"Gra Endera" za mną. Bardzo dobra, Hugo i Nebula w pełni zasłużone. Czytało się lekko, szybko, wciągało, a to ważne. Jedno trzeba IMO o Cardzie powiedzieć - grafomanem nie jest.
Sam pomysł bardzo ciekawy, to podobało mi się w powieści najbardziej. Anya pisała, żę denerwowały ją te genialne dzieci - mnie nie. To było całkiem... zabawne :)
Mnie nie spodobało się co innego. Może nie powinnam wypowiadać się tak, jakbym próbowała pouczyć autora, jak powinien napisać swoją powieść, ale IMO coś przeoczył. Dzieci... były za mało dziecinne. Geniusz geniuszem, taktyka taktyką, ale najardziej niewiarygodne było to, że nie miały mentalności dzieci. Opowieść zyskałaby, gdyby ten ich geniusz naprawdę ograniczył się do łamigłówek umysłowych. Kiedy uczniowie Szkoły Bojowej ze sobą rozmiawiali nie czułam, że mają po pięć, czy nawet dwanaście lat. Cardowi nie udało się mnie przekonać, że to dzieci, które chcą być dziećmi, a które tracą swoje dzieciństwo... Ender wielokrotnie o tym rozmyślał, ale fakt, że w ogóle ubierał to w słowa psuł efekt.
Rozwiązanie, sama istota gry, którą Ender prowadził, bardzo mi się podobało. I można było IMO na tym zakończyć. Cały ten numer z Mówcą Umarłych w finale był jakby nie z tej bajki, nie pasował do reszty. Cóż, jeszcze zobaczę, jak to zostało rozwinięte w kolejnym tomie, ale jakiś niezgrabny wydał mi się pomysł z Mówcą.
_________________ For six months I couldn't sleep. With insomnia, nothing's real. Everything is far away. Everything is a copy of a copy of a copy. ~ Fight Club
Nowe miejsce w sieci.
|