Apacz pisze:
Co do ekwipunku, to rzeczywiście myśli o plecaku na wodę. Nie wiedziałem, że jest taki w Lidlu. A dlaczego bez pojemnika? Być może jeszcze kupi czołówkę (wybiegają o 4 rano).
Bez pojemnika z prostego powodu - nie było go w zestawie. ;) Ale widziałem kiedyś takie w Decathlonie, więc przy najbliższej okazji dokładniej się im przyjrzę.
Apacz pisze:
Ja się w bosą stopę nie wkręciłem, ale pewnie głównie ze skąpstwa. Nawet ze znajomym będącym dystrybutorem, takie buty to wydatek rzędu 400-500 zł. A na razie wcale nieźle mi się biega w btach Brugi za niecałą stówkę. :)
Tradycyjne buty znanych producentów też kosztują 400-500 zł. Mnie zawsze (czyli w sumie trzy razy) udawało się kupić sporo przecenione (np. w Fashion House, nie w warszawskim, ale blisko ;), a i tak był to wydatek ok. 250 zł.
Niestety, ceny butów (i nie tylko butów) w Polsce to szaleństwo. To znaczy w przeliczeniu kosztują mniej więcej tyle, co w UK, ale przyjmując, że zarabia się powiedzmy 1200 (pomijając jednostki), to różnica w cenie między 100 a 500 jest masakryczna.
Zawsze to jakiś plus tego wygnania. ;)
Innym jest istnienie sklepów z rzeczami używanymi, z których dochód przeznaczany jest na cele charytatywne, czyli "charity shopów" (ekonomia języka to jednak dobra rzecz). Dzięki temu udało mi się tanio zdobyć ubrania do biegania dobrej jakości i w bardzo dobrym stanie, czasem nawet z oryginalnymi metkami.