Halo, halo. Podaję informację przestrzegającą przed dziełem pt " Grimpow" :-)
Nabyłam kiedys drogą kupna w markecie
to cóś. Cóś zachwyciło mnie niezwykle promocyjną ceną ( przecenione na 10 zeta) i informacją, że oto dostaję w ręce " hiszpańskie
Imię Róży".
Po pół roku zaczynania doszłam w weekend do 200 strony. Owszem, ma to dużo wspólnego z Imieniem Róży. Jak do tej pory, akcja dzieje się w klasztorze, który ma bibliotekę.
Jeśli pasjami uwielbiacie:
- narrację prowadzoną zdaniami pojedynczymi ( a la Eragon, jak ktos czytał)
- niemiłosierną schematyczność postaci i fabuły ( Wsiowy Prostaczek, który nagle dostał w Niejasnych Okolicznościach Tajemniczy Kamień Z Którym Nie Wie, Co Zrobić, Ale Wszyscy Tego Kamienia Szukają)
- spojlerowanie przez autora kolejnego rozdziału w ostatnim zdaniu rozdziału poprzedzającego ( typu: " Grimpow nie wiedział, że widzi swojego przyjaciela po raz ostatni", po czym przyjaciel ginie dwie strony dalej - coś a Stirlitz)
- tajemniczych templariuszy i ich wielką tajemnicę, kody, kamienie filozoficzne, wiedzę ukryta przed maluczkimi, sekretne stowarzyszenia rządzące światem ( jednym słowem, główne grzechy powstałe przez skrzyżowanie Ludluma z Brownem)
TO TA KSIĄŻKA BARDZO WAM SIĘ SPODOBA!
A ja lojalnie ostrzegam, spojlerując niemiłosiernie. Nie wiem, czy ją przeczytam w całości. Chyba nie chcę się aż tak odmóżdżyć, za dużo fajnych rzeczy ostatnio czytałam :-)))