Przeczytane z najnowszej NF:
Neil Gaiman, „Ja, Cthulhu” – bardzo mi się podobało. Opowiadanko oparte na prostym pomyśle, ale urocze i sympatyczne, no i przede wszystkim dobrze napisane, co w porównaniu z takimi np. „Skrzydłami orła białego” nie jest bez znaczenia.
No właśnie, te nieszczęsne „Skrzydła...”. Mam kłopot z tym tekstem, bo nijak nie mogę się połapać, czy autor pisał to na poważnie czy dla jaj. Liczne naiwności oraz nawiązanie wprost do Marka Twaina mogą świadczyć, że to jednak żart, ale żart powinien być zabawny, a to opowiadanie nie jest... Tzn. dla ścisłości jest, ale jakby nieintencjonalnie... Momentami opowiadanie wydaje mi się napisane w konwencji młodzieżowej (dość kiepskiej) przygodówki, takiej gdzie bohaterowie zachowują się, jakby z góry wiedzieli, że nic się im nie stanie – np. Erin i Ted, dowiedziawszy się, że właśnie znaleźli się w środku siedemnastowiecznej bitwy stwierdzają, że „przygoda może okazać się naszym fortem McHenry” czy jakoś tak. O tym, żeby się choć trochę wystraszyli czy choćby zaniepokoili nie ma mowy...
No i dialogi, bardzo niedobre dialogi... :(
„Odór krwawego antykwariatu” – pomysł niezły, początek też, ale im dłużej czytałam to opowiadanie, tym mniej mi się podobało. Natłok żartów, żarcików, nawiązań, parodii itp. raczej męczy niż bawi. Gdzieś w tym natłoku popiskuje prawdziwy humor, ale zbyt cicho, na dziesięć zamierzonych dowcipów wypalają może ze dwa, trzy... Choć z drugiej strony może i nie powinnam marudzić, bo nie jestem targetem takich opowiastek, za humoreskami nie przepadam, a już takich zwariowanych tekstów, gdzie nie liczy się bohater ani fabuła, tylko ciąg żartów, nie lubię w ogóle.
|