Ireth pisze:
Co do "Firefly", to mnie tam ten chiński zainteresował :)
Właśnie, techniczna strona serialu - kapitalna rzecz. Płynne przejścia z angielskiego na mandaryński (głównie, gdy się komuś chce spuścić zjebkę ;)) albo wyrazić uznanie / podziw) na początku mnie zaskakiwały, potem zauważyłem, że śmieję się z chińskich pieprznych wtrętów - więc żre. Efekty, które, jak na telewizyjną produkcję urywają dupę przy samych pachach. W zasadzie jeśli spojrzeć na "Serenity" i "Firefly" to nie ma od strony technicznej większych różnic - komplement dla serialu. Pomijam tu f/x-y, ale np. strzały w próżni - cisza. Zero dźwięku, mimo, że coś tam wybucha. Żadnych "fiuuuuu, fizzzzz, buuuummmm!!" jak w Gwiezdnych Wojnach - jest pełen realizm :) Praca kamer - te gwałtowne zoomy, cyfrówki z ręki, wrażenie absolutnego realizmu, jakbyśmy byli dziesiątym członkiem załogi. Genialna sprawa, od pierwszego odcinka wyszukiwałem sobie te techniczne smaczki. Drobiazgi, a cieszą oczy :) Plus ta cholerna piosenka tytułowa, która włazi w łeb i nie chce wyjść. Plus postaci, z których każda ma swoją historię, sekrety, z których każda jest unikalna. Ileż dodaje Malowi to jego "Shiny!". Doktor Tam nie byłby tak ciekawie skonstruowany, gdyby nie ta arystokratyczna sztywność, "stiff upper lip". River - jej psychozy, traumy, jej niezwykłe, powoli odkrywane zdolności, najfajniejsze jest to, że czasami patrzymy na świat jej oczami. Nie rozumiemy jej do końca, ale jest fascynująca - choć nie do końca "bezpieczna". Kaylee jest słodka :) Zwłaszcza, jak wpada w techniczny żargon - świetny kontrast między buzią seksownej laleczki a geniuszem mechanicznym. Jayne - skurfysyn, tępak, dla kasy sprzedałby mamę - a mimo to da się lubić. Choć akurat Jayne'a lubię najmniej z tej paczki, bo chciałby wykopsać Reynoldsa. Kim do cholery tak naprawdę jest Shepherd Book, to tylko on wie. Ten łowca z ostatniego odcinka mówi o nim "he ain't no shepherd!". Jest na bank jakąś szychą w Sojuszu. Ale kim? Szkoda, że tego się już raczej nie dowiemy, to była chyba najbardziej intrygująca postać w serialu. Za to Inara jest chyba najbardziej egzotyczna i malownicza. Ciekawe podejście do kilku spraw. I to ciągłe iskrzenie między nią, a Reynoldsem :) Zresztą podobnie jest między Simonem a Kaylee. W obu wypadkach non consumatum erat :) A jeszcze Wash i Zoe, ogień i woda, poważna służbistka i pilot-geniusz o mentalności trefnisia, od razu widać, że to para na całe życie.
I mając TAK skonstruowane postaci, mając świetne scenariusze kolejnych odcinków, wpakowawszy kupę forsy w przedsięwzięcie stacja Fox podziękowała "Firefly" za uwagę po 15 odcinkach z powodu niskiej oglądalności. Tu wstawcie sobie dowolne przekleństwa. Oczywiście po chińsku :)
PS. Ulubieni "badgys" - Blue Gloves (niby nic, ale napięcie sięgało zenitu) i Niska. Przede wszystkim Niska. Stary, sadystyczny, tchórzliwy sukinsyn. Ooo, jak ja go w "War Stories" nienawidziłem :))