Jarek Kulawiec pisze:
Rzeczywiście trochę przesadziłem z krytykowaniem Yennefer, niemniej jednak mimo swej szlachetności i piękna, nie jest kobietą "atrakcyjną", nie wiem nawet czy to naprawde postać z krwi i kości, pełno w niej sprzeczności, mam wrażenie że Yenn z opowiadań i z sagi to zupełnie inna postać (...)
Jeśli spojrzysz na to, jak powstawały opowiadania a jak potem saga, wiele się wyjaśni:)
Ale sądzę, że bardziej z krwi i kości jest ktoś, w kim pełno jest sprzeczności, niż szczebiocząca i naiwniutka dziewczyneczka (która doświadczenia życiowego sporo miała, więc ze szczebiotania powinna dawno wyrosnąć).
Ale to, jak napisałam, chyba kwestia sympatii i antypatii autora. Mam wrażenie, że pisząc sam coraz większą sympatią darzył Yen, której nadał wiele cech bardzo ludzkich (i bardzo kobiecych), a coraz mniej serca miał dla wesolutkiej ale pustej Triss. I to widać.
Poza tym, nie demonizujmy, wolałbyś kobietę, która powiedziałaby ci wprost, że jej zależy na czymś, nawet, gdyby powiedziała to krzycząc a poparła latającym słoikiem, czy taką, która nigdy by cię nie skrytykowała, nigdy by nie miała szczególnych życzeń czy próśb, ale za to za twoimi plecami sypiałaby z twoim kumplem? Bo dla mnie takie cechy reprezentują te dwie postaci. Skrajne do granic możliwości, ale chyba większą grozą napawa mnie fałsz niż emocje. I pisarza chyba też, skoro Triss wiedźmin podziękował, mimo, że mógł ją mieć w każdej chwili a o Yen wciąż myślał, nawet w sytuacjach intymnych z innymi paniami.