy, kiedy sam…”. Nie udało mu się dokończyć poprzedniej myśli. Wśród tłumu ludzi, którzy bezmyślnie przyglądali się przez okna, oraz przekrzykiwali się wzajemnie próbując wytłumaczyć sobie całe zajście, Paladyn dostrzegł młodego chłopca. Krążył on przed wejściem, wyraźnie widać było, że jest czymś zdenerwowany. Kapitanowi wydawało się nawet, że miał tu jakąś sprawę. Ten niecodzienny widok, całkowicie zaabsorbował żołnierza, nagle okrzyki gapiów jakby przycichły, przestał też zauważać upał i krople potu ściekające ciągle po czole. Miał wielką ochotę z nim porozmawiać…
- Chłopcze! – wykrzyknął w kierunku młodzieńca, w tonie jego głosu można było wyczuć rozkaz – Podejdź no tutaj…
Ten jednak wcale nie miał zamiaru podejść do starego Paladyna, na jego słowa zareagował niemal natychmiast. Spojrzał w stronę żołnierza, poczym wbiegł pomiędzy domy. „Jeszcze tu wrócisz… ja to wiem” pomyślał kapitan, ale nie miał ani ochoty, ani sił aby za nim podążyć. W tym wieku, to przerastało jego możliwości, do tego zbroja znów zaczęła mu ciążyć.
|