Mam zwyczaj prezentowania mojej Pani co roku własnoręcznie przygotowanego kalendarza. Oprócz oczywistych tabelek, piszę krótkie teksty na każdy miesiąc.
Ciekaw jestem Waszej opinii o poniższym dziełku.
----------
Styczeń
Zima zagląda przez oszronione okna. Mleczne światło łagodnie opływa pokój, krąży wokół stolika na krzywych nóżkach i ucieka kominem. Wrony chroboczą na dachówkach, stuk naczyń z kuchni. Jest zimno, chociaż to już południe powieki wciąż się układają do snu. Styczeń to początek, początek dnia, początek reszty życia. W rękach trzymasz koniec nici, która prowadzi do końca tego roku. I nawijasz ją na miękki kłębuszek.
Luty
Bałwan z rozpaczą wpatruje się w kałużę oczkami z węgielków. Jest coraz niższy, południowe słońce wróży koniec śniegowych uciech i przemarzniętych mimo rękawiczek dłoni. Wzdłuż ulicy przechodzi nastroszony kot, na wąsach krople rosy a w głowie pierwsze przeczucie nadchodzącej wiosny. Łapki ze wstrętem omijają pełne kijanek jeziorka. Chodźmy dalej.
Marzec
W takiej ciszy słychać nawet szmer oddechu z drugiego pokoju. Chociaż wszystko w porządku, idziesz sprawdzić czy śpi spokojnie. Ręka zwinięta w piąstkę wsparta pod brodę, lekko uchylone usta spierzchnięte od sennych marzeń. Na parapecie trzy brzuchate cebule magazynują zeszłoroczne słońce, świecą złoto w szarówce marcowego popołudnia.
Kwiecień
Mysz o ubłoconym ryjku z wysiłkiem ciągnie wykopanego orzecha. Wiatr, jeszcze dość chłodny, gwiżdże na obluzowanej rynnie. Stuk, stuk, stuk - rynna obija się o narożnik domu. I dobrze. Kwiecień to okres, kiedy niedobrze jest zaczynać prace domowe. Lepiej chodzić po parku, cieszyć oczy pierwszą zielenią trawy. Z brzuchem pełnym ciepłych ciastek ze sklepiku na rogu dzień staje się lśniącą bańką doskonałości.
Maj
Zostawić telefony, komputery, telewizję. Wyrzucić z domu, za okno, z głowy. Tam są banki, rachunki i raty, plany, nadzieje i niepowodzenia. Tu jest górska ścieżka, połamane drzewa w wykrotach, zapach wilgotnej ściółki i ciemna wstążka mrówek obchodzących pień. To tylko twoja chwila, zakop ją w pamięci na później. Kiedyś będziesz mogła ją wyciągnąć, jak stare skarby z dziecięcego pudełka, pooglądać uśmiechając się lekko. Wstań i idź. Patrz. Czuj, nie myśl.
Czerwiec
Pod pokrzywioną wierzbą jest trochę cienia. Najdłuższe gałęzie zanurzają w wodzie witki, małe ryby z ciekawością dotykają je pyszczkami. Zimna woda cudownie chłodzi nogi, wstrząśnięty muł powoli oddaje strumykowi przejrzystość. Jeszcze kanapka z serem, łyk z butelki. Patrzysz na małe rzeczy; małe ryby, małe kamyki, małe plamki ptaków na niebie. Jesteś nieskończenie małą cząstką wszechświata. Wszechświat jest drżącą kulką wewnątrz Ciebie.
Lipiec
Sznur samochodów, mdlące opary spalin, ludzie o twarzach jak zaciśnięte pięści. Przed siebie, na miejsce, od godziny - do godziny. Mechaniczna stonoga wolno pełźnie obwodnicą. Olbrzymi łańcuch cywilizacji nawija wszystkich na ogniwa codzienności. Ale nie Ciebie. Bo ty siedzisz na niepotrzebnej, porzuconej pralce, machasz nogami i palcem rysujesz na jej zakurzonej pokrywie kwiaty. Słońce przypieka tak, że ziemia świeci się jak morze złota. Całe to złoto należy do Ciebie. To twój skarb. Nie musisz go pilnować - nikt o nim nie wie.
Sierpień
W szorstkim piasku, w chłodnej wodzie, pod słomkowym kapeluszem, z obtartym palcem u nogi, zakurzonym uśmiechem, pijące prosto z butelki, niemrawe od ciepła, z wargami słonymi od potu, zapodzianym sandałem, gadające do późna jest tegoroczne lato. Łapiesz je w dłonie, a ono wycieka przez palce śmiejąc się srebrzyście. Ścienny kalendarz chudnie w oczach, czas ucieka gubiąc wspomnienia. Ustawiasz je w sieni pod ścianą: złamane grabki, koszyk po jeżynach, niekompletne warcaby, koc w żółte paski. Lato, lato. Już krótko.
Wrzesień
Pies we wrześniu robi tak: wstaje i chodzi wokół stołu póki nie zwęszy że nic tam nie ma. Szuka człowieka żeby zobaczyć, co ten zrobi go zobaczy. Potem zacina się na chwilę, drapiąc za uchem zapomina o wszystkim i wraca do stołu zobaczyć. Potem kładzie się na chłodnej podłodze, patrzy w stronę miski z wodą, ale nie, później. Potem przewraca się na grzbiet i czochra o podłogę, czerwony jęzor lata jak krawat. Potem podnosi się, otrząsa i statecznym krokiem idzie do kuchni.
Człowiek we wrześniu robi tak: wstaje, idzie do pracy, wraca, je obiad, ogląda telewizję, idzie spać.
Bóg we wrześniu patrzy na psa. Ty też patrz.
Październik
W końcu nadciąga wieczorny wiatr. Stawiasz kołnierz od płaszcza, wbijasz ręce w kieszenie, piętą kopiesz mały dołek. Park czerwony od zachodu słońca przykrywa się szelestem liści. Zasapany autobus wtacza się na przystanek. W środku ludzie tacy sami, oczy w oknach, ręce na plecakach, palce tańczą na klawiaturach telefonów. I tylko jedno dziecko patrzy na Ciebie, oczy ma brązowe jak kasztany, którymi masz wypchane kieszenie. Dajesz mu jednego, a ono zaciska je w pulchnej dłoni. Uśmiecha się, zagląda Ci w serce i znajduje tam tylko jesień.
Listopad
Chrup, chrup, chrup - armia ludzików drapie szyby. Pierwsze przymrozki zmusiły ich do przetrząśnięcia skrytek samochodów, do spędzenia wśród innych więcej niż pół minuty. I oto przypominają sobie imiona sąsiadów, numer mieszkania, przeszłe wydarzenia. Zjednoczeni wspólną koniecznością, uśmiechają się do siebie, klną z przekąsem na pogodę, wymieniają szczotkami i dobrymi radami. Widzisz to wszystko z okna, popijając poranną kawę uśmiechasz się wraz z nimi. Tak, blisko, tak daleko. Nie pozwól się zahibernować w obojętności. Oni liczą na Twój uśmiech.
Grudzień
Krzywa jak nieszczęście choinka błyska do Ciebie milionem światełek, w powietrzu pachnie wypiekami i kolędą. Wreszcie chwilka czasu. Więc usiądź. Więc popatrz. To już ostatni miesiąc, zwijałaś kłębek wspomnień przez cały rok. Popatrz na to, co trzymasz w dłoni. Przewiń wspomnienia do początku, i powoli spłyń nimi aż do dziś. To był dobry rok. Odłóż kłębek do pozostałych. Wkrótce musisz zacząc nowy.
|