Odświeżę stary temat, film który ostatnio widzieliśmy nadaje się tylko do niego. Uwaga, będą spoilery ale można czytać, bo to coś nie jest warte oglądania.
"Cloverfield", zwany też "Projekt: Monster". Bogowie, oboje z Alą stwierdziliśmy, że dawno nie oglądaliśmy takiej chały. Generalnie to miks pomysłów wziętych z innych filmów, łatwo zgadnąć z jakich. Początek jest mocny, plansza stylizowana na ekran super-hiper tajnego komputera Tajnej Organizacji Rządowej, jakieś liczniki i inne widgety a do tego napis (cytuję z pamięci) "Zapis z karty SD kamery znalezionej na terenie byłego Manhattanu". Wow. Film jest stylizowany na dokument, kręcony amatorską kamerą z ręki. Rozkręca się długo, pierwsze 15-20 minut to życie pary młodych ludzi, scenki z zakupów, z ulicy itp. Później mamy przyjęcie z okazji dostania pracy przez ich znajomego na menedżerskim stanowisku w Japonii. Nuda i nic się nie dzieje jak w polskim filmie, a do tego pieprzenie głupot, jak na początku "Grindhouse". Kiedy widz ma dość i zaczyna się zastanawiać o co chodzi, następuje wstrząs i na chwilę gaśnie światło. W telewizji mówią, że koło Manhattanu przewrócił się statek przewożący ropę. Jak się nietrudno domyśleć - telewizja kłamie. Wszyscy wychodzą z domu, na ulicach eksplozje, mnóstwo dymu a w dymie coś. Nie widać jeszcze co, ale jedna z imprezowiczek łka że to zjada ludzi. Nasi bohaterowie postanawiają uciec z Manhattanu przez most. W tak zwanym międzyczasie pojawia się wojsko, przez megafon z helikoptera płyną standardowe komunikaty, w stylu "Proszę się nie zatrzymywać, przechodzić przez most, opuścić wyspę". Proces ewakuacji jednakowoż zostaje zakłócony przez ogon (wyglądający jakby grał wcześniej w "Parku Jurajskim" albo "Godzilli"), który rozpieprza most i zmusza bohaterów do powrotu na Manhattan. Okazuje się też, że dziewczyna owego znajomego, który miał do Nipponu wyjechać jest u siebie w domu, przygnieciona przez ścianę. Znaczy - wyruszają na ratunek i po chwili widzą potwora. Monstrum jest z grubsza humanoidalne, ale występują dysproporcje w rozmiarze kończyn, a do tego ma ogon. Spece od efektów specjalnych nie popisali się, wyraźnie widać że w pewnych momentach potwór jest większy a w innych mniejszy. Ale nic to - bohaterowie idą by dziewczynę znaleźć, uratować i uciec z Manhattanu, zanim nastąpi bombardowanie monstera. I tak ad mortem defecatum, wystarczy streszczania fabuły. Dodam jeszcze tylko, że nie jest wyjaśnione skąd ów potwór się wziął, kto go stworzył itp. Można domyślać się że wydostał się z owego tankowca i nic więcej o nim nie wiadomo. To chyba nowość w amerykańskiej kinematografii. Sam film rozkręca się tak schematycznie i liniowo, że aż głowa boli. Nawet zakończenie nie jest zaskoczeniem, można się go domyśleć z początkowej planszy. Ogólnie dno i metr mułu, stylizowane na twór artystyczny. Omijać szerokim łukiem.
_________________ The infection has been removed The soul of this machine has improved
|