W ramach regularnego wreszcie oglądania dobrnęliśmy gdzieś do połowy trzeciej serii. I tak: po pierwsze, zdecydowanie jestem uzależniona od tego serialu. Hugh Laurie jest genialny, ale to w końcu żadne zaskoczenie. Swoją drogą fanom jego talentu zdecydowanie polecam, oprócz Blackaddera, na pewno wam znanego, dwa jego seriale: "A Bit of Fry and Laurie" i "Jeeves and Wooster". W obu zresztą popisuje się świetną grą na pianinie:-). Ale wracając do Housea', stwierdzam, że gdyby nie Hugh, to chyba nie byłabym w stanie tego serialu oglądać. Pisaliście, że nie przeszkadza wam poświęcanie prawdopodobieństwa na rzecz dramatyzmu. Ja muszę powiedzieć, że odrobinę czegoś takiego zniosę, ale mocne przeginanie mnie wkurza. A twórcy serialu przeginają, aż furczy. To jednak jest serial mocno oparty na zagadce medycznej, dobrze byłoby więc, gdyby medycyna miała tu ręce i nogi.
Dwa przykłady, które doprowadziły mnie do szału po prostu: wychwalany wyżej "Son of a coma guy", w którym bzdura poganiała bzdurę. Ok, fajnie, że House sobie zachciał pogadać z gościem w stanie wegetatywnym, fajnie, że powołując się na książkę "Przebudzenia" stworzył koktajl zawierający m.in. L-dopę. Tyle że obudzeni w książce ludzie chorowali na śpiączkowe zapalenie mózgu, nie mieli jak facet tutaj mózgu uszkodzonego z powodu braku tlenu. L-dopa czy nie, tacy ludzie jak ten facet nie budzą sie sprawni, radośni i domagający się steka. Jego zegar wewnętrzny pracował? No wolne żarty po prostu. A już koniec odcinka to był szczyt wszystkiego. Facet się zabija, żeby oddać synowi serce. Mam nadzieję, że wiedzieli na pewno, że nadawał się na dawcę? Poza tym on się zabił, a oni co, wrzucają trupa na tyle siedzenie Volvo Wilsona i hajda do szpitala macierzystego? Pomijam fakt, jak niezgodne to z prawem, ale narazili jeszcze serce na niedotlenienie.
Druga rzecz: owszem, nie ukrywam, że się uśmiałam, kiedy House wpakował nieboszczykowi kule do mózgu, żeby przetestować rezonans, choć to było tak nieetyczne, że szok- no ale oni wciąż łamią etykę, więc tu nic nowego nie było. Tylko po co właściwie był ten tekst, skoro magnetyczne działanie rezonansu jest dobrze znane? Ale mniejsza o to, mogę uznać, że sprawdzali tę konkretną powłokę kuli. Bzdurą było tak naprawdę to, co stało się w komorze. Owszem, rezonans wyciągnął kulę, ale jak "pacjent" był już prawie w tunelu, a oni uruchomili maszynę. Otóż główne pole magnetyczne działa zawsze, a nie po uruchomieniu guzika start. Do pokoju, w którym stoi MRI nie można już wejść z np. kluczami. Rezonans pracuje w bardzo niskiej temperaturze, żeby mógł funkcjonować prawidłowo, chłodzony jest drogim ciekłym helem i nie wyłącza się go, o ile nie ma awarii. Wyłączenie oznaczałoby ucieczkę helu, rozgrzanie się sprzętu, stratę kasy i kilku dni na ponowny rozruch. No ale niech im tam będzie.
Inna rzecz, ale to już mnie zadziwia tylko przez kontrast z polską służbą zdrowia. Nieodmiennie mnie dziwi, że oni nigdy nie rozważają, czy drogiego badania nie zastąpić tańszym. Czasem zamiast rezonansu wystarczy tomografia, a już mniej kosztuje;-). Biedni ci ubezpieczyciele ich pacjentów;-). House w kółko pakuje swoich pacjentów pod najdroższe urządzenia:-)
Uff, wyrzuciłam, co mi leżało na wątrobie;-)
A, cieszę się, że wątek z policjantem już się skończył. Moim zdaniem był już nie do zniesienia po drugim odcinku.
_________________ I will always need your love/Wish I could write it in the daily news You, on the other hand, are a sweet little eclair on the outside and a pit bull on the inside- Charlaine Harris
|